
Uwierzycie, jeśli powiem wam, że istnieje zakład pracy, w którym nieskrywaną ideą pracowników jest hasło: „Zamiast pracować – haruj!"? Tak zupełnie jawnie, bez cienia skrupułów ta myśl przyświeca kilkudziesięciu osobom codziennie. Co ciekawe, nie widać po nich buntu i niezadowolenia, a o zmęczeniu świadczyć mogą jedynie puszki po napojach energetyzujących stojące na co niektórych biurkach, ale … w którym biurze jest inaczej? Ludzie, o których mowa, są wykształceni i mogliby pracować w wielu innych miejscach. Jednak siedzą właśnie tu.
Zmęczenie po ciężkiej pracy, którą lubimy i chcemy wykonywać wiąże się z satysfakcją. Wówczas rzeczywiście wystarczy byśmy się wyspali, odpoczęli od tematu i już następnego dnia jesteśmy zregenerowani na tyle, by wrócić do swoich codziennych zajęć. Natomiast psychiczne zmęczenie pracą, którego nie jesteśmy w stanie się pozbyć powinno być dla nas powodem do zastanowienia czy aby na pewno to praca i stres nas tak męczą?
Badania pokazują, że nudzimy się na pięć różnych sposobów. Rozpoznanie, który rodzaj nudy aktualnie nam doskwiera, może pomóc rozwiązać nasze problemy z motywacją do pracy. Możemy się nudzić odczuwając ciągłą obojętność wobec wszystkiego, co nas otacza. Wówczas nic nie jest w stanie nas zachęcić do działania ani zainteresować. Drugim rodzajem nudy jest nuda regulacyjna – gdy jesteśmy niezdecydowani i stajemy się podatni na zmiany. Trzecia to nuda badawcza – charakteryzuje się niespójnym zachowaniem i poszukiwaniem zmian. Czwarty rodzaj nudy nazywa się nudą reagującą, która objawia się motywacją do poszukiwania alternatyw dla sytuacji, która tak nas nudzi i przytłacza. Ostatnim rodzajem nudy jest nuda apatyczna, którą poznać można po poczuciu bezradności, zbliżonym do depresji.
To wdzięczne stwierdzenie Marka Twaina kilka lat temu stało się powszechną inspiracją do sięgania po niemożliwe. Coachowie i psychologowie w mniej lub bardziej niejasny sposób wciąż próbują przekazać nam, że mierzenie sił na zamiary jest przereklamowane i warto odrzucić wszelkie przekonania o swoich osobistych ograniczeniach. Z jednej strony nie brzmi to rozsądnie. Z drugiej jednak każdy (mam nadzieję) zna ten stan, kiedy praca pochłania bez reszty, nie czujemy upływu czasu nie tylko dlatego, że mamy dużo do zrobienia, ale i dlatego, że działamy pod wpływem wszechogarniającego natchnienia. Rezultaty pracy w takim stanie są o niebo lepsze od naszej statystycznej wydajności. Czy da się nad tym zapanować i świadomie wykorzystywać?
Za każdym razem, gdy mamy kreatywny pomysł i dzielimy się nim ze światem, musimy przezwyciężyć pewne bardzo pierwotne lęki: strach przed porażką, strach przed nieznanym, strach przed ośmieszeniem w oczach grupy, strach przed utratą zasobów (czasu, pieniędzy, koneksji itd.). Każdy krok tego procesu wiąże się ze znacznym ryzykiem. (...) Kiedy założyciel firmy Apple Steve Jobs, powiedział: "Kreatywność to po prostu łączenie rzeczy", to nie był w błędzie. Tworząc nowe pomysły, zawsze musimy odnajdywać wzorce – tj. połączenia między rzeczami w ujęciu Jobsa – których wcześniej nie dostrzegaliśmy. (...) Dopamina to neuroprzekaźnik przyjemności, uwalniany za każdym razem, kiedy podejmujemy ryzyko albo identyfikujemy jakiś wzorzec. Czujemy wtedy napływ ekscytacji, zaangażowania i zainteresowania. Ale działanie dopaminy obejmuje coś więcej niż tylko stymulację naszych emocji i podnoszenie motywacji – powoduje ona również zwiększenie koncentracji, umiejscawia nas tu i teraz i tym samym przyspiesza wejście w stan przepływu.
Ciągłe naciskanie na ludzi, by się rozwijali, kiedy zwyczajnie nie chcą zmian, może stać się źródłem stresu i zmęczenia. "Zamiast pracować – haruj" to faktycznie sposób na to, by poznać swoje możliwości i zrobić w bardzo krótkim czasie ogromne postępy, jednak taka forma zdobywania zawodowych doświadczeń powinna być epizodem, a nie stylem pracy. Co więcej, nigdy nie powinna być efektem przymusu, lecz naszego wyboru. Jeśli napędza nas motywacja, droga wolna. Jest jeszcze jedna ważna zasada zachowania higieny pracy, jeśli pracujemy bardzo ciężko. Tak jak intensywnie pracujemy, powinniśmy intensywnie odpoczywać. Chodzi o to, by wielu godzin wysiłku intelektualne nie bilansować jedynie leżeniem przed telewizorem. W ten sposób damy się albo wciągnąć w wir pracoholizmu, albo ulubiona praca szybko nam zbrzydnie.
Dowód? Zanim zaczęłam pracę w naTemat byłam świeżo upieczoną mamą pracującą zdalnie w dwóch małych redakcjach. Jedną ręką bujałam zasypiającego malucha, drugą pisałam tekst. Podczas spacerów załatwiałam wszystkie sprawy telefoniczne i mailowe. Cieszyłam się, że tak można i wcale nie jest trudno, a radość moja trwała około roku. Przyzwyczajona do myśli, że łączenie obowiązków domowych z małym dzieckiem i pracą to dla mnie pestka, rozsiadłam się w swojej strefie komfortu jak w wielkim, miękkim fotelu. Aż od tego siedzenia rozbolał mnie kręgosłup i to tak bardzo, że z przyjemnością z tego fotela wstałam. Bo po kolejnych kilku miesiącach byłam wykończona nudą. Nie to żeby życie rodzinne nie dostarczało mi wystarczającej satysfakcji. Nie to żebym nie obejrzała wszystkich seriali na HBO i nie przeczytała sterty książek. Po prostu – lubię swój zawód, lubię wyzwania, rutyna mnie męczy.
Napisz do autorki: ewa.bukowiecka-janik@natemat.pl
