
Reklama.
–Jedliśmy z Marlonem (Brando) śniadanie na podłodze w mieszkaniu, gdzie kręciliśmy. Była tam bagietka, było masło, spojrzeliśmy na siebie i bez słów wiedzieliśmy, czego chcemy – powiedział reżyser. – Byłem, w pewnym sensie, niesprawiedliwy wobec Marii, bo nie uprzedziłem jej, co będzie się działo – dodał.
W rozmowie Bertolucci przyznał, że zależało mu na prawdziwej reakcji Schneider - zaatakowanej dziewczyny, nie przygotowanej do tego aktorki. Po zakończeniu zdjęć do kontrowersyjnego filmu nigdy więcej się do niego nie odezwała. – Chciałem, aby ona naprawdę czuła się upokorzona, a nie tylko to grała. Nie żałuję tego, ale czuję się winny – mówił po latach. – Gdy Maria umarła pomyślałem sobie "Boże, jest mi tak przykro, że nie mogłem jej przeprosić za to, co jej zrobiliśmy w tej scenie" – wyjawił.
Wyznanie Bertolucciego zszokowało opinię publiczną, mimo że wiadomo było, czego się dopuścił. Sama Schneider nie miała wątpliwości, że problemy, jakie ją spotkały - uzależnienie od narkotyków i choroba psychiczna - były pokłosiem udziału w "Ostatnim tangu...". – Marlon powiedział do mnie "Maria, nie martw się, to tylko film", ale w trakcie sceny płakałam prawdziwymi łzami, mimo że to, co robił Marlon, nie było prawdziwe – mówiła w 2007 r. – Szczerze mówiąc, czułam się trochę zgwałcona, zarówno przez Brando, jak i Bertolucciego. Sam Marlon powiedział, że czuł się zgwałcony i zmanipulowany. A on miał 48 lat i był Marlonem Brando! – stwierdziła.
"Wszyscy, którzy kochacie ten film - oglądacie 19-latkę gwałconą przez 48-latka. Reżyser to zaplanował. Jest mi niedobrze" – skomentowała sprawę Jessica Chastain. Krytyki Bertolucciemu nie szczędzą też inne gwiazdy Hollywood. "Bardzo chorzy ludzie uważający, że to, co zrobili było ok" – tak o reżyserze i Brando pisze Evan Rachel Wood. "Wow. Nigdy nie spojrzę na ten film, Bertolucciego i Brando tak samo. To ohydne. Czuję złość" – czytamy już na Twitterze Chrisa Evansa. Maria Schneider zmarła 5 lat temu.
Napisz do autorki: karolina.blaszkiewicz@natemat.pl