– Szamaństwo kwitnie na całym świecie, nie tylko w Polsce. Czasami z chęci zysku, czasami dla zaistnienia w świecie, w szamaństwo zaczynają bawić się lekarze i to jest tragedia dla chorych. Jeszcze większą tragedią jest, kiedy publikują, tak jak np. Andrew Wakefield nierzetelne badania, które są „wodą na młyn” dla ruchów antyszczepionkowych – mówi w wywiadzie dla naTemat dr Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej.
Medycyna swoje, a ruchy antyszczepionkowe swoje. Dlaczego tak wielu ludzi uwierzyło antyszczepionkowcom. Dlaczego ten ruch zyskał na popularności?
Bardzo trudno odpowiedzieć na to pytanie, ale na pewno żeby zaistnieć w świecie trzeba zrobić lub napisać coś, co ludziom się spodoba. Przywołam kwestię artykułu, który ukazał się w Lancecie autorstwa Andrew Wakefielda dotyczącego szczepionki MMR (szczepionka przeciwko odrze, śwince, różyczce – przyp. red.). Ten człowiek chciał pokazać się szerokiej publiczności. Tu miało spodobać się ruchom antyszczepionkowym.
Oczywiście wiadomo, że po szczepieniach mogą wystąpić niepożądane odczyny poszczepienne. Jednak to nie przesądza o zasadności powszechnych szczepień. Można tę sprawę porównać do kwestii zapinania pasów w samochodzie.
Kiedy wprowadzano obowiązek zapinania pasów pojawiali się tacy, którzy mówili, że jest to zabieranie człowiekowi wolności, że to człowiek ma sam o wszystkim decydować itd. Dzisiaj nie ma wątpliwości, że zapinanie pasów ratuje życie wielu ludziom. Jednak gdybym chciał zrobić kampanię na rzecz niezapinania pasów, to byłbym w stanie znaleźć takie osoby, które poniosły uszczerbek na zdrowiu lub straciły życie z powodu zapięcia pasów.
Wezmę wdowy i sieroty, po tych mężczyznach, których auto w wyniku zderzenia zapaliło się i pas uniemożliwił im ucieczkę z pojazdu. Znajdę też mężczyzn, którym udało się wydostać, ale mają poparzona twarz, zdeformowane ciało. Posadzę te osoby przed kamerami telewizyjnymi i zrobię propagandę, mówiąc całej Polsce: nie zapinajcie pasów, zobaczcie do czego to prowadzi.
Wytworzę taką atmosferę, która nabierze efektu kuli śnieżnej, że ludzie przestana zapinać pasy, i nie pomoże karanie mandatami. Ludzie uprą się, że mają złamaną wolność, a ich życie po zapięciu pasów jest zagrożone.
Antyszczepionkowcy apelują, by dano im wybór w kwestii szczepienia dzieci…
Głęboko protestuję przeciwko stwierdzeniom, że tworzenie prawa regulującego życie społeczeństwa łamie czyjąś wolność. Niewystarczająca wyszczepialność populacji stanowi zagrożenie dla wielu osób, które z powodu przeciwwskazań nie mogą się zaszczepić. Jeśli ludzie wokół takiej osoby są zaszczepieni, to stanowią naturalną barierę dla zakażenia. Natomiast jeśli wokół takiej osoby są ludzie niezaszczepieni, to dotarcie bakcyla do osoby, która szczepić się nie może, jest bardzo proste.
Druga sprawa, ważna. Jeśli tworzymy solidarny system opieki zdrowotnej, czyli wszyscy składamy się na to, że będziemy się wspólnie leczyć, to w tej sytuacji niezaszczepienie dziecka, jest nie w porządku. W ramach tej samej opieki będziemy leczyć te dzieci z chorób, przeciwko którym nie zostały zaszczepione.
No tak, rodzice z tymi chorymi dziećmi wrócą do tych „złych lekarzy”, którzy kazali im szczepić dzieci.
Jeśli rodzic mówi: „ja nie wierzę w szczepienia”, to powinien powiedzieć dalej, że jeśli jego dziecko zachoruje na tę chorobę, to będzie leczył dziecko wyłącznie prywatnie. To jest wtedy uczciwe. Trzeba powiedzieć: „nie szczepię, bo uważam, że to są wyimaginowane choroby i ponoszę wynikające z tego konsekwencje indywidualnie”, a nie mówić: „ja nie zaszczepię, ale jak zachoruje moje dziecko, to macie je leczyć”.
Państwo bierze odpowiedzialność w sytuacji, kiedy wystąpi choroba, przeciwko której nie można było się zaszczepić i to jest zrozumiałe. Jeśli jednak można było zaszczepić, a rodzice tego nie zrobili, to dlaczego państwo, społeczeństwo ma ponosić konsekwencje nieodpowiedzialnych działań rodziców?
Narastanie popularności ruchów antyszczepionkowych ma też niewątpliwie swoje źródło w Biblii.
Jaki związek ma Biblia z ruchami antyszczepionkowymi?
