Z selekcjonerami reprezentacji Polski jest trochę tak, jak z oskarowymi filmami – jedna impreza się jeszcze nie skończyła, a już wszyscy szukają kandydatów na następną.
Ale tym razem trudno się dziwić, Smuda jeszcze przed mistrzostwami zapowiadał, że po Euro odchodzi niezależnie od wyniku. Po wczorajszym meczu powtórzył te słowa. Powoli rozkręca się więc karuzela z nazwiskami. Jak na razie, wygląda na to, że największe szanse na najtrudniejszą posadę w Polsce mają Piotr Nowak i Maciej Skorża.
Plotki o zatrudnieniu Skorży pojawiły się już przed Euro. Były trener warszawskiej Legii został już podobno "namaszczony" przez kierownictwo PZPN na następcę Smudy. Czemu "podobno"? Bo informował o tym "Fakt", powołując się na "wysoko postawionego działacza PZPN", więc równie dobrze może to znaczyć "wymyśliliśmy to na porannym kolegium". Znając jednak niechęć PZPN-u do trenerów niepodzielających polskiej myśli szkoleniowej może być w tym ziarenko prawdy.
Zresztą, prawda, nieprawda – nieważne. Istotniejsze jest pytanie - czy to dobry pomysł? Jest takie powiedzenie, że jesteś taki dobry, jak Twój ostatni mecz. Gdyby wziąć pod uwagę ostatnie pół roku trenera Skorży w Legii, nie dostałby pracy nawet w Izolatorze Boguchwała.
Przez całą rundę wiosenną nie potrafił wstrząsnąć drużyną, odmienić jej gry. Prawie w każdym kolejnym meczu Legia wyglądała tak samo źle, jak w poprzednim, a Skorża dokonywał niezrozumiałych zmian. Z drugiej strony pamiętajmy, że jesienią Legia potrafiła zachwycić, nie tylko w Lidze, ale i w europejskich pucharach i że przed rundą wiosenną zabrano mu 3 graczy podstawowej jedenastki – w kadrze raczej to się nie zdarzy.
I nie zapominajmy o jego dorobku, bo w Polsce trudno o kogoś, kto w tak młodym wieku osiągnął tak wiele: dwa mistrzostwa Polski, dwa puchary Polski, awans z Legią do drugiej fazy Ligi Europejskiej.
Co na to sam Skorża ? Ciekawe, powiedział kiedyś, że jego marzeniem jest praca z kadrą… olimpijską.
A jeśli nie Skorża, to kto? Zaraz zacznie się znana dyskusja – brać kogoś z zagranicy, czy nie? Rozwiązanie kompromisowe to Piotr Nowak – były kapitan reprezentacji, swego czasu najlepszy obcokrajowiec w Bundeslidze. Od kilkunastu lat nasz człowiek w amerykańskim futbolu.
Czy ma szanse? Cóż, jego wielkim zwolennikiem jest Antoni Piechniczek, a wszyscy wiemy, że "głos znad kominka" dużo w polskiej piłce (tzn. w PZPN-ie) znaczy. Ostatnio stracił pracę w Philadelphi Union, ale nadal ma w Stanach znakomitą markę – z DC United zdobył dwa razy mistrzostwo USA, prowadził kadrę olimpijską, był też przez dwa lata asystentem selekcjonera pierwszej reprezentacji. Teraz mówi się, że obejmie szkocki Hearts of Midlothian, albo polską kadrę.
Czy to dobry pomysł? Powiem szczerze - nie wiem. Nie widziałem, jak grają jego drużyny. Ale podobają mi się w Nowaku dwie cechy. Pierwsza to mocny charakter. To gość, który nie przywiązuje się do nazwisk, nie boi się posadzić na ławce lidera drużyny. Tak jak zrobił to w kadrze olimpijskiej z Freddy’m Adu. W Philadephi oddał cenionego przez kibiców Mwangę do innego klubu mówiąc "sentymenty nie są wpisane w mój kontrakt". Świetny cytat.
Druga – mam graniczącą z pewnością nadzieję, że przez prawie 15 lat w Stanach przesiąknął amerykańską mentalnością. Mentalnością optymistów i zwycięzców. W skrócie – liczy się tylko wygrana. Nie nabyte doświadczenie, ani bilety na mecz dla rodziny. Taką postawą zaraził pesymistycznie nastawionych Niemców Klinsmann w 2006 roku. Może czegoś takiego wczoraj zabrakło.