Dziś Dzień Dziecka. W szkołach feta, festyny, luz, nauczyciele bardzo mili. Przez chwilę, przez jeden dzień. Jutro znów zacznie się narzekanie na dzisiejszą młodzież. Że nie szanuje starszych, szkoły, zasad, świata w ogóle, jest kompletnie rozbestwiona. "Stosunek uczniów do nauczycieli jest porażający" – grzmią raporty. A jak wygląda to z drugiej strony? Spójrzmy trochę przewrotnie. Oczami dzieci i młodzieży.
Oczywiście dostaje się i rodzicom, i nauczycielom. #CoMnieWk..wia bije tutaj rekordy popularności, ale nie tylko ten hashtag. Na Twitterze mnóstwo opowieści młodych o tym, dlaczego denerwują ich dorośli. Jak bardzo nie okazują im szacunku. Albo każą dzieciom coś robić, a sami zachowują się inaczej. "U mnie rodzice chodzą tylko w święta do kościoła, a mi to każą chodzić co niedziele i mnie to wk..wia trochę" – to przykład dorosłej hipokryzji w oczach dziecka.
Naprawdę nie trzeba wielkiego wysiłku, by choć trochę tych racji uwzględnić. Ot, nauczyciele, prosta rzecz. Wystarczy odpowiadać na "dzień dobry"... Już dzieci w szkole podstawowej to widzą, a im starsze, tym analiza doroślejsza. Druzgocąca dla dorosłych, niestety. Pokazująca, że oni też kultury nie mają.
"Czy chcą nas wykończyć w upał?"
Zacznijmy od nauczycieli, bo tu zdenerwowanie jest zdecydowanie większe. Oczywiście nie dotyczy wszystkich, jest przecież wielu wspaniałych pedagogów. Ale tak to widzi młodzież. Oto jej głos, nie zawsze głoszony piękny językiem.
Jest czerwiec, za chwilę wakacje, pogoda już mocno letnia. I okazuje się, że właśnie teraz zaczęli się nad uczniami pastwić, bo przypomnieli sobie, że przez cały semestr zebrali za mało ocen. W dziesiątkach szkół w całym kraju nastąpił nagły wysyp sprawdzianów. Nie sposób zacytować tu wszystkich opinii, co jedna to lepsza. Pokazując przy okazji pewną bezmyślność polskiej szkoły, bo – jak piszą dzieciaki – teraz muszą zakuwać więcej niż w ciągu całego roku.
Czy kogoś dziwi, że tak ich to denerwuje? A wystarczyłoby tylko trochę wysiłku, by tych nerwów w ogóle nie było. A Dzień Dziecka byłby przyjemniejszy.
Albo WF. Żar leje się z nieba, uczniowie wychodzą na boisko. I bardzo dobrze. Tylko dzieciaki w niejednej szkole skarżą się, że nie wolno zakładać krótkich spodenek. A po szkole w ogóle nosić nawet bluzek na ramiączkach. Regulamin regulaminem, ale zdrowego rozsądku to tu chyba nie ma. A jeszcze wszędzie można usłyszeć/przeczytać/zobaczyć, że sami nauczyciele stoją lub siedzą w cieniu. I poczucie niesprawiedliwości gotowe.
Zresztą, pojawia się jeszcze kwestia picia wody podczas lekcji, zwłaszcza przy obecnych upałach. Również, w ocenie młodzieży, mocno niesprawiedliwa.
"To my ciągle kultury nie mamy"
Znaczy – nauczyciele dają dobry przykład. A że przykład idzie z góry... Brak szacunku w drugą stronę, niestety, gotowy. Młodzież, na przykład, bardzo denerwuje to, że wielu pedagogów wciąż zwraca się do nich po nazwisku. Że potrafi się mścić. Że traktuje lepiej kogoś, kto ma dobre oceny. Że uważa, iż jego przedmiot jest najważniejszy. Że zdaje czasochłonne prace domowe, a potem zapomina ich sprawdzić. Że zapowiada klasówki, których nie robi i przypomina sobie o nich po miesiącu, kiedy wszyscy już o nich zapomnieli.
O tym wszystkim młodzi ludzie piszą bardzo otwarcie. Również o tym, że nauczyciel ma jakieś urazy, gnębi uczniów, poniża. I tu pojawia się pytanie, jak taki ktoś ma czelność uczyć ich szacunku? "Nauczyciele oczekują dla siebie szacunku, ale żeby sami nam go dali to mają naprawdę wielkie problemy" – pisze jeden z uczniów na Twitterze. Inny: "Oni nam mogą dowalić, ale jeśli my coś powiemy, to od razu że nie mamy kultury".
Tu jeszcze pojawia się wątek sprawdzania klasówek. Nauczyciele trzymają je tygodniami tłumacząc, że nie mieli czasu, bo dziecko chore, bo szkolenie, bo, bo, bo...."A jak ja powiem, że nie mogłem odrobić pracy domowej, bo źle się czułam to zaraz pała" – takie głosy rodzice słyszą aż nadto często.
I wreszcie telefony, których przecież na lekcji nie wolno używać. A on sam co chwila zerka na swojego smartfona.
Nuda i nieludzkie traktowanie
O samych nudnych lekcjach w szkole też dużo by mówić. Dzieciaki doskonale widzą różnicę między lekcją prowadzoną z pasją, a nudą polegającą na czytaniu podręcznika przez 45 minut. Niezmiennie, od pokoleń, nie rozumieją jednak pewnych zasad, według których nauczyciele stawiają oceny. Wciąż ciągnie się ten sam brak zrozumienia.
Czują się też nieludzko traktowani. W zwyczajny, humanitarny sposób. I nie ma się z czego śmiać. Dla wielu to może być prawdziwy problem.
Te opowieści można ciągnąć bez końca. Tak widzą dorosłego przeciwnika dzieci i młodzież. Jeśli jest prawdziwym mentorem, przewodnikiem, autorytetem, ten obraz zmienia się diametralnie. Super nauczycieli też nie brakuje, tylko takimi może mniej się chwalą w sieci. Zresztą, wiele z tych zachowań można odnieść do dorosłych w ogóle. Tak nas widzą.
Nie dotrzymujemy obietnic
Wobec rodziców wiadomo – "oni mnie nie rozumieją", to najczęstsza śpiewka. Pojawia się jeszcze myśl, że coś obiecujemy, a potem z tych obietnic się wycofujemy. I gdy np. ojciec wmawia, że dziecko nie da sobie rady. To małoletnich denerwuje najbardziej. Ale także to, że rodzice wpajają im, jak ważne jest to, co myślą o nich inni. Tak to odbierają dzieci. Ale drażnią też bardziej – w odczuciu rodziców – drobne kwestie, które dla młodych urastają do rangi problemu.
I jeszcze ciekawa myśl, że nie rozumieją, gdy chcą coś zrobić ot tak, bezinteresownie. Wtedy pada pytanie: "co chcesz"?, w domyśle "w zamian". I to nie tylko dziwi. Rodzice, to dzieci również mocno denerwuje...