Do końca listopada ma być gotowa nowa podstawa programowa. Bez tego ani rusz z przygotowaniem nowych podręczników, nie mówiąc o ich wydrukowaniu do września 2017 roku. Tymczasem okazuje się, że dziś - jest już koniec września (!) - z zespołu, który ma tworzyć podstawę, wycofują się eksperci. Dla wielu to sygnał. Znak, że nie chcą swoim nazwiskiem firmować czegoś, co zwyczajnie w tak krótkim czasie jest niewykonalne...
Nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać. Tragedia. Im głębiej wchodzimy w reformę edukacji, tym coraz bardziej zaczyna ona wyglądać tragicznie. Na tym etapie, w tym momencie, podstawa programowa już powinna być gotowa lub choćby powinien być znany jej zarys. To, jak mówią znawcy tematu, niemal szkolna Biblia. Serce całego systemu, na którym wszystko się opiera. Dziś, na 11 miesięcy przed szkolną rewolucją, ciągle jej nie ma, nie mówiąc o tym, że wokół ekspertów, którzy mają ją przygotować, też pojawiają się niejasności.
– Przewracamy system edukacji bez najważniejszego dokumentu, bez powiedzenia tego, co jest najistotniejsze, czego będziemy uczyć i w jaki sposób. To, że dziś nie ma podstawy programowej i dopiero tworzy się zespół, który ma ją przygotować, pokazuje nieodpowiedzialność i brak wyobraźni ministra. A to, że zmieniają się eksperci w tym zespole pokazuje, że, być może zdali sobie sprawę, że stworzenie tej podstawy do listopada jest niewykonalne – mówi nam była minister edukacji Krystyna Szumilas.
"Nie jestem zdziwiona, że się wycofują" "Gazeta Wyborcza" ustaliła właśnie, że dwóch ekspertów się wycofało. Potem pisze, że nawet czterech. W ten sposób na liście MEN, szumnie ogłoszonej niemal dwa tygodnie temu, zaszły zmiany. Bez wątpienia, nie nastąpiły z powodów politycznych. Jeden z ekspertów odpowiedzialny za język polski, prof. Grzegorz Zając z UJ, był kiedyś w komitecie poparcia dla Jarosława Kaczyńskiego. Teraz jego miejsce zajął prof. Andrzej Waśko z tej samej uczelni. Jego nazwisko też zresztą widnieje na tej samej liście poparcia. Zmienili się też eksperci od historii.
Dziennikarki spytały o zmiany na Twitterze. Ministerstwo odpowiedziało: "Niektórzy nie mogą być liderami lub w zespole ze względu na inne swoje obowiązki. Takie sytuacje się zdarzają. Pracujemy dalej:)".
Już samo to pokazuje, jak bardzo jesteśmy do tej reformy nieprzygotowani. – Absolutnie nie jestem zdziwiona, że zaczynają się wycofywać. Byłam zdziwiona, że w ogóle podjęli się tak karkołomnego zadania. Nie da się się dobrze stworzyć podstawy programowej w 2,3 miesiące. To kompletnie bezmyślne działanie – ocenia w rozmowie z nami była minister edukacji Joanna Kluzik-Rostkowska.
Krystyna Szumilas: – Sposób tworzenia zespołu sprawia wrażenie, jakby tworzono go z łapanki. Jakby był klecony ad hoc, na szybko, z przypadkowych osób. Jakby pani minister nie miała chętnych kandydatów do zajęcia się takim zadaniem, jakby nikt nie chciał firmować swoim nazwiskiem czegoś, czego nie da się zrobić, co jest złe, co może przynieść katastrofę. Z zewnątrz tak to właśnie wygląda.
