Dziesięcioletni Szymon "Simon" Radzimierski to już weteran w świecie blogowania. Zaczynał jako ośmiolatek, ale pierwszą podróż odbył w brzuchu mamy. Dziesiątki tysięcy kilometrów i 30 krajów później Szymon wydał "Dziennik Łowcy Przygód. EXtremalne Borneo”, który, jak z dumą pokazuje, można już dostać w księgarni.
Wędrowanie pozornie bez celu
Choć trudno mu przewidzieć swoją przyszłość, na blogu pisze, że prawdopodobnie będzie w życiu robił to samo, co rodzice - czyli podróżował bez końca. Bo dla Szymona wszystko zaczęło się, kiedy miał półtora roku. Rodzice zabrali go wówczas do Indonezji. Potem poszło z górki. Stany Zjednoczone, Kuba, Argentyna, Wietnam, Kambodża, Laos, Malezja, Singapur, Iran, Oman, Katar, Nowa Zelandia i oczywiście całe mnóstwo państw europejskich.
Jako kilkuletni chłopiec biegał wśród pingwinów, chronił się przed burzą w kanionie czy skakał z siedmiometrowej skały do rzeki. Ale na podwórku nikt mu nie wierzył. Dlatego zaczął pisać bloga. I jeszcze po to, by podszkolić się w języku angielskim. Zresztą, gdyby nie polecenie uwielbianej przez Szymka nauczycielki angielskiego, pani Doroty, by opisać jedną ze swoich podróży, może całe to blogowanie nigdy by się nie zaczęło.
Zawiązywanie nowych znajomości jest dla Szymona bardzo ważne, jeśli nie najważniejsze podczas podróży. I niepohamowany wręcz zachwyt nad światem, jego pięknymi, przerażającymi i czasem niezrozumiałymi obliczami. Chłopiec zrozumiał, że jeśli nadal mamy się nim cieszyć, musimy wspólnie dbać o przyrodę. Do jego zakładek na blogu dołączyła niedawno jeszcze jedna - "ECO-PROJECT".
Żeby niczego nie żałować
Chłopiec wspomina, jak w Indonezji musiał zjeść świeżo zabitego kurczaka, żeby nie urazić gospodarzy. Albo niekończące się, kilkudziesięciokilometrowe marsze przez dżungle i góry. Albo ten zatrważający incydent z bykiem, który przytrafił się podróżnikowi w Wietnamie, gdy miał zaledwie 3 latka.
Innym razem, kiedy Szymon z rodzicami był w parku narodowym Yosemite w USA, bardzo chciał zobaczyć niedźwiedzie. — Najpierw przeczytaliśmy w przewodnikach, że kiedy zobaczy się niedźwiedzia, to nie wolno uciekać! Następnie, kiedy tam pojechaliśmy, strażnicy parku mówili nam, że nie wolno uciekać, jeśli zobaczy się niedźwiedzia. Robiliśmy sobie grilla w strefie piknikowej, smażyliśmy mięso, kiełbaski i pianki marshmallows z czekoladą i herbatnikami. Mmmm, pychota!!!
— Kiedy zbliżała się noc, pojawili się ponownie strażnicy i powiedzieli, że w pobliżu tej strefy pojawiły się niedźwiedzie i trzeba być ostrożnym. Znów powtórzyli, że nie wolno uciekać. Kiedy pojawia się niedźwiedź, trzeba wolno odejść albo narobić hałasu. Siedzieliśmy przy stoliku i nagle mama krzyknęła „niedźwiedź!!!” I co zrobiliśmy??? UCIEKLIŚMY!!!!!! Później w samochodzie śmialiśmy się, że chociaż wiedzieliśmy, że nie wolno nam tego robić, to instynkt był silniejszy! — wspomina chłopak.
Szymon zawsze podróżuje z rodzicami. Ci, choć uważni w stosunku do syna, starają się nie przesadzać z nadopiekuńczością. Dokładnie planują podróż już pół roku wcześniej. Ale o spaniu w hotelach, wynajmowaniu drogich samochodów czy odwiedzaniu turystycznych kurortów nie ma mowy.
Zamiast tego kierują się prosto do małych miejscowości, szukają ciekawych przyrodniczo szlaków. Nie szkodzi, że tam, gdzie lądują, czasami nikt nie mówi w żadnym zachodnim języku. I tak zawsze jakoś udaje im się dogadać.
— My zawsze lubiliśmy podróżować, niezależnie od tego, gdzie. W czasach studenckich obydwoje z mężem jeździliśmy [...] w Bieszczady, na Mazury — wyjaśniała w "Dzień Dobry TVN" tę pasję do podróżowania Monika, mama Szymona, na co dzień prawniczka. Zresztą Szymon na Mazury nadal jeździ bardziej niż chętnie.
"I tak trzeciego dnia poznałem dramat baobabów"
A co ze szkołą? Z normalnym, poukładanym życiem tego bądź co bądź dziecka? Szymon jest uczniem dwujęzycznej podstawówki w rodzinnej Łodzi. Na wyprawy przeznacza ferie i wakacje. Czasami tylko zdarza mu się opuścić tydzień lub dwa. Ale w końcu podróżując też odrabia bardzo cenną lekcję - z tolerancji, otwartości i odwagi.
Kiedy Szymon dostał propozycję napisania książki, początkowo wziął tę wiadomość za zwykły spam. Gdy informacja potwierdziła się, wtedy jeszcze dziewięciolatek z zapałem zabrał się do spisywania swojej opowieści. W barwnej, bardzo emocjonalnej książce Szymek opisuje miesięczną wyprawę na Borneo. Tygodniowy, ciężki trekking przez dżunglę, bliskie spotkanie (jego buta) z orangutanem i zwiedzanie kopalni diamentów - to tylko niektóre z historii, jakimi Szymon dzieli się z czytelnikami.
Gdzie jeszcze chciałby pojechać? Młodemu podróżnikowi marzy się Sokotra, archipelag czterech niewielkich wysepek blisko ogarniętego wojną Jemenu. Chłopiec chciałby obejrzeć… tamtejsze ogromne baobaby. I to jest to, czego mu życzmy z okazji jego wczorajszych, dziesiątych urodzin.
Chciałbym zrozumieć wszystkie ciekawe historie podróżników, których spotykamy, takich jak Fernando, Jan i Eric…
Szymon Radzimierski
pisownia oryginalna
Poszliśmy do wioski w dżungli z przewodnikiem. On wychował się w podobnej wiosce. Kiedy szliśmy do wioski, zobaczyliśmy wielkiego byka (bawołu wodnego), stojącego przy czyimś domu. Podeszliśmy, żeby zrobić mu zdjęcia. Bawół był przywiązany linką, ale nagle ją zerwał. I zaczął nas ścigać!!!
Tata złapał mnie i mojego przyjaciela i uciekliśmy do starego domu. Moja siostra i mama uciekły w kujące krzaki. Przewodnik natomiast stał jak wryty naprzeciwko byka, który go atakował. Mężczyzna stał przed bykiem, a kiedy byk był blisko niego, odwrócił się i usunął. Byliśmy naprawdę przerażeni!