Podobno nikt tyle nie narzeka, co mieszkańcy krainy nad Wisłą. Może coś w tym jest, w końcu to start-up z Wrocławia wpadł na pomysł stworzenia aplikacji, dzięki której będziemy mogli zdrowo sobie ponarzekać. Poznajcie Haterick, przestrzeń (prawie niczym) nieskrępowanego hejtu.
Pomysł jest w zasadzie prosty. Znalazłeś się w sytuacji, która, delikatnie rzecz ujmując, napawa frustracją - stoisz w korku, spóźniłeś się na pociąg, ta głupia baba z klatki obok znowu nie posprzątała po swoim jamniku - podziel się swoimi negatywnymi emocjami z innymi, pisząc zjadliwy komentarz do rzeczywistości na Haterick.
Wojciech Michalak, pomysłodawca Haterick z grupy Rino Apps zdradza nam, że do stworzenia aplikacji, w której będziemy mogli dać upust negatywnym emocjom, zainspirował go tekst naszej redakcyjnej koleżanki, opisujący frustracje młodzieży względem świata dorosłych. Szybko zdał sobie sprawę, że brakuje w sieci miejsca, w którym młodzi ludzie mogliby bez skrępowania dzielić się tym, co ich boli.
Tylko po co to robić? Czy hejt nie jest dostatecznie dużym problemem w sieci? -Wyrzucanie z siebie negatywnych emocji przynosi nam pewną ulgę. Stworzyliśmy przestrzeń, w której młodzi ludzie mogą dzielić się doświadczeniami, mogą rozmawiać o swoich problemach, zobaczyć, że inne osoby doświadczają czegoś podobnego - wyjaśnia Michalak.
Badanie socjologiczne?
Twórcom zależy na tym, by na stworzoną przez siebie aplikację patrzeć w nieco szerszym kontekście. Już kilka chwil spędzonych na Haterick uświadamia, że to kopalnia wiedzy o pokoleniu Y. Michalak zauważa, że właśnie wiadomości o nim dzisiaj najbardziej nam brakuje, co widać zaglądając chociażby do świata reklamy.
Reklamodawcy zupełnie nie rozumieją, jakie są potrzeby pokolenia Y. Proponowane reklamy całkowicie do niego nie przemawiają. A wystarczy wejść do naszej aplikacji, tam wszystko jest - to, jacy są młodzi ludzie, czego oczekują, co ich boli.
Zamiast like it, hate it
Haterick nie jest skierowane wyłącznie do młodych. Choć minął zaledwie tydzień od jej premiery, liczba użytkowników z dnia na dzień rośnie - dziś jest to ponad 1,5 tys. użytkowników dziennie. Sama aplikacja też wciąż intensywnie się rozwija.
Obecnie wszystkie umieszczane komentarze są anonimowe i trafiają do jednego worka. Dodano już jednak funkcję tworzenia komentarzy, a w przyszłości społeczność Haterick ma nieco przypominać Twittera - użytkownicy będą mieć swoje profile, niekoniecznie anonimowe, choć do takich zachęcać ich będą twórcy. Będzie też możliwe śledzenie innych profili i filtrowanie pod ich kontem wyświetlanych treści.
W stopce aplikacji czytamy: „Haterick nie powstał do szerzenia nienawiści na jakimkolwiek tle. Stworzyliśmy go dla zabawy. Jeśli widzisz, że ktoś tego nie rozumie, zgłoś jego post (..)."
Twórcy robią wszystko, by na bieżąco eliminować treści, które są niezgodne z prawem. Podczas rejestracji do aplikacji użytkownik może przeczytać długą listę tego, czego w ramach korzystania z Haterick robić nie wolno.
Między innymi:
- umieszczać treści dotyczących prywatnych spraw innych osób;
- w sposób bezpośredni atakować i obrażać innych;
- załączać linki do stron internetowych naruszających prawo;
- publikować treści pornograficzne;
- zamieszczać dane osobowe;
- zamieszczać reklamy;
- naruszać dobre obyczaje, szczególnie w kontekście informacji o konkretnej osoby, tragedii i katastrof, inwalidztwa, ciężkich chorób itd.;
- nawoływać do agresji lub czynu zabronionego;
- nawoływać do nienawiści na tle różnic narodowościowych i innych;
- naruszać prawa autorskie innych osób.
Zgoda z warunkami korzystania z aplikacji (które, umówimy się, niewielu czyta) to oczywiście za mało. Przypadki łamania prawa mogą zgłaszać sami użytkownicy, a nad całością czuwa grupa moderatorów.
Co zatem wolno użytkownikom aplikacji? Na przykład posługiwać się żartem czy rzucić tu i tam trochę wulgaryzmów. Można komentować wydarzenia i osoby, jednak bez naruszania dóbr osobistych tych ostatnich. Wydaje się, że pomimo tak długiej listy zakazów jakoś to na razie funkcjonuje i jak na razie start aplikacji można uznać za pomyślny.
Reklamodawcy zupełnie nie rozumieją, jakie są potrzeby pokolenia Y. Proponowane treści całkowicie do niego nie przemawiają. A wystarczy wejść do naszej aplikacji, tam wszystko jest - to, jacy są młodzi ludzie, czego oczekują, co ich boli.