Działaczka Elbanowskich, poseł PiS, urzędnicy
Na liście ekspertów jest wielu profesorów, osób, których kompetencji w swoich dziedzinach, nikt nie podważy. Ale są też osoby, które takiego tytułu nie posiadają, np. Regina Pruszyńska, działaczka ruchów katolickich i kościelnych, która ma zająć się matematyką – tutaj pisaliśmy o niej więcej. Albo Dorota Dziamska, działaczka związana z małżeństwem Elbanowskich, którą wszyscy kojarzą praktycznie tylko z nimi. Jest też poseł PiS, lekarz kardiolog z zawodu, prof. Grzegorz Raczak, który odpowiada za edukację dla bezpieczeństwa.
Albo urzędnicy. Osoby, które podlegają Ministerstwu Edukacji: szef Centralnej Komisji Edukacyjnej oraz dyrektor generalny Fundacji Rozwoju Systemu Edukacji. Obaj panowie są odpowiedzialni za języki nowożytne.
– Nie umniejszam ich umiejętności i zasług, ale nie wydaje się właściwe, żeby podstawę programową pisali urzędnicy podporządkowani pani minister. Będą musieli wykonywać rozkazy ministra, a nie o to chodzi w pracy eksperta. Z tego powodu uważam, że powinni odmówić pracy nad dokumentem. Tak ważny dokument, który mówi o tym, jakiego człowieka chcemy ukształtować po prostu jest tworzony na kolanie – mówi Krystyna Szumilas.
Była strona, nauczyciele zgłaszali uwagi
Dziś o podstawie wiadomo tylko tyle, że ma być więcej historii, mniej informatyki i podobno o jedną lekcję polskiego mniej. A przecież wydawcy muszą szykować podręczniki. Jakie? Z jaką zawartością?
Dla porównania – gdy kilka lat temu reformę edukacji przeprowadzała Katarzyna Hall, praca nad podstawą programową zajęła niemal cały rok. A wydawcy mieli praktycznie kolejny na przygotowanie podręczników. Prowadzone też były internetowe konsultacje. – Uruchomiliśmy specjalną stronę internetową, na której zamieszczaliśmy projekt podstawy programowej. Każdy nauczyciel mógł zgłosić uwagi. Na podstawie tych uwag wersja projektu była stopniowo poprawiana, udoskonalana. Proces tworzenia podstawy programowej był w pełni transparentny – wspomina w rozmowie z naTemat była minister edukacji.
Jak w dwóch latach zmieścić chemię z 4 lat?
Dziś tej transparentności nie ma. Nie ma też wszystkich ekspertów – przynajmniej nie widnieją na liście MEN, która znajduje się na stronie internetowej. Na przykład od zajęć artystycznych i od chemii. Ten drugi przedmiot jest szczególnie ważny, gdyż teraz podstawa programowa z chemii rozpisana jest na cztery lata – trzy gimnazjum i rok liceum. Nowa powinna objąć klasy 7-8, co budzi mnóstwo pytań pt. "w jaki sposób?". W dwóch latach zmieścić program czterech lat?
– To nie jest tylko kosmetyczna zmiana przeniesienia treści z gimnazjum do podstawówki. To zmiana rewolucyjna. Do mnie przychodzą nauczyciele, pytają. Mają obawy, jak i czego będą uczyć. A przecież już powinni to wiedzieć – mówi Krystyna Szumilas.
– Jeśli założymy, że od 2017 roku zmiany mają wejść w życie, i jeszcze ma powstać podstawa programowa, podręczniki, inne materiały, to - jeśli jeszcze nie ma wstępnego projektu – wątpliwe, żeby ze wszystkim zdążyli. Chyba, że programy nie będą się różnić od tego, co było. Zostaną zmienione okładki i tyle – dodaje Katarzyna Hall.
Ale kto wie? Może sztab społeczników już od dawna działa w ministerstwie nad ta podstawą. Może też upublicznią jej projekt w ramach konsultacji. Może szykują pozytywną niespodziankę, by dzieci na wariackich papierach nie poszły 1 września do szkoły. Może nauczyciele nie dowiedzą się w ostatniej chwili czego i jak mają uczyć. Może rodzice nie będą rwać włosów z głowy. Oby. Tylko na razie jakoś nikt w to nie wierzy.