
Ratowanie biznesu ukraińskich kolei miało być dla Wojciecha Balczuna sympatyczną przygodą, delegacją z honorarium 1,5 miliona dolarów, ale zmienia się w koszmar. Polski prezes zdążył już rozwścieczyć 300 tys,. pracowników, mafię żyjącą z ograbiania kolei i na dodatek naruszył interesy ukraińskich oligarchów.
O Wojciechu Balczunie mającym uratować ukraińską kolej głośno zrobiło się w kwietniu tego roku. Polak miał powtórzyć to samo, co zrobił w Polsce, kiedy w 5 lat postanowił na nogi spółkę przewozową PKP Cargo. Firma przynosiła straty choć faktycznie była monopolistą na rynku. Po restrukturyzacji jest notowana na giełdzie w Warszawie.
Dodaje, że zagranicznym ekspertom, z których pomocy korzysta ukraiński rząd zaczyna już brakować zapału. Wypalą się tak samo jak Aivaras Abromaviczius, minister rozwoju, a z pochodzenia Litwin – podał się do dymisji, gdy zoorientował się, że światłych reform jakie zaplanował nie chcą ani jego urzędnicy, ani polityczny sprzymierzeńcy. To właśnie on najbardziej promował Balczuna, obiecując, według nieoficjalnych informacji, 1,5 mln dolarów za sukces w transformowaniu kolei.
Ukrzaliznycja nie da się nawet porównać do PKP Cargo – pod każdym względem jest w trudniejszej sytuacji. To wyzwanie, które mi jest trudno porównać do czegokolwiek na świecie. Moja rola, jako szefa kolei ukraińskich, sprowadzi się do zainicjowania maksymalnie wielu zmian. Liczę się z tym, że to na mnie spadnie krytyka, bo zwykle, gdy zaczyna się coś naprawiać najpierw trzeba zburzyć stary porządek. Ale w efekcie powinny powstać podwaliny pod nową, europejską, dobrze zorganizowaną, efektywną, generującą zyski kolej. Czytaj więcej
Napisz do autora: tomasz.molga@natemat.pl
