Otóż na 5 tygodni przed świętami miliony osób na całym świecie ogarnia bardzo specyficzny nastrój. Nie dlatego, że zakupy, nie kuracja odchudzająco-oczyszczająca, a tak w ogóle to remont kuchni. Na 5 tygodni przed świętami oglądamy "To właśnie miłość”. Żaden inny film tak skutecznie nie wprawia w gwiazdkowy nastrój i nie przypomina o tym, co naprawdę się liczy (tak tak, to właśnie miłość). Nic więc dziwnego, że konkurencji filmu nie wytrzymuje nawet "Kevin sam w domu".
Dlaczego "To właśnie miłość" trzeba obejrzeć dokładnie na 5 tygodni przed gwiazdką? Dlatego, że fabuła filmu dzieli się na rozdziały, które począwszy od 5 tygodnia przybliżają nas do świąt. A im ich bliżej, tym więcej zamieszania w życiu i sercach bohaterów filmu.
I oczywiście coraz więcej świątecznego klimatu, który potęgują ubrane w świecidełka ulice, przygotowujące się do jasełek dzieciaki (nieważne, że w kostiumie kraba lub ośmiornicy) i najważniejsze - wpadająca w ucho piosenka. Ach, i niezależnie od tego, że wykonuje ją zblazowany, podstarzały rockman, który już wszystko widział i wszystkiego ma dość. My już dobrze wiemy, że w końcu i on ulegnie emocjom.
To, za co większość fanów ceni film, to jego wielowątkowość - każdego roku mogą utożsamiać się z innymi bohaterami - czy to będzie dziewczyna odkrywająca, że najlepszy przyjaciel jej męża jest w niej po uszy zakochany, czy chłopiec próbujący wywrzeć wrażenie na najfajniejszej dziewczynce w szkole. Dlatego w jednym filmie zmieściło się aż 10 różnych historii reżyser Richard Curtis zdradził w dodatku to jubileuszowego DVD filmu "The Storytellers”.
W filmie miało się znaleźć zresztą więcej wątków. W ostatniej chwili wycięto historię pary, która musi poradzić sobie z głodem, oraz wątek dyrektorki szkoły, wreszcie decydującej się ujawnić, że jest lesbijką. Wcześniej zrezygnowano również z opowieści o niepełnosprawnej dziewczynie oraz o muzyku, który pisze dla ukochanej piosenkę, a ta zaczyna romansować z jego kolegą z zespołu.
Ja sama lubię film za jak zawsze wspaniałego Alana Rickmana, którego pogubiona postać Harry’ego nie postępuje jednak zbyt szlachetnie i podrywa swoją sekretarkę. Historia Harry’ego i jego podejrzewającej zdradę żony należy zresztą do najbardziej pesymistycznych w całym filmie. Mimo to nie mogło jej tu zabraknąć. To bowiem dzięki umiejętnemu wymieszaniu smutku i radości ”To właśnie miłość” jest tak wzruszające i widzom wydaje się bardziej "życiowe”.
Żeby wszystko grało, smutku jest nawet więcej niż szczęścia. Kobieta nie może mieć normalnego życia, ponieważ całą uwagę musi poświecić choremu psychicznie bratu. Zakochany w zamężnej Juliet (Keira Knightley) Mark (Andrew Lincoln) co prawda na uroczo za dużych fiszkach przekazuje jej swoje prawdziwe uczucia, ale z końcowej sceny filmu można się domyślić, że minie jeszcze sporo czasu, nim zdoła o niej zapomnieć.
Jeśli natomiast chodzi zgrzytające małżeństwo Harry’ego i Karen, ich przygnębiająca historia znalazła swoje niespodziewane potwierdzenie 11 lat po premierze filmu. Emma Freud, partnerka Curtisa, która współpracowała z nim podczas tworzenia scenariusza, wyznała, że Harry w tej opowieści rzeczywiście zdradza żonę (Emma Thompson). Choć ta ostatecznie mu wybacza, między nimi już nigdy nie układa się tak dobrze.
Czym są jednak wyciskające łzy niepowodzenia losu, kiedy jednocześnie można obserwować pączkującą miłość premiera (High Grant) i jego asystentki, albo przekonać się, że nawet samotny piosenkarz (Bill Nighy) ma w życiu kogoś, na kim zawsze może polegać? Doskonałe proporcje słodyczy i goryczy ze sporym ładunkiem brytyjskiego humoru decydują o prawdziwym sukcesie tego filmu - trafia w struny, do których zabawny, ale też w gruncie rzeczy głupkowaty i infantylny "Kevin sam w domu” nigdy się nie zbliży.
Od premiery "To właśnie miłość” minęło już 13 lat i obecnie znamy całkiem sporo ciekawostek na temat filmu. Niektóre same w sobie są zabawne. Curtis odbył na przykład 45-minutową debatę ze swoim teamem na temat tego, jakiego koloru powinna być bielizna Aurelii (Lucia Moniz), która w jednej ze scen rozbiera się i wskakuje do jeziora.
Postać Aurelii jest przy tym efektem osobistych doświadczeń reżysera, który sam czuł się bardzo niezręcznie, odwożąc do domu sprzątaczkę portugalskiego pochodzenia, która nie mówiła po angielsku.
Inną ciekawostką jest to, że sceny z lotnisku Heathrow, które znalazły się na początku i na końcu filmu, były nagrywane ukrytą kamerą. Następnie realizatorzy podchodzili do uchwyconych w kadrze osób z pytaniem o pisemną zgodę na wykorzystanie ich wizerunku w filmie.
Warto też wspomnieć, że nawet tak z pozoru niewinny film jak "To właśnie miłość” został w USA ocenzurowany. Podczas emisji w telewizji zwykle wycina się tam sceny z udawanym seksem z udziałem Martina Freemana i Joanny Page. Ciekawskich może też zainteresować fakt, że w żadnym momencie nagrywania tych zbyt gorących dla purytańskiej Ameryki ujęć Freeman nie był całkowicie nagi.
A jeśli chodzi o dla wielu ulubioną scenę, w której Hugh Grant tańczy do coveru "Jump (For My Love”) grupy Girls Aloud, to po pierwsze na początku zamierzano wykorzystać utwór zespołu Jackson 5, a po drugie Grant wcale nie był zachwycony tym, że w filmie przyjdzie mu tańczyć. Przekonywał reżysera, że takie zachowanie kompletnie nie pasuje do postaci premiera i odkładał taniec do ostatniego dnia zdjęć. Po zmianie utworu coś się na szczęście w Grancie odblokowało i nie tylko zatańczył, ale i zaczął śpiewać. I bardzo dobrze, bo w tym roku znów wprawi nas tym w wyjątkowy nastrój.
— Każdy scenariusz zabiera mi około trzech lat, co oznacza, że gdybym dalej chciał realizować komedie romantyczne, robiłbym to do końca życia. Postanowiłem więc za jednym zamachem napisać 10 i połączyć w jedną całość.