„Ostatnia rodzina” to film, który na festiwalach filmowych jest bezkonkurencyjny i na którego temat krytycy wypowiadają się dobrze lub bardzo dobrze. Ale ten entuzjazm nie udziela się wszystkim. O ile nie ma wątpliwości co do przedstawienia sylwetki Beksińskiego-seniora, to kiedy pytamy o Tomka, jego byli współpracownicy i znajomi zaczynają się denerwować. Batalia o Tomka Beksińskiego dopiero się rozkręca.
„Uwaga, Tomek nadciąga!”
Chociaż ja po obejrzeniu filmu o tragedii rodziny Beksińskich byłam zachwycona kreacją aktorską, jaką udało się stworzyć Dawidowi Ogrodnikowi, okazuje się, że zupełnie inne odczucia mieli ci, którzy znali Tomka osobiście. Trzeba przyznać, że filmowy młody Beksiński to nieustannie myślący o śmierci neurotyk, któremu na dodatek zdarza się wpadać w szał, nie bacząc przy tym na uczucia innych.
Z drugiej strony Matuszyński pokazuje go jako człowieka skrajnie wrażliwego, pragnącego miłości i bliskości innych, a nie mogąc ich uzyskać — oddającego się całkowicie swoim pasjom, czyli muzyce i filmom. Taki obraz Tomka spotkał się z szeroką krytyką osób z nim związanych.
— Może jest to film wybitny, ja prywatnie tak nie uważam — powiedział tuż przed premierą autor książki „Tomek Beksiński. Portret Prawdziwy”, Wiesław Weiss w programie "Rzecz o Polityce". Jego zdaniem film nie tylko nie oddaje prawdy o Tomku, ale wręcz całkowicie przekłamuje tę postać.
— Rysunek psychologiczny tej postaci jest całkowicie fałszywy. Tomek w tym filmie został pokazany — użyję mocnych słów — jako świr i półgłówek. Natomiast Tomek, jakiego ja znałem (…) na pewno nie był ani świrem ani półgłówkiem. Był uroczym, miłym, serdecznym, ciepłym, radosnym człowiekiem — przekonywał dziennikarz.
Jak zauważa Weiss, ważący ponad 50 kilogramów telewizor Tomka wciąż jest sprawny i znajduje się w domu jego przyjaciela w Krakowie. — Na pewno nie został wyrzucony przez okno — mówi z pretensją.
To nie jest film o Beksińskich
W podobnym tonie wypowiadała się też przyjaciółka Tomasza, Aneta Awtoniuk. Na antenie radiowej "Jedynki" wspomina, że zanim poznała go osobiście, zakochała się w jego niesamowitych audycjach. Jednak sam film zdecydowanie krytykuje. — Ostatnia rodzina nie jest filmem o rodzinie Beksińskich. To jest film o jakiejś rodzinie, gdzie są totalnie zaburzone, patologiczne relacje.
— Moje pytanie po obejrzeniu tego filmu brzmi: jakim cudem człowiek, który został tam przedstawiony jako Tomek Beksiński byłby w stanie pracować w radiu, tłumaczyć, spotykać się z ludźmi, a nie siedziałby w zakładzie zamkniętym? — pyta z pretensją.
Przyjaciółka Tomka tłumaczy też, dlaczego nie przestaje bronić jego wizerunku przed zakłamaniami, które, jej zdaniem, przedstawia film.
— Wiem, jaki był. Pokazywał mi siebie w różnym świetle, bez gierek autoprezentacyjnych i pseudopsychologicznego pie***enia, jakie uprawiają twórcy "Ostatniej Rodziny". Pokazywał mi siebie surowego, dotkliwie prawdziwie w danym momencie, a ja patrzyłam i wciąż patrzę na niego ostro i wyraźnie, bez różowych okularów — mówi.
Nie ma zgody na takiego "Beksę"
Do głosów krytyki dołączył teraz dziennikarz Trójki, Piotr Stelmach, który w bardzo emocjonalnym wpisie na Facebooku wyznaje, że po obejrzeniu „Ostatniej Rodziny „ma w sobie jakąś dziwną zadrę”.
Nic takiego jednak Stelmach w filmie o Beksińskich nie odnalazł. To, co pokazał Matuszyński, to jego zdaniem zaledwie urywki prawdziwego życia Tomka. Dziennikarz sugeruje, że proporcje w przedstawieniu postaci zostały poważnie zaburzone, a praca w radiu nie była jedynie dopełnieniem szaleństw Tomka.
Tomek Matuszyńskiego ma prowokować
Dawid Ogrodnik, wspominając pracę nad postacią Tomka, przyznaje: — Rzeczywiście chciałem stworzyć trochę antybohatera, żeby w scenie końcowej, osiemdziesiątej szóstej, widz doznał czegoś więcej, co jest poza postacią Tomka, ale co mówi dużo więcej o człowieczeństwie. Chciałem, żeby mój bohater prowokował, żeby ludzie mieli z nim problem.
Jan Matuszyński tłumaczy takie przedstawienie Tomka Beksińskiego konstrukcją całego filmu. Dla niego była to postać oscylująca wokół dwóch skrajności, od niepohamowanej ekspresji do całkowitego zwinięcia, ukrycia się w swoim świecie. Stąd tak wybuchowe sceny w udziałem Dawida Ogrodnika na samym początku filmu.
— To co jest w filmie i to co było w scenariuszu, to są rzeczy oparte na naprawdę bardzo dużym researchu, który jako pierwszy zrobił Robert [Bolesto, autor scenariusza filmu „Ostatnia rodzina”] — mówił reżyser na antenie "Jedynki".
Mimo głosów sprzeciwu ze strony środowiska związanego z Tomkiem, „Ostania rodzina” była doskonale przyjęta zarówno przez polskich jak i zagranicznych krytyków oraz, co ważniejsze, widzów. W pierwszy weekend film zobaczyło ponad 100 tysięcy osób.
Napisz do autora: lidia.pustelnik@natemat.pl
Reklama.
Wiesław Weiss
Tomek oczywiście miał też cechy negatywne, zdarzało mu się wybuchać, był cholerykiem. Ale po pierwsze, nie składał się z samych wybuchów, a mam wrażenie, że w tym filmie skoncentrowano się na tym właśnie. Poza kilkoma scenami w radiu czy na dyskotece, Tomek zachowuje się tam w sposób niewyobrażalny. Skacze, krzyczy, biega, rozwala szafki w kuchni, wyrzuca telewizor przez okno. Tomek się tak nie zachowywał. Czytaj więcej
"Rzecz o Polityce"
Aneta Awtoniuk
Jeśli film „Ostatnia Rodzina” jest „oparty na prawdziwych wydarzeniach”, to „Smoleńsk” jest filmem dokumentalnym.
Piotr Stelmach
Próbowałem Go w tym filmie poszukać. Próbowałem znaleźć tam Jego poczucie humoru. Fakt, że często specyficzne, ale sklejone z Nim nierozerwalnie. Akcentowane często w rozmowach, artykułach, a nawet prowadzonych przez Niego audycjach.
Piotr Stelmach
Nie dyskutuję ze sztuką aktorską, bo od tego są inni, nie ja, ale wciąż nie mam w sobie zgody na takiego „Beksę”, jaki został pokazany w „Ostatniej rodzinie”. Kogoś o kompletnie rozbryzganej psychice. Raz nieszkodliwego, a raz drastycznie szkodliwego czuba, który chyba niespecjalnie lubił ludzi.