W młodości był hipisem, choć dziś ten etap swojego życia nazywa "lewackim zaczadzeniem". Swoją ówczesną dziewczynę, Korę, miał uczyć palić trawkę, ale sam się tego wypiera. Działał w Komitecie Obrony Robotników i Solidarności. Teraz cała Polska poznała go jako posła PiS, który śmieje się, gdy jego pracownik szarpie obywatela w Sejmie.
Napisać o Ryszardzie Terleckim, że jest posłem Prawa i Sprawiedliwości, to napisać zbyt mało. Wszak jest wicemarszałkiem Sejmu, a to znacznie poważniejsza funkcja. Jako opozycjonista w PRL otrzymał medal "Niezłomnym w słowie" za działania na rzecz wolności słowa. Teraz pochwala naruszenie nietykalności osobistej człowieka, który spontanicznie zadał mu pytanie na konferencji prasowej.
Na nagraniach jasno widać, że mężczyzna goszczący w Sejmie kilka razy opędza się od szarpiącego go szefa biura prasowego PiS, a wreszcie nie wytrzymuje tego niechcianego obłapiania i rzuca go na podłogę. Marszałek Terlecki, medalista wolności słowa, chwali postępowanie swojego pracownika. Wskazuje, że przecież goszczący w Sejmie mężczyzna mógł mieć nóż (co swoją drogą jest interesującą opinią o jakości pracy Straży Marszałkowskiej). Krótko mówiąc, według Terleckiego pracownik PiS zachował się prawidłowo.
Z Krakowa do Warszawy
Terlecki urodził się w 1949 roku. Wykłada historię na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie, mieście, z którym był związany przez całe życie. Tam ukończył studia, obronił doktorat i został profesorem zwyczajnym. Był radnym Krakowa w latach 1998-2002 i 2006-2007. Do wielkiej polityki wszedł w 2007 roku, gdy został wybrany do Sejmu z listy PiS. W następnych wyborach powtórzył sukces i dostał się do parlamentu zdobywając ponad trzy razy więcej głosów.
Ale po drodze zdarzały mu się też porażki. Jedną z nich była przegrana w wyborach na prezydenta Krakowa z Jackiem Majchrowskim, a kolejną nieudany start do Parlamentu Europejskiego w 2014 roku. Ale tempa nabrała jego kariera wewnątrz partii. Jeszcze w 2011 roku wszedł do komitetu politycznego PiS, a w 2015 został przewodniczącym klubu parlamentarnego partii. Uzyskał także nominację partii na wicemarszałka Sejmu. Teraz jest jedną z najważniejszych osób w państwie, a jednocześnie jednym z najbardziej zaufanych podwładnych Jarosława Kaczyńskiego, prezesa partii. I, rzecz jasna, pobożnym przeciwnikiem legalności przerywania ciąży.
Przerwana komunikacja
Potrafi żartować ze swojej wierności partyjnemu przywódcy. Swego czasu podał dalej na Twitterze prześmiewcze zdjęcie, jakoby zdradził szefa partii przez pogłaskanie psa. A Kaczyński jest przecież znany z miłości do kotów.
Jednak na Twitterze Terlecki pojawia się i znika. W ciągu 5 lat napisał zaledwie 113 tweetów. Ostatni pochodzi jeszcze z kampanii wyborczej - Terlecki zachęca do głosowania na siebie wysmakowanym, jak na polskie standardy, spotem. Jednak od momentu dostania się do Sejmu w 2015 roku Terlecki zarzucił komunikację ze społeczeństwem na Twitterze.
Jego strona internetowa odstrasza komunikatem o groźbie zawirusowania komputera. Komunikacja z suwerenem zostaje ucięta również na tym kanale. W grudniu 2015 roku publicysta Cezary Michalski nazwał wicemarszałka Terleckiego "zamordystycznym hipisem". To był czas wzmożonego ataku PiS na niezależność Trybunału Konstytucyjnego od partii. Terlecki był za przyspieszeniem ofensywy. – To wymaga teraz pewnego pośpiechu, bo jeżeli media wyobrażają sobie, że będą przez najbliższe tygodnie zajmować Polaków krytykowaniem naszych zmian czy naszych projektów zmian, to trzeba to przerwać – mówił dawny medalista wolności słowa.
Mury, zamiast mostów
Sam wicemarszałek nie podnosi telefonu. Nie udaje się także porozmawiać z kilkoma posłami PiS. Ale opozycja mówi chętnie. Według posłanki Joanny Scheuring-Wielgus z .Nowoczesnej, incydent na konferencji wicemarszałka Terleckiego to tylko kolejny dowód na to, że PiS, wbrew swoim szczytnym hasłom, odgradza się od społeczeństwa. Ale odgradzanie, zdaniem posłanki, nie ogranicza się tylko do suwerena. – PiS buduje też mur między sobą i opozycją, sobą i dziennikarzami, sobą i Unią Europejską – mówi Scheuring-Wielgus. Na miejscu Terleckiego po prostu odpowiedziałaby na pytanie i nie dopuściła do szarpaniny. Standardy, które zaprezentował Terlecki, nazywa standardami PRL-u.
Wtóruje jej rzecznik PSL, Jakub Stefaniak. - Ten przykry incydent skupia jak w soczewce prawdziwy obraz partii rządzącej, która już nie raz pokazała że tak naprawdę nie lubi ludzi. PiS chce odgrodzić się murem od Polaków - już zamknął przed nimi teren Sejmu, chce też przenieść dziennikarzy do innego budynku, zapewne po to by utrudnić im zadawanie niewygodnych pytań rządzącym. To zdecydowanie niedobra zmiana - mówi Stefaniak.
Bogdan Borusewicz, marszałek Senatu (PO), ucina sprawę krótko: od ewentualnych interwencji jest Straż Marszałkowska, a nie pracownicy biura prasowego. Bardziej rozmowny jest Jan Grabiec, rzecznik Platformy. Aprobatę wicemarszałka dla działań pracownika kwituje ironicznie. – Wygląda na to, że PiS ma kolejnego kandydata do Złotego Medalu za zasługi dla obronności kraju – kpi Grabiec. – Ma dorobek nie gorszy od Bartłomieja Misiewicza, rzecznika MON – dodaje. Zdaniem Grabca to kolejny przykład tego, że PiS usprawiedliwia stosowanie przemocy.
Sam wicemarszałek nie może odnieść się do sprawy, bo żaden z jego telefonów nie odpowiada. A szkoda, bo nie może odpowiedzieć na pytanie, czy podtrzymuje pomysł niepłacenia abonamentu na TVP, który lansował za rządów Platformy. Nie wypowie się też na temat, jak ocenia przykrywanie manifestacji KOD przez PiS w kontekście swojego tekstu "Każdy reżim boi się ulicy". Może kiedyś będzie okazja, by je zadać - w końcu mamy wolność słowa.