Zaledwie 5 miesięcy minęło od wycofania z rynku listów prywatnego operatora pocztowego InPost i przekonujemy się, co oznacza brak konkurencji. Poczta Polska chce około 20-procentowej podwyżki za najpopularniejsze usługi dostarczania listów zwykłych oraz poleconych.
Do Urzędu Komunikacji Elektronicznej wpłynął wniosek o zatwierdzenie nowego cennika usług pocztowych. Wysłanie zwykłego listu czy kartki pocztowej zdrożeje z 2 zł do 2,40 zł. Poczta Polska tłumaczy podwyżkę tak: – W ciągu ostatnich 10 lat ceny usług pocztowych spadły o 10 procent. Koszty pracy są wyraźnie wyższe i coraz trudniej utrzymać pracowników. Ceny muszą wzrosnąć, żeby Poczta Polska mogła realizować swoją misję – powiedział dziennikarzom Zbigniew Baranowski, rzecznik prasowy spółki.
Za co zapłacimy?
Rozpiszmy to tłumaczenie rzecznika Poczty na czynniki pierwsze. Dlaczego ceny usług spadały? Przez kilka ostatnich lat na rynku działało dwóch operatorów przesyłek listowych. W dodatku ostro ze sobą konkurujących. W 2013 roku Poczta Polska przegrała z InPostem przetarg na obsługę korespondencji sądów. Dokładnie rok temu odzyskała kontrakt oferując cenę "nie do obniżenia", czyli 293 mln zł za trzyletni kontrakt. Oferta InPostu opiewała 475 milionów.
Problem w tym, że według ekspertów i kalkulacji prywatnych firm – to cena poniżej kosztów, a państwowy gigant zrealizuje kontrakt ze stratą. W podobny sposób odebrano prywatnym listonoszom jeszcze kilka innych przetargów, aż przeszła im ochota na konkurowanie.
W efekcie 1 sierpnia InPost ogłosił, że rezygnuje z działalności na rynków listów. Wiele osób cieszył fakt, że Rafałowi Brzosce, milionerowi płacącemu doręczycielom niskie pensje, w końcu powinęła się noga. Faktem jest, że w nieładny sposób pozbył się listonoszy. Brzoska przepowiedział, że gdy tylko monopolista okrzepnie, odbije sobie straty na Kowalskich i małych firmach. Co właśnie się dzieje.
"Koszty pracy wyraźnie wyższe"
Co miał na myśli rzecznik? Odkąd nastała dobra zmiana, w państwowej spółce uaktywnili się sympatyzujący z nią pocztowi związkowcy. Wiosną tego roku trzeba było gasić zarzewie buntu w sprawie płac. Do strajku nie doszło. Za jaką cenę?
W rozmowie z naTemat listonosz zirytowany otrzymaną podwyżką – 65 zł miesięcznie, ujawnił, że tysiące złotych popłynęły do kierownictwa NSZZ Pracowników Poczty Polskiej. Około 120 osób z kręgu władz związku oraz aktywistów otrzymało podwyżki od około 3 tys. do 13 tys. zł. Jak na warunki poczty, kwoty są gigantyczne, bo zdecydowana większość z 80 tys. pocztowców zarabia niewiele ponad pensję minimalną. – Aby przyznać podwyżki uruchomiono karuzelę stanowisk. Wybrane osoby awansowano na wyższe stanowisko, otrzymywały podwyżkę, następnie rezygnowały zachowując przyznane wynagrodzenie – twierdzi w rozmowie z naTemat pocztowiec.
Szef tego związku Bogumił Nowicki zaprzecza, twierdząc iż dwie największe organizacje związkowe wynegocjowały latem tego roku 100 złotych brutto podwyżki dla pracowników zarabiających mniej niż 4000 zł. – Zgodnie z zapisami ustawy o związkach zawodowych negocjujemy wzrost płac dla wszystkich pracowników, a nie tylko dla członków „Solidarności” – dodaje. Według niego do znaczących kwotowo podwyżek mogło dojść w przypadku stanowisk dyrektorów. – Ale nie było to związane z ich przynależnością związkową – podkreśla
"Misja poczty"
Dziś rachunki za komórkę, kablówkę coraz częściej otrzymujemy na maila. Zobaczcie co wpada do skrzynek pocztowych, a okaże się, że tradycyjna poczta i obrót papierem potrzebne są jedynie urzędom. Dodajmy do tego, że dzięki bardziej dostępnemu systemowi ePUAP, jeszcze więcej spraw załatwimy z urzędem zdalnie i przez internet. Rynek listów, a wraz z nim misja poczty kurczy się. Co roku Poczcie Polskiej odpada około 200 mln złotych z 5 miliardów przychodów. Państwowa spółka osiągała ostatnio 18 mln zysku, jednak głównie za sprawą wyprzedaży nieruchomości. Według nieoficjalnych szacunków, na dumpingu straciła 800 mln zł i teraz musi to sobie odbić na klientach.
W tym roku strata poczty ma nie przekroczyć 100 mln złotych, ale minister budownictwa i infrastruktury Andrzej Adamczyk snuje odważne plany otwierania placówek pocztowych zamkniętych przez poprzedników. Ponieważ nie ma zysków z listów, na poczcie handluje się m.in. promocyjnymi opakowaniami proszków do prania, kolorowankami dla dzieci, rajstopami, zniczami. Sprzedaje się ubezpieczenia i oferuje kredyty. Adamczyk znalazł pocztowcom nowe zadanie. Będą sprzedawać bilety PKP.