Prawo i Sprawiedliwość zmierza w niebezpiecznym kierunku i potrzeba mobilizacji, by to zatrzymać. Ale obrona wolności słowa, czy wręcz demokracji, nie może się odbywać za pomocą kłamstw, manipulacji i przemocy, szczególnie wobec dziennikarzy. Tak działało przez ostatnie 8 lat PiS. Ci, którzy chcą odsunąć je od władzy muszą to zrobić uczciwie.
Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory nie tylko dzięki obietnicom socjalnym, ale też dzięki stworzeniu specyficznego wizerunku PO. Ośmiorniczki, które w istocie kosztują w Biedronce niecałe 30 zł, "strzelanie do górników" (o tym jak było naprawdę można przeczytać tutaj) czy o "tylko idiocie" pracującym za 6 tys. zł (w istocie chodziło o stanowisko wiceministra, co PiS potwierdziło proponując podwyżki).
Korzystając z tego, że obecnie prawda w życiu publicznym ma mniejsze znaczenie, niż partyjne przekonania, PiS wygrało wybory, zapewniając sobie samodzielną większość. I wykorzystuje ją w sposób, który u niektórych budzi sprzeciw, a u niektórych przerażenie.
Dlatego potrzebne są protesty przeciw łamaniu prawa i demokratycznych obyczajów. Potrzebne jest nagłaśnianie sytuacji, w których politycy PiS łamią słowo dane wyborcom. Potrzebne jest przypominanie, że kiedyś krytykowali to, co dzisiaj sami robią. Bo nawet jeśli w dzisiejszych czasach prawda nie jest dla wyborców istotna, to trzeba wierzyć, że kiedyś będzie.
I to ci, którzy protestują przeciw działaniom Jarosława Kaczyńskiego i jego podwładnych powinni próbować jak najszybciej ten stan przywrócić. Dlatego walka w obronie demokracji i wolności słowa nie powinna się odbywać przez łamanie zasad demokracji, a tym jest używanie przemocy, i z naruszaniem wolności słowa, a tym są ataki na ekipy TVP INFO relacjonujących marsze KOD.
W każdej protestującej grupie są osoby o różnych temperamentach. Jedni chcą biernego oporu, inni wzywają do strzelania do przeciwników politycznych. Ale w swoim dobrze pojętym interesie ci rozsądni powinni uspokajać tych najbardziej skrajnych, a w ostateczności odcinać się od nich i wyrzucać ich poza swoje środowisko.
Chociażby takich, jak próba wrabiania przeciwników w rozlew krwi. A na to wyglądała scenka, która obiegła media – na nagraniu widać, jak mężczyzna podchodzi od rzuconej przez kogoś z demonstrantów świecy dymnej i kładzie się na asfalt. Ktoś go zauważa, podbiega i sprawdza, czy coś mu się stało. Kompletną głupotą jest włączenie tej scenki do spotu PO, już kilkanaście godzin po tym, jak prowokację zdemaskowano.
Zresztą samo rzucenie tej świecy dymnej wygląda jak próba wrobienia policji w użycie gazu łzawiącego. Głupotą było też rzucanie się pod wyjeżdżające z Sejmu samochody, co zmusiło policję do interwencji. Należy tu docenić posłów PO i Nowoczesnej, którzy próbowali uspokoić tłum.
Konieczność użycia siły spowodowała ataki słowne na funkcjonariuszy – zarówno pod Sejmem, jak i w sieci. Dokładnie tak samo zachowywali się zwolennicy PiS i narodowcy, kiedy policja wykonując swoje obowiązki nie dopuszczała do burd na Krakowskim Przedmieściu czy na Marszu Niepodległości. Tymczasem ci ludzie wykonują tylko rozkazy przełożonych, część z nich pewnie zgadza się z postulatami KOD i nie pochwala tego, co PiS robi z państwem. Ale rozkaz jest rozkaz.
Swoją pracę wykonują też dziennikarze TVP INFO, choć wykonują ją w bardzo specyficzny sposób, o czym nieustannie w naTemat piszemy. Ale to wciąż dziennikarze. I powinni mieć możliwość informowania swoich widzów o tym, co się dzieje.
A my mamy prawo, jeśli nie obowiązek, prostować to co przeinaczyli i uzupełniać to, czego nie powiedzieli. Ale trzeba to robić za pomocą słowa, a nie wuwuzeli czy wręcz pięści. Pamiętacie fizyczne ataki na dziennikarzy podczas imprez prawicy? Pobicie Ewy Żarskiej z Polsat News na pielgrzymce Radia Maryja? Albo szarpanie Radomira Wita, wówczas z TVP INFO, podczas jednej z miesięcznic smoleńskich? Albo spalenie wozu transmisyjnego TVN24 na Marszu Niepodległości? Naprawdę chcecie teraz robić to samo? I to w imię wolności słowa i obrony demokracji?!
Sprawa ma też wymiar praktyczny. Prawo i Sprawiedliwość ma dzisiaj do dyspozycji potężny aparat propagandy, gdzie takie postaci jak Samuel Pereira, Dawid Wildstein czy Michał Rachoń dwoją się i troją. Prowokacje, jakiekolwiek – źle czy dobrze przygotowane – to ułatwianie im pracy. Media narodowe "grzeją" tymi obrazkami od rana do wieczora.
Władza jest silna słabością opozycji. I trzeba silnego protestowania przeciw łamaniu przez władzę prawa. Ale robienie tego za pomocą kłamstw, prowokacji i próby sprowokowania bezpośrednich starć to nie pomaganie opozycji, tylko jej osłabianie. Do tego w paskudnym stylu.