
Zna niemal każdy adres w Warszawie. Rozkład lotów na Okęciu ma w małym palcu. Mimo korków potrafi wszędzie dotrzeć na czas. Jak sam mówi, jego praca to wielka gra komputerowa, w której nie ma sprzymierzeńców, są za to setki przeciwników. "Gra" nawet 240 godzin w miesiącu. Mimo to ją uwielbia i nie chce robić nic innego.
Do taksówki wsiada o 4 rano. Codziennie o tej porze bardzo wiele osób potrzebuje podwózki na lotnisko. Trwa to do ok. 7.30, później pan Jarosław ratuje spóźnionych do pracy. Ostatni kurs wykonuje między 10 a 11. Znakomita większość taksówkarzy pracuje w "normalnych" godzinach, więc nie ma sensu jeździć popołudniu – potrzeby warszawiaków na taksówki nie są aż tak duże. – Rano najczęściej spotykam pasażerów bardzo zestresowanych, którzy w drodze "siedzą mi na plecach" i poganiają. Ale nie jest to najgorszy scenariusz – mówi pan Jarosław.
Kiedyś dostałem wezwanie na jedną z tych eleganckich uliczek na Ursynowie. Wjazd na osiedle był za szlabanem, a chwilowo w budce nie było nikogo, kto mógłby mnie wpuścić. Nie byłoby to przeszkodą, bo mój klient był tuż za nim, w garniturze, z małą walizką. Stał, patrzył i czekał aż podjadę, choć mógł zrobić kilka kroków i wsiąść. Nie zrobił tego po to, by później móc zarzucić mi, że spóźniłem się pół minuty. Informując mnie o tym, spojrzał ostentacyjnie na zegarek. Chwilę później zwrócił mi uwagę, że fotel pasażera jest odsunięty, przez co z tyłu jest mniej miejsca. Nie odpowiedziałem, bo wiedziałem, że on nie chce bym przesunął ten fotel, po prostu szukał powodu by się kłócić. Jechaliśmy na lotnisko.
Wjechałem na rondo de Gaulle'a i nagle przed maskę wyskoczyła mi dziewczyna, potrąciłbym ją gdybym nie zahamował w porę. Była z chłopakiem, wsiedli oboje i krzyczą "za tym tramwajem!". Okazało się, że chłopak zostawił w nim torbę pełną ważnych kluczy – był ochroniarzem w różnych firmach. Dorobienie wszystkich tych zgubionych kluczy kosztowałoby znacznie więcej niż wynosi jego miesięczna pensja. Udało nam się dogonić tramwaj na Żelaznej. Później widziałem w lusterku, że wychodzi z torbą, więc misja została wykonana.
Ten skrót jest akurat legalny, ale generalnie aby dobrze wykonać swoją pracę muszę codziennie minimum 15 razy złamać jakiś przepis ruchu drogowego. W prostym przeliczeniu wychodzi na to, że to w ciągu roku ok. 5 tys. wykroczeń, czyli w ciągu moich ośmiu lat jakieś 40 tysięcy okazji, by dostać mandat...
Taksówkarze mają swój kanał, na którym mogą się ze sobą kontaktować. Biorąc pod uwagę, że jest ich na mieście od 300 do 500 to jest to wielka kopalnia wiedzy o mieście. Pytania są różne: o kroki, o telefon do kosmetyczki na Świętokrzyskiej, o czynną aptekę w środku nocy na Woli itd.
Kiedyś jednak wbiło mnie w fotel, jak o drugiej w nocy w weekend ktoś zapytał o czynną bibliotekę na Ursynowie. Uśmiałem się, pomyślałem, że to żart albo pomyłka. Ale po godzinie padło pytanie o bibliotekę na Żoliborzu... Myślę "jakaś noc bibliotek czy coś". Spotkałem na mieście kilku kolegów z korporacji i postanowiłem zapytać. "Jarek, to nie biblioteka, to burdel!"
Pod jego blokiem był nocny sklep, ten z gatunku "podajemy przez małe okienko", a że na tej dzielnicy mieszkańcy mają duże potrzeby to ustawiła się kolejka. Facet wraca, a dziewczyny stwierdzają, że przydałoby się kupić papierosy, więc wszyscy stanęli w kolejce do okienka. Śmieją się, rozmawiają aż tu nagle nad ich głowami otwiera się okno – wizyta w domu obudziła jego żonę...
Kiedyś wsiadło do mojej taksówki dwóch mężczyzn. Była szósta rano, więc mówię im: "dziewczynki już śpią". Nalegali, więc uznałem, że spróbuję. Kiedy chcę zadać pytanie wszystkim taksówkarzom najpierw zgłaszam je dziewczynie z centrali, ona je wysyła, po czym wyświetla się ono u każdego taksówkarza na monitorze. Tak i tym razem zgłosiła się dziewczyna z centrali, po głosie sądząc być może 18-letnia. Jednego z pasażerów się speszył: "niech ją pan jakoś delikatnie zapyta" – mówi. Uśmiechnąłem się tylko: "Kasiu, gdzie o tej porze jest czynna biblioteka?" Pasażerowie niemal nie popękali ze śmiechu! A w tym samym momencie na monitorze pojawiło się pytanie: „Gdzie w Warszawie jest biblioteka z czarnymi książkami.” Mało nie spadłem z fotela!
– Nie lubię jeździć w ciszy, bo to tak jakbyśmy się na siebie gniewali. Jak jest niezręcznie zaczynam rozmowę klasycznie, od pogody, choć ten neutralny temat też może poskutkować spięciem. Kiedyś zapytałem swoją pasażerkę, którą zabrałem z Dworca Centralnego, czy tam skąd przyjechała też tak wiało jak dziś w Warszawie. Na co ona: "A co? Taka jestem potargana?!" (śmiech) Wielu jest też pasażerów, którzy szukają okazji, by sobie pogadać. Wsiadają i od słowa do słowa w ciągu minuty dochodzą do historii swojego życia. Nawet kilka dni temu wiozłem chłopaka. Okazało się, że rzuciła go dziewczyna. Miał pewnie ze 20 lat, wyglądał na przejętego i zmartwionego. Kiedy już się wygadał, powiedziałem mu wiersz, który znam z dawnych lat: "Flirtować możesz i sto razy, kiedy tylko na to masz chęć. Lecz kochać możesz tylko raz... dwa, trzy, cztery, pięć." Bardzo mu się spodobało.
Zawartość kartonów pobrzękuje metalicznie na wybojach. Myślę: matko, co ja wiozę. Dojechałem, pomogłem w rozładunku, zainkasowałem należność. Wychodzę, ale myśl o tym, co było w kartonach nie daje mi spokoju. Pytam więc przy drzwiach, czy nie byłoby wścibstwem, gdybym spytał co przywiozłem. Szpilman widząc moją niewyraźną minę, mówi: „Ee, nic takiego. To są soki z winogron, które rosły w Izraelu. Chasydzi używają tego w celach obrzędowych. Będziesz miał zasługę u Jahwe.” Czemu nie.
napisz do autorki: ewa.bukowiecka-janik@natemat.pl
