Dzisiaj przedstawiciele praktycznie wszystkich zawodów medycznych przejdą ulicami Warszawy, żeby zawalczyć o lepsze finansowanie ochrony zdrowia. Nie, nie chodzi tu tylko o ich pensje. Zależy im również na tym, żeby mogli nas dobrze, nowocześnie leczyć. Minister zdrowia Konstanty Radziwiłł owszem obiecał wzrost wydatków na ochronę zdrowia ale z trochę ponad 4 proc. PKB do 6 proc. PKB mamy dojść dopiero za 10 lat. Nie można tyle czekać. Ani biały personel nie może, ani chorzy.
Ochrona zdrowia od lat jest w Polsce niedofinansowana. Nie było siły politycznej, która na serio wzięłaby się za reformę tego obszaru. Mało tego, fragmentaryczne reformy poszczególnych obozów politycznych burzyły to, co zbudowały te poprzednie nie zwracając uwagi co by dobrego można np. kontynuować lub rozwijać.
Mają dość
Można powiedzieć, że przelała się czara goryczy białego personelu. Niedofinansowanie systemu, słabe płace i warunki pracy doprowadziły do tego, że wielu specjalistów medycznych, od lekarzy zaczynając a na technikach radiologii kończąc, wyjechały do pracy za granicę. Ludzi do pracy brakuje praktycznie we wszystkich zawodach medycznych. Wydaje się, że to dobra sytuacja dla pracownika. Niestety braki są zbyt duże a stawki za pracę nie powalają, a w niektórych zawodach są bardzo niskie.
To wszystko powoduje, że np. pielęgniarki, ratownicy medyczni, czy lekarze pracują ponad 300 godzin w miesiącu. Niestety, to nie jest tylko problem przemęczonych specjalistów medycznych. To jest realny problem dla chorych, którym życie i zdrowie ratuje np. ratownik pracujący trzecią dobę z rzędu.
Niedofinansowanie systemu ochrony zdrowia to również kolejki do świadczeń (NFZ ma daną ilość pieniędzy, za którą może kupić tylko daną ilość świadczeń), tańsze, starsze metody leczenia, słabszy sprzęt, brak dostępu do nowoczesnej diagnostyki, wreszcie brak dobrej profilaktyki zdrowotnej.
Pewnie można wymieniać jeszcze wiele skutków niedofinansowania, oczywiście najbardziej znienawidzone przez pacjentów są kolejki. W „ogonku” do lekarza trzeba ustawiać się z dwóch powodów - jeden to właśnie za mała ilość świadczeń kupowanych przez NFZ (bo na tyle tylko wystarcza pieniędzy), a druga to brak lekarzy.
Manifestacja zawodów medycznych zorganizowana została przez Porozumienie Zawodów Medycznych. Po raz pierwszy dogadali się wszyscy - ramię w ramię idą lekarze, pielęgniarki, ratownicy medyczni, technicy radiologii, laboranci, dietetycy i wielu innych. Po raz pierwszy ich głównym postulatem nie jest podniesienie zarobków, tylko właśnie zwiększenie finansowania ochrony zdrowia.
Setki, czy setki tysięcy?
Jak duża będzie to manifestacja przekonamy się dzisiaj. PZM liczy, że może to być kilkadziesiąt tysięcy manifestujących. Takiego buntu medyków w Polsce jeszcze nie było i takiej solidarności w tym środowisku.
Myślę, że kierownictwo resortu zdrowia świetnie sobie zdaje sprawę, że medycy doszli już do przysłowiowej ściany i tym razem nie ustąpią.
W tygodniu poprzedzającym manifestację mieliśmy festiwal działań mających, być może, do niej nie dopuścić lub zniechęcić medyków do wzięcia w niej udziału.
I tu warto przypomnieć, że protestu medyków nie poparła sprzyjająca obecnemu rządowi NSZZ „Solidarność”. Związek w sumie próbował pomóc rządzącym. Jego przedstawicielki postanowiły okupować budynek resortu zdrowia. Domagały się rozmowy z premier Beatą Szydło. Ich postulaty były typowo płacowe. Oczywiście chodziło o podwyżki dla wszystkich pracowników medycznych. Po dobie okupacji panie z „Solidarności” przyjęła Beata Szydło wraz z ministrem Radziwiłłem. Oczywiście nic nie ustalono, odtrąbiono sukces i zapowiedziano kolejne rozmowy. Sprawa miała być załatwiona, w sumie po co ta sobotnia manifestacja (której "Solidarność" nie popiera).
Nie zadziałało
Na medyka całe to przestawienie nie zrobiło większego wrażenia. Ich nie obchodzi jaka opcja polityczna rządzi, oni chcą żeby spełniono ich postulat i tyle.
– To tylko pokazuje, że zwyczajnie mamy rację i nie chodzi tu o jakąś awanturę polityczną, o którą byliśmy posądzani. Ci, którzy zdecydowali się wziąć udział w sobotniej manifestacji nie zrezygnują, nawet gdyby zmieniono do soboty ministra zdrowia, bo minister zdrowia nie ma takich kompetencji, żeby zrealizować nasze postulaty. No chyba, żeby ministrem zdrowia został Jarosław Kaczyński, inna osoba nic tu nie zmieni – tłumaczył nam po akcji „Solidarności” dr Krzysztof Bukiel, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy.
Resort zdrowia spróbował więc innej strategii. Minister Radziwiłł zaprosił Porozumienie Zawodów Medycznych na rozmowy w piątek, w przeddzień demonstracji. Przedstawiciele PZM jednak ze spokojem odmówili i stwierdzili, że mogą z ministrem spotkać się już po manifestacji. Zresztą cały czas powtarzają, że chcą rozmawiać z premier Szydło a nie z ministrem Radziwiłłem, bo nie ma on takich kompetencji, żeby decydować o zwiększeniu wydatków na ochronę zdrowia.
Kto rządzi zdrowiem?
Premier Szydło nie spotkała się dotychczas z przedstawicielami Porozumienia Zawodów Medycznych. Natomiast dla 4 przedstawicielek „Solidarności” znalazła czas. Wystarczyło posiedzieć trochę w całkiem sympatycznym budynku resortu zdrowia.
Cała ta sytuacja jest dość kuriozalna. Po pierwsze widać, że minister Radziwiłł zupełnie nie radzi sobie w tej sytuacji. To chyba pierwszy raz, kiedy protestujący medycy właściwie zaczęli pomijać szefa resortu zdrowia przy rozmowach o spełnieniu żądań. Z drugiej strony premier Beata Szydło wspiera swojego ministra. Jak to wszystko się skończy? Ostatnio dużo mówi się o rekonstrukcji rządu. Minister zdrowia raczej nie ma dobrych notowań. Ktoś z medykami musi się dogadać, bo inaczej w akcie desperacji mogą zdecydować się na strajk generalny a to jest dużo gorsze niż nawet kilkudziesięciotysięczna demonstracja paraliżująca Warszawę.
Przewodniczący Krajowego Związku Zawodowego Pracowników Ratownictwa Medycznego
Trudno powiedzieć ile będzie osób. Samych ratowników, może 500, ale my jesteśmy tą mniejszą grupą zawodową. Lekarzy, pielęgniarek jest dużo więcej. Są tacy co szacują, że do warszawy przyjedzie 100 tys. osób. Jednak w tak dużą odpowiedź środowiska nie wierzę, Będzie to na pewno duża manifestacja. Trzeba też pamiętać, że wielu ratowników dostało zakaz udziału w manifestacji. Są na kontraktach, pracodawcy zapowiedzieli, że nie dostaną dyżurów.