To się nazywa szczęście. Jeździłem najszybszym dieslem na świecie. Nowe Porsche Panamera w końcu wymiata
Michał Mańkowski
18 października 2016, 14:22·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 18 października 2016, 14:22
To się nazywa szczęście! Jako pierwszy "śmiertelnik" w tej części Europy, oraz jeden z pierwszych na świecie, miałem okazję przez dwa dni pojeździć najnowszym arcydziełem od Porsche. Wydarzenie tym bardziej wyjątkowe, bo to właśnie na mazurskich trasach odbyła się regionalna premiera nowej Panamery. I mówiąc "nowej", naprawdę mam to na myśli. Model został stworzony na nowo od "A" do "Z". Dawno nie słyszałem tylu zachwytów.
Reklama.
Zresztą, nie bez powodu. Porsche Panamera to (bardzo) sportowa limuzyna, która aktualnie może pochwalić się tytułem najszybszego diesla na świecie. 422 konie mechaniczne i maksymalny moment obrotowy 850 Nm w praktyce oznaczają, że reakcja na wciśnięcie gazu jest natychmiastowa niezależnie od tego, w którym momencie zdecydujemy się to sprawdzić. Poza tym, uwierzcie mi, w środku wcale nie słychać, że to diesel.
Dodatkowo jest też najmocniejsza wersja benzynowa Turbo (V8 550 KM) oraz ta "najzwyklejsza", czyli benzyniak V6 i 440 KM. Wszystkie mają napęd na cztery koła. W kolejnych miesiącach Porsche będzie wypuszczać nowe konfiguracje np. Turbo S lub hybrydę. Podobno w tej ostatniej czuć największą różnicę względem poprzedniej wersji.
Polscy kierowcy Porsche wyznają zasadę "go big or go home". Kupując Porsche, w zdecydowanej większości decydują się na te "najbardziej dopakowane". Rzadko kiedy zdarza się, że płacą za "golasa", co np. jest normą w Niemczech. To rynkowy ewenement, że wśród wszystkich "porszawek" jest tak dużo Turbo, Turbo S-ów, S-ów, czy GTS-ów. Trochę ich rozumiem. Skoro wydają już tyle pieniędzy na samochód marzeń, chcą mieć je w najmocniejszych lub prawie najmocniejszych wersjach. Jeśli ciekawi Was, ile kosztują nowe Porsche, tutaj możecie zerknąć na cennik.
Niemniej, wizja posiadania najszybszego diesla na świecie jest kusząca. W połączeniu z wrażeniami z jazdy, podejrzewam, że to właśnie ta wersja może całkiem nieźle radzić sobie na polskim rynku. Zwłaszcza, że to około 200 tys. złotych różnicy na korzyść diesla (543 tys. zł do 746 tys. zł). To jednak ceny bazowe. Popularne dodatki i personalizowanie auta windują te ceny o jakieś 200-250 tys. w górę. To cena dobrego samochodu, można by mieć za to np. nowego najtańszego Porsche Macana!
W Polsce kolejny rok z rzędu najpopularniejszymi modelami są Macan i Cayenne. Kultowa 911-tka, która dla wielu jest jedynym "prawdziwym Porsche" jest dopiero na trzecim miejscu pod względem popularności. Tak, tak, zaliczam się właśnie do tej grupy.
Ale uwaga. Nowa Panamera to właśnie ukłon w jej stronę. Nowa konstrukcja tej dużej limuzyny sylwetką (tzw. flyline) nawiązuje właśnie do małych kształtów 911-tki. Choć same auto zyskało na długości, szerokości i wysokości, to względem poprzednika wygląda smuklej. Największe zmiany chyba widać właśnie z tyłu, gdzie poza charakterystyczną kopułą dachu mamy wysuwany spoiler. W wersji Turbo nie tylko się wysuwa, ale i rozsuwa, co wygląda jeszcze bardziej zjawiskowo.
Panamera to chyba jedyne Porsche, w którym bycie wożonym, jest niemal tak samo przyjemne jak jego prowadzenie. Czteroosobowe limo jest przestronne i luksusowe. Choć "na papierze" osiągami dorównuje niektórym małym 911-tkom, doświadczenia z jazdy są jednak zupełnie inne. Czuć to, z jaką prędkością się rozpędza, ale to raczej wrażenia z luksusowego jachtu (Panamera), a nie małego skutera wodnego (911). Wersją Turbo S "na papierze" i pod względem wrażeń z jazdy, bardzo przypominała piekielne Audi RS6, które jednak brzmiało lepiej.
Jeśli miałbym się do czegoś przyczepiać, to do odgłosu systemu alarmującego o zjeżdżaniu ze swojego pasa. To dziwne i nieprzyjemne dla ucha brzęczenie. Oczywiście można go wyłączyć. Mam też wrażenie, że przy dużych prędkościach jest w środku głośniej, niż mogłoby się oczekiwać.
Jednak to, co najbardziej zaskoczyło mnie w Panamerze, znalazłem wewnątrz. Porsche przyzwyczaiło mnie (i wszystkich na świecie) do fenomenalnych osiągów, niezapomnianych wrażeń z jazdy i arcydzieła (prawie zawsze) pod względem designu. To wszystko rekompensowało w jakiś sposób bardzo przeciętne (jak na taką klasę i cenę) wnętrze samochodu.
W nowej Panamerze w końcu dostajemy coś na miarę tego samochodu. To absolutny przeskok o kilka klas w górę. W końcu zamiast deski rozdzielczej i środkowego panelu rodem z lat 90., stworzono nowoczesne wnętrze. Nie ma wielkiego, plastikowego panelu z całą masą guzików i pustych zaślepek. Jest świetnie wyglądający panel dotykowy, który do pary ze sporym dotykowym ekranem odpowiadają za całą obsługę nasze cacka.
Z jego poziomu kontrolujemy wszystko co dzieje się w środku (masaże, ustawienia nawiewu, nawigację, multimedia itd), oraz na zewnątrz (spoiler, wysokość zawieszenia, system wspomagające kierowcę itd). To gigantyczna zmiana na plus, która w końcu sprawia, że jest to auto kompletne pod każdym względem.
Paradoksalnie, nowa Panamera to dobra wiadomość także dla tych, których... na nią nie stać. Fani serii zapewne szybko się na nią rzucą. W pierwszej partii na Polskę przypada "tylko" 80 modeli, które prawdopodobnie znikną w oka mgnieniu. A to znaczy, że na rynku lada miesiąc pojawi się całkiem sporo tych "starych".
Tyle śmiechem-żartem. Już na poważnie, nowa Panamera to sportowa limuzyna w każdym tego słowa znaczeniu, która na pewno przypadnie do gustu posiadaczom starszego modelu. Jest trochę jak Audi RS6, którym można równie dobrze pojechać na zakupy, wakacje, jak i ... sami wiecie ;-). Jest jeszcze bardziej w stylu Porsche. Ładniejsza, szybsza i (w końcu) świetnie wykończona. Mniam!