Nie było żadnej próby zamachu na prezydenta Komorowskiego podczas ubiegłorocznej kampanii wyborczej - uznał w środę Sąd Okręgowy w Krakowie. To tam toczyła się bowiem głośna sprawa dotycząca rzekomej próby zaatakowania Bronisława Komorowskiego krzesłem przez sympatyka ówczesnej opozycji. Mężczyzna nie został jednak uniewinniony od wszystkich zarzucanych mu czynów.
Mężczyzna nie został jednak uniewinniony od innych zarzucanych mu czynów. Na karę pozbawienia wolności na trzy miesiące sąd skazał go za podanie nieprawdziwych danych podczas zatrzymania przez policję (podawał się za swojego brata). Został również ukarany karą grzywny w wysokości 4 tys. zł za znieważenie prezydenta słowami powszechnie uznawanymi za obelżywe.
Sąd podkreślił, iż dla oceny działań oskarżonego i wymiaru kary istotne było to, że biegli uznali go za osobę mającą w znacznym stopniu ograniczoną możliwość rozpoznania znaczenia swojego zachowania i pokierowania nim. Poinformowano również, że w antyprezydenckim happeningu uczestniczył on pod wpływem narkotyków. Środowy wyrok nie jest prawomocny, obrońca zapowiedział już złożenie apelacji.
Przypomnijmy, iż do całej sytuacji doszło 8 marca 2015 roku w Krakowie. W trakcie zorganizowanego na Rynku wiecu z udziałem prezydenta Bronisława Komorowskiego policja zatrzymała mężczyznę, który pod scenę przyszedł z krzesłem.
Organy ścigania przyjęły, że tym meblem chciał on rzucić w prezydenta Komorowskiego. Podejrzewano również, iż mężczyzna może mieć związek z pseudokibicami jednego z krakowskich klubów. Po ujęciu wyjaśniał on, że "chciał zwrócić uwagę na kłamstwa mediów". Wyrażał też rozczarowanie faktem, że media pomijały kandydatów na prezydenta niezwiązanych z PO i PiS.