
Ksiądz Jacek Międlar wytrzymał niecały miesiąc w milczeniu na twitterze. Dziś powrócił pisząc o "żydowskim tchórzostwie". W ten sposób obwieścił, że ma powód do radości. Białostocka prokuratura umorzyła bowiem postępowanie w sprawie skandalicznego kazania duchownego-nacjonalisty w tamtejszej katedrze podczas uroczystości w 82. rocznicę powstania Obozu Narodowo-Radykalnego.
Może niektórzy już nie pamiętają słów, jakie padły z ambony białostockiej katedry. – Największą przeszkodą na drodze ruchu wolnościowego, zdążającego do umocnienia narodu, nie są oligarchowie, mafia, establishment czy wrogowie, ale jest zwykłe tchórzostwo, zwykła żydowska pasywność(...). Zero tolerancji dla ogarniętej nowotworem złośliwym Polski i Polaków. Ten nowotwór wymaga chemioterapii i tą chemioterapią jest bezkompromisowy narodowo-katolicki radykalizm – tak m.in. mówił wiosną ks. Międlar. A potem, gdy prokuratura rozpoczęła postępowanie w sprawie jego słów, żalił się, że grożą mu dwa lata więzienia.
Przyzwolenie na mowę nienawiści to tylko wstęp do sięgnięcia po fizyczną siłę. Prędzej czy później dojdzie do tragedii, w której ktoś, kto uważa się za Uber Polaka zabije kogoś innego, kto w jego mniemaniu jest niedostatecznie polski.
Napisz do autora: tomasz.lawnicki@natemat.pl
