Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto choć raz nie zapragnął rozpłynąć się ze wstydu w powietrzu, a wszystkich świadków swojego upokorzenia uśmiercić. Huk spadającej nam z głowy korony potrafi wywołać w nas cały przekrój emocji, od wzruszenia ramion po chęć nabicia się na pal. Gafy zawsze były i będą, a przy odrobinie szczęścia skończy się na czerwonych policzkach i nerwowym chichocie. Przynajmniej jest się świadomym, że wyszedł kwas. Gorzej z gafami, które nie tylko popełniamy nieświadomie, ale i w pełnym przekonaniu, że właśnie daliśmy przykład rasowej kindersztuby.
Z czymś takim jak obycie nikt się nie rodzi. Czy je mamy, to czasem kwestia poza obszarem naszej woli. Jesteśmy w końcu dziećmi konkretnych rodziców, członkami konkretnych społeczności i kręgów towarzyskich. Nie nasza wina, że na przykład okazję do pierwszej podróży samolotem mamy dopiero jako dorośli ludzie, więc na lotnisku czujemy się jak goryl we mgle i prosimy o wskazanie nam kasownika do biletu. Prawie wszystko robione po raz pierwszy musi boleć. Im bardziej zaboli, tym szybciej odrobimy lekcję wzorowego zachowania.
Sytuacja się komplikuje, kiedy zwyczajnie nie dostrzegamy słomy, która wysypuje nam się z butów. Jeśli dochodzi do gafy w otoczeniu osób taktownych, będziemy wręcz ostatnimi, którzy dowiedzą się, że zrobili z siebie pawiana. Co najwyżej spędzimy trochę czasu nad zastanawianiem się, skąd te okazjonalne, pobłażliwe uśmiechy, ale raczej nie zaczniemy doszukiwać się winy w sobie. Jeśli zależy nam na byciu postrzeganym jako osoba o nienagannych manierach, warto znaleźć złoty środek między przyznawaniem sobie prawa do błędu, a maksymalnym ograniczaniem ryzyka jego popełnienia. Oto 6 przykładów zachowań, których najlepiej pozbyć się już dziś:
1. Sma-czne-go!
Zwrot, który jest w nas tak głęboko zakorzeniony, że nawet nie poświęcamy mu chwili analizy pod kątem stosowności. Przecież nie jesteśmy burakami - jak wchodzimy do biurowej kuchni i widzimy kolegę pochylonego nad michą spaghetti, to trzeba mu życzyć "smacznego". Co z tego, że gdy otworzy pełną buzię do podziękowań, może chlusnąć nam jej zawartością prosto w nos. Adam Jarczyński, dyrektor Generalny Polskiej Akademii Protokołu i Etykiety, tłumaczy, że w tym zwrocie kryją się 2 pułapki.
Po pierwsze wyrażamy w ten sposób sugestię, że posiłek może być niesmaczny i w ten sposób "wymuszamy" na kimś zachwyt nad jedzeniem. Może się to wydawać nieco naciągane, ale już druga pułapka ma znacznie większy sens. Mówiąc smacznego w chwili, gdy ktoś akurat pracowicie żuje, zmuszamy go do złamania podstawowej zasady dobrego wychowania - nie mówić z pełnymi ustami. Nie jest to ani eleganckie, ani estetyczne, ani - jak w przypadku wspomnianego sosu do spaghetti - bezpieczne. Nie wspominając już o tym, że jakiekolwiek namiastki celebrowania tej chwili idą się parzyć, kiedy co chwila trzeba odsuwać widelec od ust i pielęgnować relacje towarzyskie. Jeśli kluchy są rozgotowane, a kotlet tak twardy, że można nim zabić, żadne twoje "smacznego" tego faktu nie zmieni.
