Powiedzenie „gdzie diabeł nie może, tam babę pośle” chyba jeszcze nigdy nie było bardziej aktualne. Współczesne kobiety są silne, niezależne i umieją sobie poradzić nawet w ekstremalnych sytuacjach. Pomimo tego, wbrew słowom Glorii Steinem, większość z nas nie jest rybą, która na mężczyznę patrzy jak na rower. My kochamy ich, a oni nas. Nawet jeśli czasem pojęcia nie mamy dlaczego.
Każda para to inna bajka, ale wszystkie mają mniejszą lub większą tendencję do porównywania się do innych. Miło sobie stanąć z boku i pooceniać. Kobiety często przyglądają się facetom swoich przyjaciółek i jak leci punktują nieakceptowalne ich zdaniem wady, z powodu których nie tknęłyby jednego z drugim kijem od szczotki. Nawet przez myśl im nie przejdzie, że to właśnie to, na co z niesmakiem cmokają, jest jednym z powodów, dla których innym kobietom wydali się chodzącym seksem. Wada dla jednej osoby może równie dobrze być haczykiem dla 10 innych.
Poza tym nie każde odstępstwo od ideału w ogóle zasługuje na miano wady. Czasem mamy wady tylko w swoim własnym krytycznym mniemaniu. Komu miłe podstawowe mechanizmy samoobronne ten wie, że oprócz zdrowej dawki pokory potrzebna jest też odrobina dystansu do siebie. Nobody's perfect. Gdyby po świecie chodzili tylko wyważeni, szczupli i bogaci, większość życia chrapalibyśmy z nudów. Jeśli wady nie są naprawdę z grubej rury, nie są takie groźne. Mało tego – to właśnie one mogą sprawić, że mężczyźni pokochają nas jeszcze bardziej. Postanowiłyśmy przyjrzeć się kilku właśnie takim kobiecym „wadom”.
Czasem zachowujemy się jak bezradne kobietki
Jednym z najchętniej obecnie wykorzystywanych w USA określeń używanych w komunikowaniu produktów skierowanych do kobiet jest „empowerment”, czyli umocnienie pozycji, dodanie mocy, pewności siebie. Hej dziewczyno, może i masz ograniczony dostęp do pigułki, ale kup sobie bieliznę z koronką, to poczujesz się ważniejsza. Branża reklamowa szybko się zorientowała, że kobiety mają deficyt wiary we własną podmiotowość. Nic dziwnego. Harujesz jak wół, zarabiasz jak cielę, a do tego masz jeszcze być perfekcyjną panią domu i mieć czarny pas w kamasutrze. Wszystko z szerokim i oczywiście perłowym uśmiechem.
Więc skoro całemu światu musimy w kółko demonstrować, że takie z nas bezusterkowe cyborgi, to normalne, że czasem czujemy potrzebę spuszczenia pary i zdania się w pełni na męską siłę. Co więcej, nie tylko nie jest to dowód na słabość, ale i zwyczajnie bardzo mądra taktyka. Żaden mężczyzna nie przepada za rywalizacją we własnym związku, zwłaszcza gdy szansa pobycia samcem alfa zdarza się bardzo rzadko. Kiedy więc przestajemy udawać, że wymiana opon to dla nas bułka z masłem albo wyjąc z bezradności pokazujemy palcem pękniętą rurę, wcale nie wychodzimy na niezaradne kretynki. My robimy mężczyźnie prezent. Tam, gdzie my widzimy swoją wadę, oni dostają dowód, że ich potrzebujemy. Czyli to, czego oni potrzebują jeszcze bardziej.
Bywamy kompletnymi wariatkami
Nasza emocjonalna natura i co za tym idzie wysoki stopień nieprzewidywalności, doprowadzają czasem do przypięcia nam łatki niezrównoważonych. Bywa, że jedyną motywacją naszego niestandardowego zachowania jest krótkie „muszę i już”. Więc udajemy, że nie widzimy jego wytrzeszczu, kiedy kompletnie nieoczekiwanie wracamy któregoś dnia z pracy obładowane połową asortymentu „Kuchni świata” i pierwszy raz od 1,5 roku gotujemy coś innego niż jajko. W sześciu garnkach naraz. I w brytfance.
Kiedy potrzeba zostaje już zaspokojona, przychodzi moment spiny – co on sobie pomyśli? Za chwilę się spakuje i zabierze kota tłumacząc, że nie chce abym jutro poczuła fantazję ugotować i jego. W rzeczywistości, nasze wariactwa są przez mężczyzn traktowane z większym luzem niż nam się wydaje. Dopóki nie zastaną nas z kijem bejsbolowym wymierzonym w ich ukochany samochód albo nie obudzą się w środku nocy z tasakiem przytkniętym do gardła i bezpodstawnymi zarzutami o zdradę, nasze wariactwa w najgorszym wypadku powinni skwitować zrezygnowanym pokręceniem głową. W głębi duszy może sami chcieliby być bardziej spontaniczni? Jedno jest pewne – odmienność zawsze budzi pewien rodzaj fascynacji, a świadomość, że nie jesteś ideałem, tylko go upewnia, że on też nie musi udawać, że nim jest.
