
"Pamiętam zrujnowaną Hawanę i atmosferę państwa policyjnego" – tak przy okazji śmierci kubańskiego dyktatora swoją wizytę na Kubie wspomina prof. Leszek Balcerowicz. Ostro wytyka płaczącym dziś po Fidelu, że dyktator był zwykłym hipokrytą, który mówił biedującym Kubańczykom o równości, a tymczasem sam opływał w luksusach.
REKLAMA
Światowe media żyją dziś śmiercią kubańskiego dyktatora Fidela Castro. Informację o jego zgonie przekazał światu jego brat i następca na fotelu przywódcy Kuby Raul Castro.
Lider rewolucji rządził Kubą ponad 50 lat. Magazyn "Time" uznał go za jedną ze stu najbardziej wpływowych osób na świecie, ale także człowieka odpowiedzialnego za bezwzględny reżim, który przez pięć dekad rządził na wyspie. Mimo to znajdują się osoby, nawet wśród polskich internatów, które usprawiedliwiają tego komunistycznego zbrodniarza. Chwalą go za przeciwstawienie się liberalnym Stanom Zjednoczonym. Do takich osób swoje słowa kieruje właśnie prof. Leszek Balcerowicz. Doskonale wypunktował argumenty "antysystemowców" w żałobie.
Fidel Castro zmarł w Hawanie. – Odszedł wczoraj o godz. 22.29 – powiedział w telewizji jego brat Raul, który praktycznie od 10 lat kieruje państwem. Z pewnością jest – o wiele mniej charyzmatyczny od "El Comandante", za to nieco bardziej otwarty na zmiany, które i tak były nieuniknione.
Napisz do autora: wlodzimierz.szczepanski@natemat.pl
