Niewinną lekarkę policja zatrzymała w przychodni ma oczach pacjentów
Niewinną lekarkę policja zatrzymała w przychodni ma oczach pacjentów Fot. Albert Zawada / Agencja Gazeta

Ta historia nie miała prawa się wydarzyć, a jednak... Do gabinetu doktor Ewy Dobiały w Lesznie wczoraj rano wkroczyli dwaj policjanci. Oświadczyli, że mają nakaz zatrzymania i zawieźli lekarkę radiowozem konwojowym, zamkniętą za kratami do sądu w innym mieście. Dlaczego? Czyżby pani doktor była o coś podejrzana? Absolutnie nie. Ale po kolei.

REKLAMA
Dr Ewa Dobiała jest psychiatrą. Swoją historię opisała wieczorem na Facebooku, gdy już dotarła do domu po wstrząsających przeżyciach z parogodzinnym pozbawieniem wolności. Opowiedziała, co ją spotkało, z nadzieją, że już żaden lekarz ani nikt inny nie będzie musiał przeżywać niczego podobnego.
dr Ewa Dobiała

Przeżyłam jako psychiatra wiele "poruszających" momentów. Byłam duszona przez pacjenta, musiałam uciekać piwnicami, wentylowałam usta-usta, odcinałam sznur... Ale jeszcze nigdy wcześniej nie siedziałam zamknięta za kratami.

Lekarka nie była o nic oskarżona, czy podejrzana. Miała być jedynie świadkiem w procesie pacjenta, którego kiedyś leczyła w szpitalu i w poradni w Kościanie. Od lat już w tej placówce nie pracuje, gabinet ma w Lesznie. No i właśnie w tym tkwi sedno tej historii.
Rano, gdy dr Dobiała przyjmowała pacjentów, do jej gabinetu weszli policjanci. Lekarka zapewnia, że policjanci zachowywali się kulturalnie. Obeszło się bez kajdanek, czy rzucania na ziemię. Ale – mówili – "nakaz jest nakaz", więc panią doktor do sądu odwieźć muszą. Lekarce nie pozostało nic innego jak przeprosić pacjentów i odesłać ich do domu. Trzeba tu pamiętać o dwóch kwestiach: ci pacjenci często musieli długo czekać na umówioną wizytę, bo wiadomo, że kolejki do specjalistów są długie; a poza tym – to są pacjenci leczeni psychiatrycznie, dla których wizyta policji u pani doktor mogła być wyjątkowym szokiem.
dr Ewa Dobiała

Najpierw więc zostałam zawieziona na Miejską Komendę Policyjną, gdzie zgodnie z obowiązującymi procedurami został sformalizowany fakt zatrzymania. Potem po około godzinie, zostałam wprowadzona przez kolejną ekipę funkcjonariuszy do radiowozu konwojowego, zamknięta kratami i powieziona do Sądu Rejonowego w Kościanie. Po drodze dostałam jeszcze towarzysza z Aresztu Śledczego.

Specjalistka opisuje też, że przez parę godzin, gdy była zatrzymana, nie mogła mieć przy sobie torebki, w której miała rzeczy osobiste, czy choćby pieczątki lekarskie.
Na sali sądowej w Kościanie sytuacja wyjaśniła się błyskawicznie. Na pytanie, dlaczego została doprowadzona przez policję, usłyszała, że nie odbierała wezwań. A gdzie wezwania były wysyłane? Do szpitala, w którym dr Dobiała już nie pracuje. – To nie był "Proces" Kafki, to się wydarzyło naprawdę – podsumowuje tę historię lekarka i liczy, że to będzie nauczka dla wymiaru sprawiedliwości. – Bardzo bym chciała, aby osoby decyzyjne w takich kwestiach, miały chociaż minimalny szacunek, jeżeli już nie dla roli lekarza -psychiatry, jaką zawodowo pełnię, to chociażby szacunek dla człowieka – pisze dr Dobiała.
Tę historię lekarka opisała wieczorem, gdy już dotarła do domu i próbowała ochłonąć. Z Kościana do Leszna wróciła późno, bo – jak pisze – radiowóz był przewidziany tylko w jedną stronę. Takie zupełnie niezrozumiałe zatrzymania świadków, aby ich doprowadzić do sądu zdarzają się od lat. To nie jest praktyka, która pojawiła się w ostatnim roku. Pani doktor na razie nie wie, czy będzie składać zażalenie na bezzasadne zatrzymanie. Tak radzi jej wielu lekarzy, którzy przyznają, że wielokrotnie wzywani są na świadków w procesach ich pacjentów. To mogło spotkać każdego z nich. Oby nie spotkało.

Napisz do autora: tomasz.lawnicki@natemat.pl