Wojciech Smarzowski zastanawia się, czy wczesna data pokazu "Wołynia" na Ukrainie spowodowała interwencję tamtejszego MSZ.
Wojciech Smarzowski zastanawia się, czy wczesna data pokazu "Wołynia" na Ukrainie spowodowała interwencję tamtejszego MSZ. Fot. Krzysztof Wiktor / mat. promocyjne filmu "Wołyń"
Reklama.
– Myślę, że odwołanie pokazu w Kijowie wynika z ostrożności dyplomacji – stwierdził Smarzowski w rozmowie z Polską Agencją Prasową. – Może rzeczywiście termin tego pokazu nie był zbyt szczęśliwie dobrany i to było za wcześnie? – dodał. Mimo to twórca ma nadzieję na projekcję w przyszłości. – Na początku zamkniętą, a potem o tym filmie rozmawiać – zaznaczył.
Pytany o to, czy powinien cokolwiek robić w kierunku, by "Wołyń" dotarł do Ukraińców, powiedział, że nie jest to jego zadaniem. – Jestem do dyspozycji, jestem gotowy do rozmowy, ale to zadanie dyplomacji – wyjaśnił Smarzowski. Ambasador Ukrainy w Polsce Andrij Deszczyc tłumaczył z kolei, że istniała obawa przed protestami osób niezgadzających się z narracją obrazu.
Swoje zdanie w sprawie wyraził m.in. Andrij Parubij, Przewodniczący Rady Najwyższej (parlamentu) Ukrainy. – Czytałem recenzje tego filmu. Sam nie miałem możliwości go obejrzeć, ale przeprowadziłem wiele rozmów na ten temat z przywódcami państwa polskiego. Prosiłem ich, by nie dokonywali żadnych ocen, ponieważ do czasu, gdy jest to po prostu film, można go traktować jako dzieło artystyczne pewnego reżysera – mówił dziennikarzom. – Ale jeśli przywódcy Polski będą dokonywali oficjalnych ocen, może to być odebrane jako stanowisko państwa – dodał.
Dzieło Smarzowskiego w dwa pierwsze weekendy wyświetlania obejrzało prawie 600 tys. widzów. "O filmie "Wołyń” opowiadać trudno przede wszystkim dlatego, że pozostawia widza ze świadomością ogromnego, wprost niewyobrażalnego zła, które już się wydarzyło i które wciąż dzieje się w różnych zakątkach świata. A taką prawdę naprawdę trudno przełknąć" – pisała w naTemat Lidia Pustelnik.

źródło: dziennik.pl

Napisz do autorki: karolina.blaszkiewicz@natemat.pl