Reklama.
Po dramatycznym liście kobiety, której odmówiono spowiedzi do redakcji "Wysokich Obcasów", zadajemy pytanie o rozgrzeszenie i stosunek spowiednika do spowiadającego. Na wątpliwości zgadza się odpowiedzieć ksiądz Wojciech Lemański.
Przeczytałem ten list i uważam, że powinienem spróbować autorce odpowiedzieć. A właściwie to najpierw przeprosić. Mój biskup pouczył mnie, bym nie przepraszał w imieniu Kościoła, bo nie dano mi takiego prawa, więc przepraszam w swoim własnym imieniu jako ksiądz tegoż właśnie Kościoła. Nie przepraszam autorki za odmowę rozgrzeszenia, bo jak sama pisze w swoim liście - „Wiem, że wg. Kościoła katolickiego nie mogę przystępować do sakramentów”. Tak, zdarzają się takie sytuacje, że wyjątkowo można sakramentalnego rozgrzeszenia odmówić.
To rozprawa na wiele długich wykładów, więc sobie wywody na ten temat w tym miejscu daruję. Przepraszam za słowa, które od przedstawiciela Kościoła usłyszała ta Pani na zakończenie spotkania przy konfesjonale. Jeśli tak one zostały wypowiedziane, a rozgoryczenie autorki listu zdaje się potwierdzać, że się nie przesłyszała, to są to słowa nieprawdziwe, raniące, wypowiedziane może pochopnie, ale na pewno bez odrobiny choćby wrażliwości.
Cóż napisać. Do konfesjonałów i to zarówno z jednej jak i z drugiej strony (spowiadający i spowiadani) przychodzą ludzie takimi, jakimi są. Jeśli ktoś nie nabył wiedzy, ogłady, kultury i wrażliwości, to trudno się dziwić, że owocem takiego spotkania może być głębokie zranienie, uraz, zniechęcenie a nawet decyzja o ostatecznym zerwaniu z Kościołem. To prawda, że Kościół nie jest instytucją usługową, w której każdy wchodzący ma prawo do wszystkiego, czego sobie zażyczy.
Pamiętamy ten wierszyk o kaczce dziwaczce, która szukała sera w salonie fryzjerskim, zaś znaczki pocztowe próbowała kupić u praczki. Dziś co prawda coraz więcej takich miejsc, w których można załatwić nieomal wszystko i kupić przysłowiowe mydło i powidło. Nawet pod stadionem poświęcono kaplicę, by usługa oferowana mogła być w miarę kompleksowa. Ale dobrze wiemy, że ta uniwersalizacja ma swoje granice i na ogół je respektujemy.
Nawet odmówić człowiekowi można w taki sposób, by nie urazić jego godności, by wyjaśnić mu kierujące nami motywy, by podpowiedzieć inne, dostępne dla takiej osoby rozwiązanie. Tego wszystkiego w tamtym spotkaniu przy konfesjonale zabrakło. A więc jeszcze raz i jeszcze raz przepraszam. Jeśli to była naprawdę katedra, jak Pani pisze, to proponuję, by udała się Pani do miejscowego biskupa. Nie mam najmniejszej wątpliwości, że nie odmówi chrztu Pani dziecku, że zachęci Panią do gorliwej modlitwy i zaprosi do częstego odwiedzania rzeczonej katedry. Kto wie, może nawet udzieli reprymendy nieroztropnemu spowiednikowi.
Ksiądz Wojciech Lemański