
Arkadiusz Jakubik nie traci czasu. Dopiero co oglądaliśmy go w "Wołyniu”, zagrał główną rolę w "Jestem mordercą”, a tu jeszcze jego autorskie dzieło "Prosta historia o morderstwie” właśnie trafiła do kin. Aktor i reżyser niewątpliwie uczy się od Smarzowskiego tego, co najlepsze. Efekt jest dobry, choć trochę mu jeszcze brakuje.
Pierwsza scena, brutalne morderstwo w domu państwa Lachów. Kobieta brocząca we krwi, postrzelony mężczyzna. Podobno popełnił samobójstwo. W strugach deszczu do domu wpada Jacek (Filip Pławiak), ich najstarszy syn. Jest u progu policyjnej kariery, poszedł w ślady ojca.
Ten film ma prowokować pytania o genezę zła i kłamstwa w rodzinie. Jak to zło powstaje? Dlaczego kłamiemy, żeby to zło ukryć? I czy jesteśmy ofiarami piętna? Dzisiaj bohater tragedii antycznej zadałby sobie pytanie, że może to nie klątwa rządzi losem człowieka, lecz człowiek klątwą. Że nie jesteśmy ofiarami piętna, lecz sprawcami. Więc może jesteśmy tylko my i nasze wybory? "Prosta historia o morderstwie" to zaangażowana społecznie opowieść ubrana w garnitur kryminalnego thrillera. Czytaj więcej
Dlaczego w Polsce powstaje tyle filmów o przemocy między członkami rodziny? Każdy słyszał o kimś bitym i szarpanym w domu, każdy zna jakiegoś alkoholika. Jakubik z wyczuciem odkrywa mechanizmy krzywdzenia i uzależniania od siebie ofiary przez sadystę.
Z historią rodziny przeplata się ciosany o wiele bardziej topornie kryminał. Zostajemy wciągnięci w świat gangsterskich porachunków i policyjnych machlojek, układów, znajomości i kradzieży, a wszystko to w swojskim klimacie małomiasteczkowego "ja mam haka na ciebie, a ty na mnie".
Napisz do autora: lidia.pustelnik@ntemat.pl