2. Czy mówiłam to już Tobie?
Raz na jakiś czas rozprzestrzeniają się pewne maniery językowe, zwane także natręctwami. Zaczyna się moda na jakieś słowo, w telewizji widzimy znane twarze, które powtarzają je coraz częściej, po czym ani zdążymy się obejrzeć, a już wszystko jest "jakby" fajne, a zdanie przestaje mieć sens, jeśli nie kończy go pytające "tak?". W pierwszym przypadku słowo przyjęło się jako margines bezpieczeństwa dla tych, którzy nie czuli, że mogą wystarczająco celnie się wysłowić. Drugie to też przykład językowej asekuracji, upewniania się o słuszności swoich myśli w oczach rozmówców. Natomiast w ciągu ostatnich lat koncertowo rozpowszechnił się zwyczajny błąd językowy, który z jakiegoś sobie znanego powodu wywołał w rozmówcach złudzenie szlachetności własnego języka - nadużywanie długich form zaimka.
Powiem TOBIE, że ten film był bardzo dobry. Dziękuję TOBIE, że oddzwaniasz. Poproszę CIEBIE o numer do tej fryzjerki. ĄĘ najgorszego sortu, ale i zwyczajne kaleczenie polszczyzny, o czym pisali już nieraz profesorowie Bralczyk, Bańko czy Miodek. Wszystko zależy od czasownika - przed nim używamy formy długiej (Tobie na tym nie zależy), a po nim wyłącznie formy krótkiej (Nigdy nie zależało ci na tym). Ciebie nie jest ani trochę bardziej eleganckie od cię, a niewłaściwie używane po prostu wali pretensjonalnością.
3. Inna para kaloszy
W jednym z odcinków niezapomnianego "Seksu w wielkim mieście" Carrie wybiera się na przyjęcie z okazji urodzin dziecka dawnej przyjaciółki. W progu zostaje zatrzymana przez gospodynię, która zerka na jej buty jak na Antychrysta i prosi, aby je zdjęła. Nieważne, że stanowią integralną część stylizacji, która w dodatku nosi metkę Manolo Blahnik i jest warta prawie 500 dolarów. Elegancka od... kostek do głów kobieta, pozbawiona komfortu i części godności, zmuszona zostaje drobić boso przez całą imprezę, a na końcu jeszcze dowiaduje się, że jej piękne buty opuściły mieszkanie bez niej. Skrajny przypadek, ale morał z tej bajki prosty - nigdy nie każ gościom zdejmować butów.
To delikatnie mówiąc, nietakt, skazywać ludzi na polerowanie swojej podłogi własnymi skarpetkami czy jeszcze gorzej, podsuwać im wysłużone papcie z Zakopanego. Może być tak, że mimo oporów gospodarza, gość i tak zechce zdjąć buty, jeśli na przykład przyszedł w odwiedziny w ubłoconych glanach w środku grudnia. To jednak powinna być jego inicjatywa. Jest też całkiem przyjęte, żeby przynieść ze sobą parę butów na zmianę i uniknąć niezręczności. Żeby wszyscy czuli się swobodnie, uprzejmość i szacunek muszą płynąć z obu stron.
4. Witam!
Jakiś czas temu Michał Rusinek, były sekretarz Wisławy Szymborskiej, wywołał prawdziwą wojnę polsko-polską, kiedy poinformował, że nie będzie odpowiadał na maile rozpoczynające się od słowa "witam". Do dyskusji zaangażowani zostali językoznawcy i specjaliści od etykiety, a przez media społecznościowe przeszło tornado opinii. Przecież witam brzmi tak dostojnie, co mam powiedzieć, jak piszę do szefa - No siema? - pytali jedni. Bez przesady - ripostowali drudzy. Przecież czas nie stoi w miejscu, dzisiaj wiadomo, że dystans bardzo się skrócił zarówno w kontaktach osobistych, jak i pisemnych. Chyba lepsze już "Witam" niż "Jaśnie Wielmożny Panie". Prawda jak zwykle leży gdzieś wokół złotego środka.
"Witam" nie jest ani eleganckie ani profesjonalne, ponieważ zakłada wyższość w stosunku do adresata. Jak pisze językoznawca, prof. Małgorzata Marcjanik: "Użycie formy Witam zakłada nierównorzędną relację między rozmówcami, z czego użytkownicy języka nie zawsze zdają sobie sprawę. Witam może więc powiedzieć osoba starsza do młodszej, wyżej usytuowana do niżej usytuowanej (np. wykładowca do studenta, przełożony do podwładnego), ale nie odwrotnie. "Tego zwrotu mamy pełne prawo użyć, kiedy jesteśmy gospodarzami i witamy gości, dziękując im za przybycie. Jeśli natomiast nie chcemy wyjść na protekcjonalnego ćwoka, w innych okolicznościach bezpieczniej jest trzymać się bardziej tradycyjnych form, takich jak Szanowna Pani/Panie lub nawet Dzień dobry, choćby nawet nasza wiadomość miała zastać adresata o drugiej w nocy przy barze.