W Biblii jest napisane, że najpierw było słowo, a potem słowo stało się ciałem. Nierozsądek polityka, który nie widział potrzeby zaszczepienia Polaków przeciwko grypie AH1N1, umocnił w Polsce ruchy antyszczepionkowe.
Opowieści o tym, że to była super decyzja, bo np. we Francji zamówiono podwójną ilość szczepionek i one się zmarnowały, wynikają z braku analizy tamtej sytuacji.
Prawda jest taka, że Francja kupiła dwie szczepionki dla jednego obywatela, ponieważ wstępne analizy wskazywały, że żeby zabezpieczyć się przed tą grypą trzeba będzie podać tę szczepionkę dwukrotnie. Natomiast Polska nie zakupiła szczepionek, a ja mogę podać przykłady osób, które przez grypę AH1N1 straciły życie, byli wśród nich również lekarze.
Szczepienie przeciwko grypie jest chyba jednym z tych, do których najtrudniej Polaków przekonać?
Jest tu zupełny brak zrozumienia tematu. Często słyszymy: „a ja się szczepiłam, a i tak chorowałam”. Polacy uważają, że jeśli ktoś ma bóle mięśni, gorączkę, katar i kaszel, to choruje na grypę. Niestety to nie jest tak. Jest wiele wirusów, które powodują takie objawy, jednak nie są grypą. Ci, którzy chorują pomimo szczepienia, przechodzą owszem choroby wirusowe, ale zwykle nie grypę. Grypa jest śmiertelnie niebezpieczną chorobą.
Inna sprawa, że szczepionki przeciwko grypie są produkowane przez różnych producentów. Jedne są lepsze, inne gorsze. Te gorsze bywają zwyczajnie mniej skuteczne. Podanie szczepionki zwykle nie gwarantuje też nam w 100 procentach, że choroba nie wystąpi. Producent informuje o skuteczności danego preparatu. W przypadku grypy skuteczność jest od 75 do 85 proc. Skuteczność zwiększa systematyczne szczepienie co roku przeciwko grypie.
Jeśli szczepionka zawiedzie i choroba wystąpi, to przebiega w sposób poronny, czyli dużo łagodniejszy.
Czy kiedy zaczynał Pan swoja karierę lekarską, to przyszło Panu do głowy, że lekarze będą musieli namawiać do szczepień swoich pacjentów szczepiąc się publicznie?
Kiedy studiowałem medycynę, a było to w latach siedemdziesiątych, profesorowie mówili nam, że szczepienia to jedyny, tak naprawdę niepodważalny, sukces medycyny. Sukces, który doprowadził do tego, że niektóre choroby zniknęły z powierzchni Ziemi. Jestem przekonany, że szczepienia, to ta metoda działań profilaktycznych, która jest bez wątpienia skuteczna. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że ktoś może podważać ideę szczepień.
Oczywiście już jako student miałem pełną świadomość, że po szczepieniach mogą wystąpić niepożądane odczyny poszczepienne, mogą się zdarzać pojedyncze przypadki powikłań, jak przy każdej metodzie.
Natomiast już wówczas zwracano nam uwagę, a ja zaczynałem studia w 1973 r., że wielkim nieszczęściem jest przekonanie o pozytywnym działaniu tzw. szczepień naturalnych czyli np. organizowanie spotkań towarzyskich, podczas których dzieci zakażają się chorobami zakaźnymi. Już wtedy wskazywano, że ilość ofiar takich eksperymentów jest znaczna, że zupełnie inaczej wygląda szczepienie bakcylem, który jest atenuowany, czyli pozbawiony zjadliwości, a inaczej narażenie ludzi z nieodgadnionym potencjałem odpornościowym, na zetknięcie z wirusem.
Antyszczepionkowcy to jedno, ale w Polsce następuje ogólnie zainteresowanie metodami leczenia i zapobiegania chorobom, które nie mają nic wspólnego z medycyną opartą na faktach. Popularność zdobywają uzdrowiciele, tacy jak Jerzy Zięba, którzy propagują zupełnie irracjonalne metody leczenia.
To akurat zupełnie nie lekarska sprawa.
No ale oni atakują lekarzy, dyskredytują stosowane przez nich metody leczenia
My lekarze musimy posługiwać się metodami uznanymi przez naukę, a szarlatani mają swoje pomysły i przedmioty na leczenie wszystkiego.
Są tu trochę winni sami lekarze. Człowiek potrzebuje nie tylko recepty, nie tylko operacji, ale potrzebuje też wsparcia duchowego. Prof. Andrzej Szczeklik, nie bez kozery, twierdził, że żeby być lekarzem najpierw trzeba zostać kapłanem. Kiedyś na oddziałach klinicznych za profesorem na wizytę szedł cały orszak innych profesorów, docentów, adiunktów, pielęgniarek. Trochę to wyglądało jak orszak duchownych idących przez świątynię, ale wywoływało u pacjentów pewien efekt placebo, wynikający z budowanego przez lekarzy zaufania.
