Po 27 godzinach nieprzerwanej pracy zakończył dyżur ordynator oddziału chirurgii dziecięcej Szpitala Wojewódzkiego we Włocławku. Być może pracowałby nawet dłużej, ale... po prostu zemdlał ze zmęczenia. Nie ma zastępcy, więc potrzebujące opieki dzieci trzeba było odesłać do szpitali w innych miastach, ponieważ oddział musiał zostać zamknięty.
Wojciecha Pytela, który własnym zdrowiem przypłacił walkę o zdrowie swoich maleńkich pacjentów, nie ma kim zastąpić, ponieważ włocławski Szpital Wojewódzki nie jest w stanie przyciągnąć oferowanymi warunkami zatrudnienia specjalistów tej klasy. Na oddziale brakuje więc innego lekarza z drugim stopniem specjalizacji. Brakuje, bo specjaliści z takim dorobkiem nie są zainteresowani płacą, którą jest w stanie zaoferować dyrektor tego szpitala.
Dlatego dzisiaj jedynym wyjściem w walce o zdrowie pacjentów okazało się zamknięcie oddziału chirurgii dziecięcej. Wszystkich pacjentów natychmiast wypisano, a ci w najpoważniejszym stanie przewożeni zostali do szpitali w Bydgoszczy, Toruniu, Inowrocławiu i Grudziądzu.
- To przypadek obrazujący problemy systemowe - komentuje dla naTemat te skandaliczne doniesienia z Włocławka były minister zdrowia Marek Balicki. Jego zdaniem, te problemy leżą głównie w tym, iż sieć szpitali i oddziałów, z których się składają powinna być planowana, ale Ministerstwo Zdrowia nie robi tego, jak należy. - W ubiegłej kadencji była inicjatywa poselska zmierzająca w kierunku poprawy tego stanu rzeczy, ale rząd Platformy Obywatelskiej konsekwentnie sprzeciwia się planowaniu sieci szpitali - twierdzi Balicki.
Były szef polskiej służby zdrowia podkreśla, że bez odpowiedniego planowania trudno zarządzać kadrami i zasobami. Trudno więc też ocenić, gdzie potrzebny jest np. taki oddział chirurgii dziecięcej, jak ten zamknięty właśnie we Włocławku i ilu lekarzy powinno na nim pracować.
- Przy planowaniu sieci szpitali możemy kontrolować, ilu mamy lekarzy i ile oddziałów można dobrze prowadzić przy takich kadrach. Łatwiej ocenić, jakie są potrzeby w danych regionach. To wszystko na świecie się normalnie planuje, a u nas pozostawione jest "na żywioł". Dochodzi więc do takich sytuacji - mówi Marek Balicki. - Tam we Włocławku na pewno dołączyły się też inne czynniki - ocenia.
Patologiczna służba zdrowia
Były polityk, a dziś dyrektor warszawskiego Szpitala Wolskiego potrafi wymienić dziesiątki takich patologicznych wręcz przypadków funkcjonowania polskiej służby zdrowia. - O tej porze, w sobotę po południu, dzieci z Warszawy, które mają ostry problem okulistyczny nie mają szans być zaopatrzone przez okulistę i muszą być wiezione aż do Płocka. Jest nawet specjalne porozumienie z Lotniczym Pogotowiem Ratunkowym, by jakoś szybko dzieci tam transportować - opowiada Balicki. - Czyli w stolicy 38-milionowego kraju nie ma możliwości zapewnienia ostrego dyżuru okulistycznego dla dzieci - podkreśla. Dodając, że ten chaos w systemie wynika własnie z braku planu. - To się samo nie zrobi - mówi.
Kolejny oddział szpitalny może zostać wkrótce zamknięty w Radomiu. Zdaniem Marka Balickiego, z powodu złego zarządzania kadrami. - Tam ordynator się zwolnił, były skandaliczne naruszenia praw pacjenta - opowiada. I podkreśla, że takie sytuacje będą wciąż na porządku dziennym, jeżeli rząd nie zacznie naprawdę dobrze wypełniać swoich zadań związanych z koordynacją bezpieczeństwa zdrowotnego obywateli.
- W moim szpitalu nie mamy problemu z brakiem kadr, ponieważ potrafimy sobie z tym jakoś radzić. Natomiast my jesteśmy po prostu zbyt małym szpitalem w stosunku do wielkości rejonu, który mamy za zadanie obsługiwać - opowiada Balicki. - Musimy kłaść pacjentów na łóżkach wystawionych na korytarzu, bo nie mamy innego wyjścia - dodaje. Dlaczego Marek Balicki nie potrafi poradzić sobie z tym problemem? Zarządzany przez niego Szpital Wolski sam obsługuje bowiem dwie dzielnice stolicy, w których mieszka ponad 300 tys. ludzi. Nawet największe poświęcenie lekarzy nie pomoże więc na problemy, które nie są od nich zależne.