Kiedy w nadmiarze emocji czy nerwów braknie języka w gębie, awaryjne systemy operacyjne naszych mózgów podsuwają ściągawkę z utartych zwrotów, którymi możemy szybko obsłużyć rozmówców.
Dziennikarka, najczęściej piszę o trendach, mediach i kobietach. Czasem bawię się w poważne dziennikarstwo, czasem pajacuję. Można się pomylić.
Głupawe „wszystko będzie dobrze” substytuuje indywidualne słowa pocieszenia, kuriozalne „nie płacz” pozwolenie na emocjonalną ekspresję. Osoby, które przerasta small talk mogą wydobyć z arsenału powiedzeń „w marcu jak w garncu” albo familiarne „kwiecień-plecień…” (trochę gorzej sprawa ma się w innych miesiącach).
Porzekadłom nie można odmówić pewnej mądrości. Społeczeństwom przedinformacyjnym zastępowały z powodzeniem wnioski płynące z edukacji, mediów czy z kontaktu z kulturą wyższą. Jest jednak grupa przysłów, które znamy i powtarzamy jak kraj długi i szeroki, mimo że zakonserwowane w nich myśli są delikatnie mówiąc nie najciekawsze. Przeczytajcie przed użyciem.
„Nie ma głupich pytań. Są tylko głupie odpowiedzi”
Intencje mówiących w tym przypadku są raczej szlachetne. Powiedzenie jest zachętą do zadawania pytań, która kryje się w zakamuflowanej pochwale. Skoro nie ma głupich pytań, są pytania tylko mądre, a kto z nas nie chciałby tych mądrych pytań zadawać. Niestety, podobnie jak odpowiedzi, pytania bywają żenująco głupie, zdradzają sposób myślenia i stan wiedzy. Mogą pokazywać brak umiejętności czytania między wierszami czy skrajną ignorancję.
Od retorycznego, następującego po opowieści - „Ja nie wiem, jak mogłaś tak postąpić?”, w którym kryje się moralizatorskie zacięcie i uznanie siebie za miarę wszechrzeczy, aż po kwiatki z rodzaj „Kto był premierem Polski w 1941?”. Lepiej jest wiedzieć niż nie wiedzieć, a najszybszą i najprostszą drogą do przyrostu fałd w korze mózgowej jest rozmowa. Ale nie czarujmy się, bliższe prawdy byłoby już „poznasz głupiego po pytaniach jego”.
„Nigdy nie jest za późno”
A pewnie, w wieku 35. lat kanapowy wielbicie chipsów może przecież zawziąć się i rozpocząć karierę profesjonalnego lekkoatlety. Po przejściu na emeryturę warto zdecydować się wreszcie na gromadkę dzieci, a 80. urodziny, to idealny czas na kredyt hipoteczny, który przerażał za młodu.
Miło wciskać sobie pocieszający kit. Znacznie trudniej nieustannie update’ować świadomość konsekwencji swoich wyborów i potknięć. Może rzeczywiście nigdy nie jest za późno. Ale o ile ciężej znaleźć miłość po 50., kiedy ma się swoje nawyki, wymagania, a i powierzchowność już nie ta. O ile ciężej skończyć rzucone pochopnie studia, kiedy wszyscy znajomi zakładają rodziny i budują domy, a ty siedzisz na wykładzie ze statystyki z ludźmi, którzy w roku twojej matury zaczynali zerówkę. Nigdy nie jest za późno, ale w lwiej części przypadków szanse, że jednak będzie, są spore.
„Im wyżej siedzisz, z tym większym hukiem zlecisz”
O co chodzi, wiadomo. Im lepiej ci się wiedzie, tym boleśniejsza będzie twoja porażka. Wygłaszający slogan nie kierują go jednak do siedzących wysoko (być może dlatego, że po prostu tak wysoko by nie dokrzyknęli), ale do sobie podobnych. To powiedzenie maluczkich, którzy desperacko usiłują wyleczyć się z zazdrości. Chałupniczą autoterapią.
„Nie zazdrość Wojtek temu tam dyrektorowi, bo ty nie wiesz nawet, jak to można dostać w kość od życia, jak się takim dyrektorem być przestanie”. Tyle, że taki dyrektor szybciej zacznie zarządzać inną firmą, niż zostanie szeregowym pracownikiem. Powiedzenie zakłada, że powodzenie nie jest efektem ciężkiej pracy i predyspozycji, tylko zrządzeniem losu. A ten, jak śpiewa tuz polskiej piosenki rozrywkowej niskich lotów, gra w pokera - raz daje, raz zabiera.
„Biednemu wiatr w oczy”
Kołcz spod ciemnej gwiazdy, pozbawiony elementarnej wrażliwości społecznej, mógłby zaśmiać się i powiedzieć, że biedni są biedni, bo powtarzają takie powiedzenia (zamiast np.deklarować swojemu odbiciu, że „nigdy nie jest za późno”).
