Minister zdrowia Konstanty Radziwiłł przetrwał rekonstrukcję rządu, mimo że mówiono iż jest mocnym kandydatem do utraty ministerialnego stołka. Pokazał jednak, że potrafi zgrabnie lawirować wśród protestów środowiska medycznego. Powoli, ale skutecznie, zaczyna rozbijać jedność w środowisku medycznym, które po raz pierwszy zdobyło się na solidarny protest.
W sobotę kilka tysięcy przedstawicieli zawodów medycznych protestowało w Warszawie. Obok siebie szli lekarze, ratownicy medyczni, pielęgniarki, dietetycy, technicy radiologii, laboranci i wielu innych, dzięki którym w razie choroby możemy liczyć na pomoc, uratowanie życia. Wszyscy pracują zbyt dużo, a zarabiają zbyt mało. Do tego wszystkiego nie mogą pracować najlepiej jak potrafią bo wszechobecna biurokracja i bieda w systemie ochrony zdrowia nie pozwala im na to.
Pełne rozczarowanie
W środowisku medycznym rozbudziły się nadzieje, kiedy dr Radziwiłł został ministrem zdrowia. Ponieważ jako działacz samorządu lekarskiego wielokrotnie powtarzał, że musimy zwiększyć finansowanie ochrony zdrowia a lekarze nie mogą pracować ponad siły za słabe płace, medycy byli przekonani, że w końcu ktoś zadba o ochronę zdrowia w Polsce i o nich. Nie ma się więc co dziwić, że kiedy zaproponował zwiększenie nakładów na ochronę zdrowia w perspektywie 10-letniej do 6 proc. PKB, a płace minimalne dla pracowników ochrony zdrowia dużo poniżej ich postulatów, to zawrzało.
Jednak wielka manifestacja medyków na razie niewiele zmieniła. Być może była też ostatnim solidarnym protestem całego środowiska medycznego. Dr Radziwiłł spotkał z organizatorami protestu - Porozumieniem Zawodów Medycznych. Nic oczywiście nie wynikło z tego spotkania.
Jak relacjonowały media, minister stwierdził, że podniesienie finansowania ochrony zdrowia natychmiast do 6,8 PKB jest nie możliwe, tak samo jak ustanowienie minimalnego wynagrodzenia w wysokości, która satysfakcjonowałaby medyków. Przedstawiciele PZM byli oczywiście zawiedzeni i stwierdzili, że chcą spotkania z premier Beatą Szydło. Wielokrotnie powtarzali zresztą, że minister zdrowia nie ma mocy sprawczej, co do podniesienia finansowania ochrony zdrowia. Dowiedzieli się, że pani premier jest o wszystkim informowana, więc raczej nie mogą na takie spotkanie liczyć.
Co więc zrobią medycy? Nie wykluczają strajku. Nie wiadomo jednak, czy PZM wytrzyma pod naporem podszeptów, żeby każdy zawód medyczny dbał o siebie. Minister Radziwiłł, jak relacjonowała PAP ocenił, że spotkanie z PZM mogło być poświęcone omówieniu bardzo wielu problemów dotyczących poszczególnych grup zawodowych, było jednak bardzo mocno zdominowane przez przedstawicieli środowiska lekarskiego, które jest chyba najmniej elastyczne w tym zakresie.
Zrozumienie nie dla wszystkich
Stwierdził również, że ma pełne zrozumienie dla oczekiwań innych grup zawodowych. Na temat problemów tych pracowników medycznych rozmawia ze związkami zawodowymi.
Cóż, rzeczywiście największym motorem działań do powstania PZM i do protestu byli lekarze rezydenci. Jednak oni zarabiają poniżej 3 tys. miesięcznie, a są pełnoprawnymi lekarzami. Nic dodać, nic ująć.
„Puszczanie oka” do przedstawicieli części zawodów medycznych przynosi jednak skutek. Minister zdrowia spotkał się w środę ze związkowcami i pracodawcami. Poinformował, że resort wprowadził zmiany do projektu ustawy o płacy minimalnej dla medyków. M.in. taką, że podwyżki dla najmniej zarabiających w ochronie zdrowia mają zostać przyznane już w 2017 r. a nie jak było wcześniej planowane w 2018 r. Przyznał, że wysokość płacy minimalnej, którą resort proponuje nie jest satysfakcjonująca dla środowiska medycznego.
Z tego spotkania zadowolony jest Ogólnopolski Związek Zawodowy Pielęgniarek i NSZZ „Solidarność”. Co do prorządowej „Solidarności” nie ma co się dziwić, jednak stanowisko pielęgniarskiego związku, wiele pielęgniarek potraktowało jak swoistą zdradę.
Przypomnijmy, że ostatnie propozycje resortu zdrowia, o których informował portal INNPoland to: w 2021 r. lekarze mieliby zarabiać minimum 4800 złotych, ci bez specjalizacji – 3900 złotych, pielęgniarki i położne – 3200 złotych, technicy medyczni – 2400 złotych. Natomiast medycy proponują trzykrotność średniej krajowej, a więc 11,7 tys. zł dla lekarzy, a dla rozpoczynających specjalizację rezydentów i pielęgniarek – dwukrotność, 7,8 tys. zł. Finalny projekt resortu zdrowia będzie znany w przyszłym tygodniu.
Lekarz nie zapomni
Czy Porozumienie Zawodów Medycznych wytrzyma próbę podzielenia, pokażą następne miesiące. Jednak minister Radziwiłł uderzył w lekarzy, czyli w środowisko z którego się wywodzi. Koledzy mogą mu tego nie zapomnieć, tym bardziej, że wielu działaczy izb lekarskich to również lekarscy związkowcy. Powrót do działania na rzecz samorządu lekarskiego może być dla dr Radziwiłła trudny, po tym „wypominaniu”. Prawda w końcu jest taka, że ministrem się tylko bywa…