Teraz my lekarze zostaliśmy sprowadzeni do roli urzędników systemu ochrony zdrowia, przyjmujących petentów w urzędzie, który się nazywa podstawowa opieka zdrowotna lub ambulatoryjna opieka specjalistyczna. Nałożono na nas wyśrubowane normy przyjmowania pacjentów. Jeśli przyjmujemy 60 pacjentów dziennie, to zwyczajnie brakuje nam czasu, żeby po ludzku z chorym porozmawiać.
Sukcesy gabinetów prywatnych nie biorą się z tego, że tam chory płaci za wizytę, ale z tego że tam lekarz ma czas dla pacjenta. Może normalnie z nim porozmawiać. Ta rozmowa ma często większy sens niż cokolwiek innego.
Dlaczego ludzie słuchają uzdrowicieli, szarlatanów, a nie lekarzy?
To może trochę kwestia doboru osób, które przychodzą na studia medyczne. O dostaniu się na studia lub nie, decyduje liczba punktów na maturze. Nie każdy ma dar przekonywania. Natomiast uzdrowiciele, szamani to często ludzie o silnej osobowości, z charyzmą, dla których przekonanie innych do swoich metod nie jest problemem. Szamaństwo kwitnie tak naprawdę na całym świecie, nie tylko w Polsce.
Zdarza się jednak, że to lekarze zaczynają bawić się w szamanów.
Rzeczywiście sytuacja staje się niebezpieczna, jeśli w szamaństwo, zaczyna bawić się lekarz. Czasami robi to dla zysku, wszak lekarz od czasów egipskich, nie był w stanie dorobić się, nawet w połowie takich fortun, jakich dorabiają się szamani, czasami dla zaistnienia w świecie. I to jest nieszczęście na dużą skalę, nieszczęście dla chorych. Tacy lekarze, którzy bawią się w szamaństwo, publikują nieuczciwe badania naukowe, są dużo groźniejsi niż zwykli uzdrowiciele.
Przykładem może być teoria włoskiego profesora, który zalecał chorym na stwardnienie rozsiane zakładanie stentów żylnych. W Polsce przeczytano te badania i zaczęto stosować tę metodę. Niektórzy sporo zarobili na tym stentowaniu.
Interweniowałem w tej sprawie. Wtedy pacjenci przysyłali mi tony maili, żeby przywrócić te zabiegi. Teraz nie ma żadnej informacji na temat tej metody i nikt jej nie stosuje, bo wiadomo, że jest nieskuteczna. Żadna z osób, które w tej sprawie prowadziły kampanie przeciwko mnie, nie przysłała ani jednego słowa przeprosin.
Teraz moje wystąpienie przeciwko antyszczepionkowym programom w telewizji spowodowało, że moje skrzynki mailowe są permanentnie zapchane obraźliwymi mailami, zawierającymi pogróżki.
Czy jesteście w stanie, jako samorząd lekarski, przywołać takiego lekarza do porządku, ukarać? Ostatnio głośno było o dr. Jerzym Jaśkowskim, popierającym ruchy antyszczepionkowe, w sprawie którego oświadczenie wydał GUMed.
Na tym lekarzu ciąży już wyrok sądu lekarskiego. Dwie sprawy są w toku. Zwróciłem się też do prezesa Okręgowej Rady Lekarskiej w Gdańsku o podjęcie działań sprawdzających w zakresie wiedzy i zdrowia, co jest są obowiązkiem samorządu.
Czy lekarze spotykają się w swojej praktyce z ofiarami uzdrowicieli?
Na terenie Gliwic działał kiedyś pan Piotrowicz, kandydat na prezydenta RP, który zorganizował szpitalik, w którym leczył podgrzewanymi łóżkami. Podaliśmy go do sądu, bo permanentnie obrażał środowisko lekarskie. Osobiście spędziłem kilkaset godzin na sali sądowej, by udowodnić mu winę. Na pytanie sądu, dlaczego używa tytułu profesora, wyciągnął walizkę z dyplomami i powiedział, że były bardzo kosztowne a zdobył je w Mińsku na Białorusi.
Przed sądem zeznawał jeden pan, który leczył córkę u tego uzdrowiciela. Człowiek wydał wiele lat temu parę tysięcy złotych na tę terapię. W końcu, przy pomocy wielofunkcyjnego scyzoryka, rozkręcił łóżko i stwierdził, że jest w nim normalna poduszka elektryczna.
Jednak znaleźć świadków w postępowaniu sądowym było bardzo trudno. Tylko kilka osób zdecydowało się zeznawać przeciwko uzdrowicielowi. Na rozprawy przychodziła też grupa sympatyków tego człowieka.
Zresztą bardzo rzadko zdarza się, że ludzie oszukani przez szamanów dochodzą od nich odszkodowań. Zawód szamana jest bezpiecznym zawodem w Polsce, w odróżnieniu od zawodu lekarza, lekarza ściga się za wszystko.