"Ostatnia rodzina" w Gdyni otrzymała niemal wszystko, co można było otrzymać, łącznie z nagrodą dla najlepszego filmu festiwalu i odtwórców dwóch głównych ról. Okazuje się, że ta prosta, intymna historia o niemal zwyczajnej rodzinie mieszkającej na warszawskim Służewie ma w sobie jakąś zadziwiającą moc, która porusza do głębi. Dlaczego? Bo mówi nam wiele, i to bez ogródek, o naszym własnym życiu rodzinnym.
Rodzina jak wszystkie inne
Jak przedstawić dzieje dwóch wyjątkowych postaci polskiej kultury tak, żeby historia nie była suchą kartografią, ale trafiła do widza i powiedziała mu coś o nim samym? Janowi Matuszyńskiemu, znanemu dotąd wyłącznie z filmów dokumentalnych, udało się znaleźć na to sposób. Zabiera widza do zwyczajnego mieszkania w bloku z ubiegłej epoki. Ustawia w kącie kamerę i czeka, tak jakby chciał powiedzieć - zobaczmy, co się wydarzy.
Jak na opowieść o codziennym życiu rodziny, w filmie dzieje się bardzo dużo. I choć niemal cała akcja rozgrywa się w kilkupokojowym mieszkaniu Beksińskich albo w lokum ich syna, Tomka, każdą scenę widz będzie oglądał jak na szpilkach, co chwila śmiejąc się z żartów, wstrzymując oddech, kiedy "nadciąga Tomcio" albo w skupieniu obserwując ostatnie chwile seniorek.
Wszyscy bohaterowie, nie tylko owładnięty myślą o samobójstwie Tomek czy malujący porażające krajobrazy i postacie Zdzisław, żyją ze świadomością, że śmierć jest naturalna, nieunikniona i w gruncie rzeczy bliższa, niż chcemy o tym na co dzień pamiętać. I nie jest to powód do lamentu. Pogoda ducha głównych bohaterów jest zaraźliwa.
Odtwórcy głównych ról, Andrzej Seweryn, Aleksandra Konieczna i Dawid Ogrodnik dzięki swoim naprawdę mistrzowskim kreacjom na chwilę pozwalają uwierzyć, że ich bohaterowie są w gruncie rzeczy zwyczajnymi ludźmi, a cały film jest rodzajem amatorskiej kroniki filmowej, podobnej zresztą do tych, jakie prowadził przez lata Zdzisław Beksiński.
W domu ostoją normalności, wrażliwości i właściwie też mądrości nie są wybitnie uzdolnieni i inteligentni mężczyźni, ale Zofia - prawdziwa "matka Polka", która obsługuje całą rodzinę, łagodzi spory między mężem i synem, wysłuchuje skarg i zwierzeń, a kiedy trzeba, tłumaczy, że życie jest największym darem. Na co dzień niemal niezauważalna, ale to jej brak najbardziej odczują główni bohaterowie.
Rodzina inna niż wszystkie
A jednak gdzieś pomiędzy gotowanymi ziemniakami, ulewą i wycieczką za miasto zaczynamy być wciągani w dwa równoległe, odmienne, ale równie nieludzkie i zimne światy ojca i syna.
Zdzisław daje się poznać jako czarujący gentleman, ze stoickim spokojem przyjmujący wszystko, co dzieje się dokoła, ale niezdolny do okazywania uczuć najbliższym mu osobom. Swojej twórczości ani nie gloryfikuje, ani nie demonizuje. Jego marzeniem jest dopuszczenie się gwałtu, ale wie, że nigdy naprawdę by tego nie zrobił - bo to po prostu nie wypada.
Tomek - przeciwnie, rozpaczliwie pragnie bliskości i ciepła. Cierpi, ponieważ nie radzi sobie z wchodzeniem w społeczne role, ucieka w świat muzyki i filmów. Nie potrafi udawać ani zmuszać się do niczego. Jest autentyczny, zarówno w swoim niepoukładanym życiu prywatnym, jak i w pracy dziennikarza radiowego - i za to słuchacze zaczynają go kochać.
Matuszyński składa hołd ich dokonaniom w bardzo subtelny sposób. Widzimy, jak Tomek prowadzi audycje radiowe i czyta na żywo teksty do filmów o Jamesie Bondzie. Razem z zainteresowanym kupnem obrazu Piotrem Dmochowskim (w tej roli Andrzej Chyra) przyglądamy się niezwykłej twórczości Beksińskiego seniora. Nie ma tu upiększeń i sztucznych zabiegów - sztuka, jaka by nie była, wyrasta prosto z ich życia.
Otoczeni murem
"Ostatnia rodzina" to nade wszystko opowieść o relacjach, nie zawsze pięknych, pomiędzy członkami rodziny. Budowaniu atmosfery w domu pomaga sposób kręcenia ujęć, na który zdecydował się Matuszyński. Te są często statyczne, tak jakby kamera Zdzisława rzeczywiście stała w kącie - film fabularny udaje dokument.
W miarę jak atmosfera gęstnieje, kadry stają się coraz bardziej ciasne. Korytarz nagle wydaje się ciemny, winda to pułapka, a źle oświetlone pomieszczenia to klity. Choć mieszkanie na ulicy Sonaty 6 nie jest małe, widzowi zaczyna brakować powietrza. Zupełnie jak ojcu i synowi, poukrywanym za swoimi emocjonalnymi fortecami.
Szczególnie cieszy, że "Ostatnia rodzina" została doceniona nie tylko przez krytyków, ale też zdobyła nagrodę publiczności podczas tegorocznego Festiwalu Filmowego w Gdyni. Okazuje się bowiem, że podobają nam się historie prawdziwe, nawet jeśli do najłatwiejszych nie należą.
"Ostatnia rodzina" trafi do naszych kin 30 września.
Film obejrzany dzięki uprzejmości Cinema City.
Napisz do autora: lidia.pustelnik@natemat.pl
Reklama.
Jan Matuszyński
Zależy mi, żeby zrobić historię o rodzinie, w związku z tym to nie jest tylko Zdzisław i Tomek. To też Zofia, która była taką osobą w cieniu, ale zarządzała tym domem. Oni funkcjonowali we trójkę.