Jesteśmy zakupoholiczkami
Pierwsza myśl – absurd. Jak to? Facet miałby się cieszyć, że jego kobieta dostaje kociokwiku na widok centrum handlowego? Rzecz w tym, że płynący w kobiecych żyłach zakupoholizm to coś trochę bardziej skomplikowanego niż tylko cholerna babska przywara. Wbrew wszystkim znakom na niebie i ziemi, nawet ta powszechnie irytująca cecha może być dla faceta pocieszna.
Obie strony wiedzą, w jaką grają grę. Kobieta nigdy nie uzna, że ma wystarczająco dużo butów, a facet nigdy nie zrozumie, że jest przepaść między czarnymi kozakami a czarnymi kozaczkami. Ponieważ wiemy, że partner delikatnie mówiąc nie oniemieje z zachwytu na widok naszej najnowszej zdobyczy, uruchamiamy całkiem spore pokłady kreatywności, aby to przed nim ukryć. Wchodząc do domu upychamy nową sukienkę do siatki między pomidory i bagietkę, a po chwili serwujemy mu piwo, żeby na wszelki wypadek uśpić jego czujność. Natomiast gdy już zakładamy tę kreację, a on pyta czy jest nowa, nawet powieka nam nie drgnie podczas robienia z niego toksycznego paranoika z Alzheimerem. Nie zdajemy sobie sprawy, że to oddanie z jakim zachowujemy pokerową twarz, dla kochającego nas - i ze wszystkiego zdającego sobie sprawę - faceta jest zwyczajnie rozbrajające. Jeśli nie jest typem, który na co dzień uskutecznia #sekretykuźniara i nie traktuje każdej złotówki jak relikwii, machnie ręką i będzie nas kochał dalej.
Bywa, że trudno się z nami dogadać
Różnice w budowie mózgu mężczyzny i kobiety to temat wielokrotnie przerabiany przez naukowców. Potwierdzają oni to, co i tak wiemy – jeśli chodzi o komunikację, urwaliśmy się z innych planet. My kobiety mamy wrodzoną potrzebę ubierania każdej emocji w słowa, a następnie nawijania o niej w nieskończoność. Mężczyźni ani tego nie rozumieją ani nie chcą rozumieć woląc uskuteczniać małomówną męską przyjaźń. Pod tym względem pewnie nigdy nie znajdziemy wspólnego języka, ale zdarzają nam się też inne „wady” na polu komunikacji, chociaż te akurat wypadają w męskiej opinii całkiem uroczo.
Mężczyźni koncentrują się na wykonywaniu jednej czynności w danej chwili – kobiety przyzwyczajone są do robienia kilku rzeczy naraz. Może to jest odpowiedź na pytanie, dlaczego nie zawsze potrafimy poświęcić 100% naszej uwagi opowieści o branży hydroforów głębinowych. Mimo najlepszych intencji, pod koniec rozmowy zdarza nam się zgubić, zawiesić, po czym przybrać nie najmądrzejszy wyraz twarzy i poprosić o powtórzenie wszystkiego od początku. Kiedy przez telefon tłumaczymy mężczyźnie, jak ma dojechać i orientujemy się, że z Wrocławia do Warszawy pokierowałyśmy go przez Gdańsk, oczami wyobraźni widzimy, jak rwie sobie włosy z głowy. Kiedy mamy wielką chęć opowiedzieć mu historię, która wydała nam się taka śmieszna i staramy się nie uszczknąć ani grama humoru, w połowie zapominamy wszystkie kluczowe szczegóły akcji i palimy całą anegdotę. I choćbyśmy upierały się, że po tym wszystkim na pewno rzuci nas dla takiej z IQ 200+, on prędzej uśmiechnie się pobłażliwie i czule pocałuje w czoło. On chce człowieka, a nie Robocopa z waginą. Jeśli przez przypadek sprawimy, że poczuje się mądrzejszy, jego ego tylko wynagrodzi nam to z nawiązką.
Mamy swoje małe dziwactwa
Myszy boisz się tak bardzo, że kiedyś spędziłaś 2 godziny na stole czekając na powrót faceta, bo cień, który rzucał futerał jego gitary układał się w gryzonia. To, że „gryzoń” nawet nie drgnął przez te 2 godziny wcale nie wydało ci się podejrzane. Zawsze gdy jesteś na zewnątrz i zobaczysz jakiegoś kota, rzucasz wszystko i zaczynasz go gonić z przeciągłym: „oooooooooohhhhhhh, kici kici kici”. Za każdym razem jak widzisz na horyzoncie dom, zachciewa ci się siusiu, więc na ostatniej prostej do drzwi walisz w swojego mężczyznę jak w worek treningowy i wrzeszczysz „szybciej, szybciej”. Prawie wszystkie mamy swoją małą fobię. Czy naprawdę wydaje nam się, że z tego powodu mężczyźni myślą o nas gorzej?
Nie – to wszystko nie czyni nas ani głupimi, ani infantylnymi ani nienormalnymi. To wszystko sprawia, że mężczyzna może i czasem przewróci zniecierpliwiony oczami albo powie „stary, kuuuur.....” kumplowi przy piwie. Potem dopije je, wstanie i wróci prosto do ciebie. A to dlatego, że jednej wady NIE masz – nie jesteś boleśnie nijaka.