Kolejna ofensywa wizerunkowa Donalda Tuska. Po okresie powyborczego zamknięcia, kiedy działania rządu były tajemnicą, a premier nie pojawiał się w mediach nawet przez kilkanaście dni, teraz przyszedł czas na zmasowany atak medialny. Po debacie w sprawie ACTA, spotkaniu z Kongresem Kobiet w sprawie emerytur i konsultacjami ze wszystkimi klubami parlamentarnymi premier wzywa na przesłuchania swoich ministrów. W dodatku przez najbliższe kilkanaście dni planuje codziennie organizować konferencje prasowe. Komu pierwszemu się to znudzi? Wyborcom, dziennikarzom czy samemu premierowi?
Czy czeka nas półtora tygodnia z dwugodzinnymi konferencjami Donalda Tuska? Wiele na to wskazuje, bo po spotkaniu z Radosławem Sikorskim i Jackiem Rostowskim premier zapowiedział, że codziennie będzie spotykał się z kolejnymi ministrami i zapraszał ich na konferencje prasowe. To przejście ze skrajności w skrajność. Dziennikarze z palpitacją serca wspominają pierwsze tygodnie po wyborach, gdy premier nie pojawiał się przed kamerami ponad tydzień. Poskutkowało to spadkiem notowań rządu, Platformy i samego Donalda Tuska. Czyżby teraz chciał nadrobić stracony czas? A może próbuje odciążyć ministrów Muchę, Nowaka i Arłukowicza, którzy ostatnio są pod stałym ostrzałem mediów?
- Tusk chce być medialnym Leninem III RP, byśmy bali się, że jak otworzymy lodówkę to on z niej wyskoczy. A robi to dlatego, by w mediach był on, a nie mierni ministrowie. Premier wychodzi przed szereg, nerwowe, gniewne oblicze zmienia na maślane oczy zatroskanego o los Polaków przywódcy. Poza tym to dowód, że jego autorski rząd nie spełnia oczekiwań - mówi serwisowi naTemat dr Wojciech Jabłoński, specjalista marketingu politycznego. - Teraz zamiast rekonstrukcji, która byłaby najbardziej logiczna w tej sytuacji Donald Tusk bierze ciężar na siebie. To ryzykowna strategia, ale premier wie, że większość mediów go lubi - przewiduje politolog z Uniwersytetu Warszawskiego.
Być jak Ziobro..
Nawet organizując trzy czy cztery konferencje prasowe w tygodniu premier nie ma szans w starciu z posłami nowego ugrupowania Zbigniewa Ziobry. W styczniu posłowie Solidarnej Polski zorganizowali 31 spotkań z dziennikarzami, często były to nawet dwa-trzy briefingi dziennie. - Nie wiem, czy premier się na nas wzoruje. Jeśli tak, to bardzo miłe. Ale nasze intencję w organizowaniu codziennych konferencji są inne niż jego: my każdego dnia zajmujemy się ważnymi sprawami. Za to premier urządza medialne show z przesłuchiwaniem i odwoływaniem ministrów. Jeśli chce kogoś odwołać to po co te szopki? Czy premier ma tyle czasu na te codzienne spotkania i konferencje? - zastanawia się w rozmowie z naTemat poseł Patryk Jaki, rzecznik klubu parlamentarnego Solidarna Polska. Przyznaje, że ich aktywność to element budowania marki, bo ich ugrupowanie nie jest jeszcze rozpoznawalne. Wydaje się, że strategia jest skuteczna, bo na lokalnych spotkaniach do Solidarnej Polski zapisują się kolejni sympatycy. Czy tak samo będzie w przypadku premiera?
- Dotychczas to się sprawdzało, ale idzie wiosna, która będzie dla rządu ciężka z uwagi na protesty przeciwko reformom. Z jednej strony premier będzie brylował w mediach, ale z drugiej Jarosław Kaczyński rusza w teren i będzie zdobywał poparcie na prowincji. Ciężko będzie utrzymać to poparcie mając opozycję z naostrzonymi szablami - ocenia dr Jabłoński. Na planie premiera jest jeszcze jedna rysa - Donaldowi Tuskowi często brakuje konsekwencji. Warto przypomnieć słynną przeprowadzkę do Sejmu, by nadzorować kluczowe reformy. Co prawda udało się przyciągnąć uwagę mediów - operatorzy kamer i fotoreporterzy prawie stratowali się, gdy premier zajmował swój gabinet w gmachu przy ulicy Wiejskiej, ale jego rezydentura w parlamencie trwała zaledwie trzy dni.
Z drugiej strony konsekwencji wystarczyło do zakończenia podróży Tuskobusem. Krótko przed wyborami wynajęty przez PO autobus z premierem na pokładzie odwiedził wszystkie województwa. Eksperci oceniają, że znacznie przyczyniło się to do wygranej partii rządzącej w zeszłorocznych wyborach. - To będzie taki drugi Tuskobus. Premier się tym nie znudzi, bo to znacznie łatwiejsze niż realna praca - przewiduje dr Wojciech Jabłoński. - Tym bardziej, że nikt nie mówi, że to marnotrawstwo czasu. Dopóki media nie powiedzą "sprawdzam" i nie spytają, czemu Donald Tusk zajmuje się tym, co de facto powinien robić jego rzecznik, Paweł Graś.