Zamiast czarnego protestu strajk islandzki? Takie rozwiązanie zaproponowała Krystyna Janda. Zerknęliśmy do źródeł i poznaliśmy historię nieprawdopodobnego wydarzenia, które sprawiło, że na 24 godziny cały kraj przestał działać. Wystarczyło, że zniknęły kobiety.
Podczas gdy przeciwnicy zaostrzenia przepisów dot. aborcji gromadzą się na tzw. „czarnych protestach”, Krystyna Janda podpowiada inną formę sprzeciwu. Proponowany przez nią „strajk islandzki” ma być skuteczniejszy, a kobiety tego dnia mają nie gotować, nie sprzątać i nie zajmować się dziećmi. Zaintrygowani słowami pani Jandy postanowiliśmy zagłębić się w zaskakująco długą jak na rozmiary tego kraju, historię islandzkich protestów. I rzeczywiście, odnaleźliśmy wydarzenie, które pasuje do opisu.
90 procent kobiet mówi "dość"
Proponowany przez panią Jandę strajk islandzki bywa także nazywany długim piątkiem i wolnym dniem kobiet (kvennafrídagurinn). Wszystko zaczęło się 41 lat temu, kiedy ONZ ustanowiło Międzynarodowy Dzień Kobiet. Dla ówczesnych ruchów kobiecych była to doskonała okazja, aby przypomnieć o wyrównaniu szans. Islandia pod niektórymi względami mogła uchodzić za wzór do naśladowania. Prawa wyborcze kobiety uzyskały w 1915 roku, podczas gdy w USA na słynną 19. poprawkę czekały do 1920 roku (Stany Zjednoczone w 1918 roku wyprzedziła także II RP). Z drugiej strony, na rynku pracy panie spotykały się z oporem i nieuczciwymi praktykami. Typowa kobieca pensja nie przekraczała 60 procent kwoty, na którą mogli liczyć mężczyźni.
24 października kobiety - zarówno te zatrudnione, jak i te pracujące w domu - postanowiły powiedzieć „dość” i dobitnie pokazać społeczeństwu ile są warte. Protest przybrał spektakularne rozmiary. Chociaż liczba 25 tysięcy uczestników w samym Reykjaviku i 60 tysięcy w całym kraju, może być porównywalna z dzisiejszymi manifestacjami, to dla liczącej 220 tysięcy mieszkańców Islandii oznaczało to utratę na 24 godziny 90 proc. kobiet.
Na czym polegał strajk? Tego dnia panie po prostu wzięły sobie wolne. Te które miały pracę poza domem - nie przyszły, te, które pracowały w domu, zrezygnowały z obowiązków. Współorganizująca akcję Gerdur Steinthorsdottir tłumaczyła, że chce pokazać ile kobiety znaczą dla islandzkiej ekonomii. Jaki był efekt? Kraj został sparaliżowany.
Telefony przestały działać, samoloty nie wystartowały
Nagle linie telefoniczne przestały działać. Nie ukazały się gazety, ponieważ maszynistkami były głównie kobiety. Odwołano sztuki teatralne, bo aktorki uczestniczyły w proteście. Wstrzymano także połączenia lotnicze, bo stewardesy nie stawiły się do pracy. W końcu wolne otrzymały także dzieci, bo bez nauczycielek, które stanowiły większość kadry, nie było komu powierzyć prowadzenia lekcji. – Islandzkie kobiety ogłosiły wczoraj strajk, zostawiając mężczyzn z dylematem jak zarządzać krajem bez nich. Mężczyźni, którzy groźby strajku traktowali jak wielki żart, zaczęli rozumieć o co chodzi – relacjonowała dzień po wydarzeniu „The Montreal Gazette”.
Tego samego dnia o „dniu wolnym” na pierwszej stronie informował „Boston Globe”. Gazeta opisywała, jak zagubieni mężczyźni próbowali opanować sytuację. Podobno w tych sklepach, które były otwarte najlepiej sprzedawały się gotowe posiłki. Biznesmeni zabierali dzieci do biur (szkoły i przedszkola nie działały), inni musieli błyskawicznie przejąć obowiązki. Według prasy tylko banki w miarę opanowały kryzys, ponieważ dyrektorowie w desperacji sami usiedli przy okienkach i obsługiwali klientów.
Najskuteczniejszy dzień wolny w historii
– Mamy nadzieję, że nasi mężowie poradzą sobie z opieką nad dziećmi o przygotowaniem płatków na śniadanie rano – mówiła jedna z uczestniczek reporterowi „Boston Globe”. Kobiety oskarżały mężczyzn także o zamknięcie im dostępu do najwyższych stanowisk i najlepiej opłacanych zawodów.
I to zadziałało. Rok po „dniu wolnym” Islandia powołała Radę Równości Płci. Podpisano także ustawę, która penalizowała dyskryminację płciową w pracy i szkole. Wreszcie, pięć lat po strajku, w 1980 roku Vigdis Finnbogadottir została pierwszą panią prezydent na świecie i sprawowała tę funkcję do 1996 roku.
W 2014 roku współczynnik zatrudnienia kobiet na Islandii był najwyższy na świecie, a każdy z rodziców ma prawo do dziewięciu miesięcy płatnego urlopu rodzicielskiego. Prawdopodobnie był to najskuteczniejszy protest w historii.