
Choć trudno mu przewidzieć swoją przyszłość, na blogu pisze, że prawdopodobnie będzie w życiu robił to samo, co rodzice - czyli podróżował bez końca. Bo dla Szymona wszystko zaczęło się, kiedy miał półtora roku. Rodzice zabrali go wówczas do Indonezji. Potem poszło z górki. Stany Zjednoczone, Kuba, Argentyna, Wietnam, Kambodża, Laos, Malezja, Singapur, Iran, Oman, Katar, Nowa Zelandia i oczywiście całe mnóstwo państw europejskich.
Chciałbym zrozumieć wszystkie ciekawe historie podróżników, których spotykamy, takich jak Fernando, Jan i Eric…
Chłopiec wspomina, jak w Indonezji musiał zjeść świeżo zabitego kurczaka, żeby nie urazić gospodarzy. Albo niekończące się, kilkudziesięciokilometrowe marsze przez dżungle i góry. Albo ten zatrważający incydent z bykiem, który przytrafił się podróżnikowi w Wietnamie, gdy miał zaledwie 3 latka.
Poszliśmy do wioski w dżungli z przewodnikiem. On wychował się w podobnej wiosce. Kiedy szliśmy do wioski, zobaczyliśmy wielkiego byka (bawołu wodnego), stojącego przy czyimś domu. Podeszliśmy, żeby zrobić mu zdjęcia. Bawół był przywiązany linką, ale nagle ją zerwał. I zaczął nas ścigać!!!
Tata złapał mnie i mojego przyjaciela i uciekliśmy do starego domu. Moja siostra i mama uciekły w kujące krzaki. Przewodnik natomiast stał jak wryty naprzeciwko byka, który go atakował. Mężczyzna stał przed bykiem, a kiedy byk był blisko niego, odwrócił się i usunął. Byliśmy naprawdę przerażeni!
A co ze szkołą? Z normalnym, poukładanym życiem tego bądź co bądź dziecka? Szymon jest uczniem dwujęzycznej podstawówki w rodzinnej Łodzi. Na wyprawy przeznacza ferie i wakacje. Czasami tylko zdarza mu się opuścić tydzień lub dwa. Ale w końcu podróżując też odrabia bardzo cenną lekcję - z tolerancji, otwartości i odwagi.
Napisz do autora: lidia.pustelnik@natemat.pl