Oczywiście powiedzenie ma w sobie źdźbło prawdy - jest pułap biedy, z którego wyrwanie się jest tytaniczną pracą, ale ja nie o tym. Ten slogan to ulubiona gadka wszystkich smutnych księżniczek i ponurych gburów, którzy „biedy” nie odnoszą bynajmniej do stanu portfela, a do tego jacy są smutni i pokrzywdzeni przez świat, ludzi oraz zwierzęta. Ich nieszczęścia zawsze dobierają się w pary. Wiatr w oczy to nie tyle pasmo niepowodzeń, co stan umysłu.
„Za pieniądze miłości i zdrowia nie kupisz”
Nie to, co za debet na koncie. Tak jak Thiocodin gwarantuje brak kaszlu, tak puste konto zapewnia miłość po grobową deskę i końskie zdrowie. Nic tylko się spłukiwać. W poszukiwaniu miłości i trosce o długowieczność.
Powiedzenie podkreśla pewnego rodzaju ogólnoludzką wspólnotę. Niezależnie od statusu materialnego wszyscy chcemy być kochani i cieszyć się dobrym zdrowiem. Charakterystyczny dla późnego średniowiecza danse macabre pokazywało niepiśmiennym chłopom, że dziedzic może i srogi, a kartofli na przednówku mało, ale po śmierci zatańczą razem z wiecznie uśmiechniętymi szkieletami i biskupami. Na podobnej zasadzie działa „za pieniądze miłości i zdrowia nie kupisz”. Nie zazdrość bogatszemu, bo to, co najważniejsze możesz mieć i ty.
Niby niegłupie, tyle, że konteksty w których używamy tego powiedzenia sugerują raczej, że bogaczom ze zdrowiem i miłością jest nie po drodze. Tymczasem badania pokazują, że wysoki status materialny stabilizuje związki, wśród najwyższej klasy społecznej rozwodów jest najmniej. Oczywiście jest to związane z niechęcią do rozdrabniania majątku, ale fakt, że parę stać na terapię małżeńską, dbanie o wygląd i garderobę czy egzotyczne wakacje we dwoje, też nie jest bez znaczenia. Co do zdrowia - dobrych genów się nie kupi, ale już dietę bilansowaną przez dietetyka, usługi trenera personalnego czy uniknięcie czekania na wizytę - można.
„Atak jest najlepszą obroną”
Co poniektóre rodzime partie polityczne zdają się mieć tę mądrość praojców zapisaną w statucie. Używane w przeróżnych kontekstach powiedzenie wywodzi się z taktyk militarnych. I może rzeczywiście znajduje wyborne zastosowanie, kiedy ma się np. zamek warowny, lub chociaż skromny okop. Niestety, używamy go głównie w relacjach międzyludzkich i dyskusjach publicznych. A nawet nie tyle tyle używamy, co się do niego stosujemy.
To jedno z tych powiedzeń, którego wypowiadania powinniśmy wystrzegać się bezwzględnie, ponieważ wzięte to serca może być bardzo szkodliwe. Oczywiście o ile nie służy ironicznemu skomentowaniu dalekiej od zasad retoryki potyczki słownej. W dyskusji nie zwycięża ten, kto najdonośniej mówi i najostrzej atakuje, ale ten, kto ma najmocniejsze argumenty. A przynajmniej tak to powinno wyglądać.
„Co cię nie zabije, to cię wzmocni”
Nie ma to jak zostać kilka razy zmieszanym z błotem, oplutym i wyśmianym. Weź garść traumatycznych przeżyć i dodaj 3 szczypty przemocy psychicznej. Tak właśnie rodzą się herosi. Pewna doza złych doświadczeń może rzeczywiście nauczyć nas niezbędnej dozy ostrożności w relacjach międzyludzkich i owianej legendą sprawności, jaką jest znajomość tzw. natury ludzkiej. Niestety, niektóre rany goją się długo i boleśnie, izolując od otoczenia. Może zamiast bredzić w stylu gwiazdek pop o niezwykłej sile, jaką można odnaleźć w sobie po emocjonalnym mancie, lepiej zastanowić się, jak zapewnić wsparcie bliskiej osobie, żeby szybciej doszła do siebie.
Zwroty frazeologiczne bywają użyteczne. Gorzej, jeśli zwalniają z myślenia i stają się protezą wrażliwości i balkonikiem używanym, żeby podtrzymać kuśtykającą konwersację. Te podane w formie życiowych porad przyjmujemy bezrefleksyjnie jako prawdy objawione. Być może dlatego, że słyszymy je od najmłodszych lat setki razy, więc nie przychodzi nam do głowy kwestionowanie ich sensu. Tak jak cytowanie „wielkich ludzi”nie jest w stanie na dłuższą metę zastąpić żywej inteligencji, tak cytatom daleko do mądrości życiowej, biorącej się z doświadczeń, ale i z prawdziwych rozmów.