5. Aaaaa-psik! Na zdrowie! Dziękuję! Proszę!
Podobnie jak w przypadku "smacznego", "na zdrowie" to zwrot, który poznajemy jeszcze zanim pojmiemy, gdzie jest nasz nos. I nie - nie mowa tu o zachęcie do podniesienia kieliszka wódki do ust, tylko o życzliwej reakcji na czyjeś kichnięcie. Na zdrowie, na szczęście, pomyślności... Wariantów jest kilka, a wszystkie łączy jedno - nietakt. Choćby miało nam się to wydać niegrzeczne, paradoksalnie to właśnie nasze milczenie w takiej sytuacji jest najodpowiedniejsze. Dlaczego?
A co robimy, kiedy w naszym otoczeniu komuś zdarzy się puścić tajniaka, który tajniakiem był tylko wedle myślenia życzeniowego? Jeśli zależy nam na uratowaniu sytuacji, to choćby miało nas to kosztować chwilę hiperwentylacji i zacisk przepony, nie damy niczego po sobie poznać i będziemy kontynuować rozmowę o muzyce poważnej jak gdyby nigdy nic. Irena Kamińska-Radomska, mentorka w programie TVN "Projekt Lady", zwraca uwagę w swojej książce "Kultura biznesu. Normy i formy", że kichanie to taka sama reakcja fizjologiczna organizmu. Trudno oczekiwać, żeby ktoś hamował ją do tego stopnia, żeby wypadły mu oczy, ale to nie znaczy, że trzeba ten fakt publicznie odnotowywać. Mimo najlepszych intencji, to nie jest droga do zaimponowania komukolwiek swoją kulturą osobistą.
6. Większe logo
To miłe uczucie mieć co do garnka włożyć i nie musieć się martwić o naszywanie łat na spodnie po siostrze. Jeszcze milej móc innym pokazać, że starcza nam do pierwszego, demonstrując obsiany logotypami portfel wyjmowany z jeszcze bardziej wyfiokowanej torby z napisem MICHAEL KORS widocznym z Jowisza. I oczywiście nosimy ją na przedramieniu, żeby nawet mijające nas niemowlaki mogły zacząć powoli hodować w sobie zazdrość. Ci, którzy osiągają znaczący finansowy sukces (czy to własną pracą, czy wygraną na loterii, czy trafną decyzją matrymonialną), czasem z dnia na dzień zmieniają się w mobilną powierzchnię reklamową. Myślą, im bardziej widoczne logo, tym szybszy odrzutowiec w stronę śmietanki towarzyskiej.
Nic bardziej mylnego. Pokaż mi swoje logo, a powiem ci, czego nigdy nie kupisz. Jeśli stać nas na świetnej jakości ubrania od kultowych dyktatorów mody, to najgorsze co możemy zrobić, to ubrać się w transparent i machać nim innym ludziom przed nosem. Synonimem elegancji jest umiar, a wysoka jakość tkanin oraz kroju obroni się sama i bez autografu na pół długości kreacji czy akcesoriów. Mężczyzna, który pokaże się z zegarkiem o walącym po oczach logotypie, prędzej stanie się obiektem kpin niż zazdrości. Nawet jeśli stać nas na snobizm i kicz, to nie odpłacą się one dobrą reputacją.
Nikt z nas nie wie wszystkiego i bardzo możliwe, że błędy nadal będą nam się zdarzać. Niby kodeks zasad jest długi, podręczników savoir-vivre'u nikt nie zliczy, a i tak nigdy nie będą to zasady o matematycznej wymierności. Może warto pół żartem, pół serio zakodować sobie w głowie jedną prostą myśl - zachowuj się. Byle jak, ale się zachowuj.