Perquis, Polanski, Obraniak, Boenisch. Kontrowersji wokół nich było mnóstwo – brać czy nie brać? Czy to bezczeszczenie świętości koszulki z białym orłem, czy wyraz tolerancji i dowód na to, że jako naród wyszliśmy już z „drewnianych chatek”? Zdania są różne, mi bliżej do tego pierwszego. Ale tym razem pomyślmy inaczej. Pragmatycznie. Co dały piłkarsko „farbowane lisy” polskiej reprezentacji? Niewiele. Czy za tę czwórkę mogli grać z tym samym , bądź lepszym efektem polscy piłkarze? Moim zdaniem tak.
Najpierw miało ich w kadrze Smudy nie być. Selekcjoner pogardliwie mówił o wielokulturowej reprezentacji Niemiec „to drużyna reszty świata, farbowane lisy”. W końcu jednak, jak to on – zmienił zdanie. I poszedł na całość. Z Obraniaka zrobił głównego rozgrywającego. Z Perquisa etatowego środkowego obrońcę. Polanski – to miały być żelazne płuca drużyny. No i jeszcze Boenisch.
Każdy z nich dostał miejsce w składzie reprezentacji za darmo, za nazwisko, nazwę klubu. Średnio to uczciwe wobec innych zawodników, ale ta czwórka miała dać coś w zamian. Mieli tchnąć w polską reprezentację trochę europejskiej jakości. Czy im się udało? Moim zdaniem nie. Za każdego z nich mógł grać zawodnik mówiący biegle po polsku.
Sebastian Boenisch
Niedawno na studiach usłyszałem o swojej pracy ze statystki: „Powiedzieć, że Pana praca jest słaba, byłoby komplementem”. No więc tak można też powiedzieć o grze Sebastiana. Albo stwierdzić wprost – Boenisch grał tragicznie. Wszyscy przeciwnicy wiedzieli, że nasza lewa flanka jest przejezdna jak autostrada A2, więc ochoczo na tę autostradę wjeżdżali. Grecy zawdzięczają mu gola. My nie zawdzięczamy mu nic.
Kto mógłby grać za niego? Kuba Wawrzyniak – żaden z niego Paolo Maldini, ale to bardzo solidny i lepiej przygotowany do harówki od pola karnego do pola karnego zawodnik.
Damien Perquis
Tutaj małe zaskoczenie – miał być słaby (zwłaszcza po kontuzji ręki), był przynajmniej solidny. W każdym meczu pokazał, że ambicji i woli walki mu nie brakuje. Z Rosją zagrał niezwykle ofiarnie. Problem z nim jest taki, że niezbyt idzie mu wyprowadzanie piłki z własnej połowy – element obecnie absolutnie niezbędne w CV środkowego obrońcy. Tak samo średnio z tym u Wasilewskiego. Ale jest w polskiej lidze zawodnik, który robi to całkiem nieźle. Ponadto zdobył mistrzostwa kilku europejskich lig i ma 100 meczów w reprezentacji.
Kto to taki?
Oczywiście Michał Żewłakow.
Eugen Polanski
Miał być waleczny jak Polak i dokładny jak Niemiec – sprawdziło się tylko to pierwsze. Biegał jak szalony, nieco gorzej było z dokładnością podań. 56% procent celnych podań w meczu z Czechami to dla środkowego pomocnika( a właściwie dla każdego profesjonalnego piłkarza) kompromitujący wynik. Jak my mieliśmy się utrzymywać przy piłce? Ale z czwórki „lisów” to on chyba zrobił dla kadry najwięcej. To też z czwórki „lisów” zdecydowanie najlepszy PR-owiec. Wystarczy, że powiedział „trzeba nap…”, by podniosły się głosy: „Brawo! Prawdziwy Polak!”.
Kto mógłby grać za Polanskiego?
Tutaj wybór jest najtrudniejszy. Wahamy się pomiędzy Adamem Matuszczykiem i Arielem Borysiukiem.
Ludovik Obraniak
Od niego oczekiwaliśmy najwięcej. Wiadomo, „dziesiątka”. Taki piłkarz ma kreować sytuację, wprowadzać chaos w obronie przeciwnika. W razie potrzeby przytrzymać piłkę, wziąć na siebie odpowiedzialność. Dopisałbym jeszcze, że to gość, który powinien raz na jakiś czas sam wygrać mecz, ale ponieważ od kilkudziesięciu lat takiego nie mieliśmy, nie wymagajmy zbyt wiele.
Ale Obraniak z tego zestawu nie dał nic. Zero. Lewandowski skarżył się na brak wsparcia i glówną odpowiedzialność ponosi za to własnie Obraniak.
Nieźle wrzucał, ze stałych fragmentów, ale jak powiedział Weszło.com Mariusz Piekarski „Na stałe fragmenty to i ja mogę wejść i dorzucić, mimo że nie mam więzadeł w lewej kostce!”.
Kto mógł grać za niego?
Wolski, Mierzejewski, przy nieco innej taktyce Grosicki, Rybus – lista jest długa. Nawet Piekarski bez więzadeł dałby radę.