— "Walczmy o lepszy świat, przyzwoity świat, który każdemu da szansę na pracę, który da przyszłość młodym, bezpieczeństwo starszym!” Dzięki takim obietnicom dyktatorzy doszli do władzy. Lecz kłamali! Nie wypełnili swych obietnic i nigdy ich nie dotrzymają — wrzeszczał ponad pół wieku temu Charlie Chaplin w "Dyktatorze”. Przemowa wielkiego komika w filmie nigdy nie była bardziej aktualna.
Cukierkowa demagogia nigdy nie święciła takich triumfów nad zdrowym rozsądkiem i zwykłym humanizmem, jak obecnie. A przecież mechanizmy manipulacji tłumem nie zmieniają się. Strach, obietnica bezpieczeństwa kosztem wolności i wprowadzany trochę chyłkiem, ale konsekwentnie podział na ludzi "naszych” i "obcych”, "lepszych” i "gorszych”.
Chaplin, zabierając się do "Dyktatora” w 1940 roku, zastanawiał się, jak może najcelniej uderzyć w największą bestię swoich czasów, Adolfa Hitlera - karzełka, który za pomocą kwiecistych mów i emocjonalnych wystąpień porywał tłumy. Teraz wiemy, że gdyby komik znał zbrodnie przywódcy III Rzeszy, nigdy nie zdecydowałby się na uczynienie go głównym bohaterem swojego filmu. Z tej niewiedzy wniknęło jednak coś pozytywnego - powstał film zaskakująco uniwersalny, zabawny, ale odzierający totalitarnego wodza z jego drobiazgowo wystylizowanych szat.
Chaplin wiedział, że Hitler jest sprytny i by go pokonać, musi wykazać się nie mniejszą zręcznością. Zamiast w jednego, w filmie wciela się więc w dwóch bohaterów, postać dyktatora Hynkla równoważąc biednym żydowskim golibrodą.
Pierwszy, przemawiając, niemal wychodzi z siebie. Wrzeszczy, wymachuje rękoma, skacze, ale jego słowa to bełkot, zdania, które nic nie znaczą i które muszą być tłumaczone wiwatującemu tłumowi. Nie szkodzi. Dla ludu nie jest ważne, co wódz powiedział, liczy się tylko ogólny przekaz: nasz kraj będzie wielki, my będziemy wolni i nikt nam nie zagrozi! Reszta to didaskalia.
Chaplin doskonale rozumie ten mechanizm. W jednej ze scen wódz dyktuje list. Wypowiada kilka rozbudowanych zdań, ale maszynistka uderza w klawisze tylko dwa razy. Potem dyktator mówi tylko jedno słowo. Maszynistka zapełnia tekstem dwie linijki.
Ale film Chaplina pokazuje też to, czego nie ośmielił się zrobić żaden mu współczesny - jak bezmyślny i głupi jest w rzeczywistości dyktator. W najsłynniejszej scenie filmu Hynkiel podbija globus jak piłkę plażową. A kiedy spotyka się z Napalonim (Mussolini), obaj zaczynają puszyć się i dokazywać jak małe dzieci. Dyktatorzy są nieprzewidywalni, los świata zależy od ich kaprysu.
A jednak sprytny dyktator doskonale wie, że "człowiek jest słaby i podły” i zręcznie uwalnia go z brzemienia odpowiedzialności. W końcu "nie ma nic bardziej ponętnego dla człowieka nad wolność sumienia, ale też nie ma nic bardziej męczącego”. Tym razem to nie Chaplin, to słowa Wielkiego Inkwizytora z "Braci Karamazow”, tego samego, który z ludzi uczynił zadowolone z siebie, syte cielęta, na siebie biorąc odpowiedzialność za zbrodnie dokonane w ich imieniu.
Bohaterowie filmu Chaplina też mają przed sobą bezrozumne cielęta. Ale fałszywy dyktator pojmie to dopiero na samym końcu filmu, podczas swojej ostatecznej przemowy. Dziś brzmi ona trochę sentymentalnie i naiwnie, ale w cynicznych czasach może właśnie odrobina idealizmu jest tym, co ratuje nas przed katastrofą.
W finałowej scenie Chaplin odrzuca wszystkie maski. Rozumie mechanizmy propagandy, widzi ślepe oddanie władzy i jest przerażony. Wykorzystuje to, że słuchają go miliony na całym świecie, wychodzi z roli i wygłasza apel, który ma dotrzeć - a źródła historyczne potwierdzają, że dotarł - również do prawdziwych Niemiec, jej armii i samego Adolfa Hitlera. Wódz podobno oglądał "Dyktatora" dwa razy.
—W imię demokracji, zjednoczmy się! — wrzeszczy Chaplin. I milknie, a uśmiech na jego twarzy ustępuje przerażeniu. Bo demokracja go zawiodła. Tłum wiwatuje mu jak zwykle. Jego przemowa w jego uszach nie różni się niczym od wystąpień prawdziwego dyktatora. Lud nie dostrzega właściwych słów, wychwytuje tylko to, co chce usłyszeć. Zjednoczmy się, bądźmy znowu silni...
Chaplin z czarno-białego ekranu wzrusza i ostrzega. Przed dzieleniem ludzi, przed krzywdzącymi uproszczeniami, przed moralnym lenistwem. Przed złudzeniem, że odpowiedzialność jest gdzie indziej.
Napisz do autora: lidia.pustelnik@natemat.pl
Reklama.
CHARLIE CHAPLIN
Nie chcemy nienawidzić i sobą pogardzać. Na tym świecie wystarczy miejsca dla każdego. Ziemia jest bogata i może wyżywić wszystkich. Nasze życie jest przepełnione wolnością i szczęściem. Ale zgubiliśmy drogę. Chciwość zatruła nasze dusze, wzniosła mury nienawiści, zadała cierpienie, rozlała wiele krwi. (…) Źródłem naszego nieszczęścia jest chciwość, zgorzkniałość tych, co boją się rozwoju humanizmu. Nienawiść przeminie, dyktatorzy umrą. Władza, którą odebrali ludziom, zostanie im zwrócona.
"Dyktator"
Charlie Chaplin
Walczmy o spełnienie tych obietnic, walczmy o wyzwolenie świata! Wypędźmy z serc bariery narodowe, wypędźmy chciwość, nienawiść i brak tolerancji. Walczmy o mądry świat, w którym nauka i postęp dadzą nam wszystkim szczęście.