– Inspektor na niego mówiliśmy, bo tak skrupulatnie przestrzegał przepisów – tak Ariel Żurawski wspomina swojego kuzyna i jednocześnie pracownika. Ciało 37-latka znaleziono w szoferce ciężarówki w Berlinie. Zamachowiec ukradł ją i prawdopodobnie zabił kierowcę spod Gryfina - jego ciało miało na sobie ślady walki. To właśnie Żurawski musiał zidentyfikować zmarłego.
– Polski kierowca staranował tłum berlińczyków – mówiły pierwsze, jeszcze niepewne, informacje. Hejterzy już bębnili palcami po klawiaturze, pisząc zjadliwe komentarze, że pewnie prowadził po „wutce”. Zawstydzi ich sołtys Rożnowa, wioski, która liczy ledwie 100 mieszkańców. Tutaj mieszka rodzina kierowcy. – To jest niewyobrażalna tragedia. Uderzyła w nas wszystkich. Cierpi rodzina, my. Cierpią rodziny w Berlinie – mówi Teresa Niewiadomska, tamtejsza sołtys.
Kawał chłopa z niego było
Łukasz pojechał do Włoch ze zleceniem. W drodze powrotnej zatrzymał się w Berlinie, gdzie miał zostawić część ładunku. Szef dzwonił do niego o godzinie 12, a potem żona ok. 16. Byli coraz bardziej zaniepokojeni brakiem łączności. Wieczorem we wszystkich stacjach telewizyjnych pojawiły się zdjęcia strzaskanej ciężarówki. Jej kierowca rozjechał tłum berlińczyków robiących zakupy na świątecznym jarmarku. Od początku Ariel Żurawski twierdził, że nie mógł to być Łukasz. Znał go od dzieciństwa, ich matki były siostrami. To on, kuzyn, poszedł na policję, aby rozpoznać na zdjęciach ciało.
– Łukasz był zmasakrowany. Z trudem go rozpoznałem. Nie wierzę, aby jedna osoba była w stanie go powalić. To było kawał chłopa. 180 centymetrów wzrostu, ponad 120 kilo wagi – opowiada. Łukasz osierocił 17-letniego syna. Razem z mamą pojechał do szpitala do dziadka. Ojciec Łukasza zasłabł na wieść o zniknięciu syna. – Teraz rodzina pojechała przekazać mu tragiczne wieści – dodaje.
A jeszcze dzień przed tragedią planowali święta. Jego firma mieści się w Sobiemyślu, to popegerowska wieś w okolicach Gryfina. Kilka bloków, budynki gospodarcze, hala wynajmowana przez Żurawskiego i dwa sklepy. Ludzie pozamykali się w domach, bo podobno wszędzie pełno mediów. – Ludzie mówią o tym zamachu w Berlinie. Szkoda człowieka. Mówią, że fajny był. To będą smutne święta dla tej rodziny – mówi jedna ze sklepowych.
Uderzyło do kości
Rankiem w Powiatowym Centrum Pomocy Rodziny w Gryfinie rozdzwoniły się telefony. Jego pracownicy zebrali się, aby zastanowić się, jak pomóc rodzinie Łukasza. – Skontaktowała się z nami wójt gminy Banie, która pojechała do rodziny. Chcemy pomóc, na tym etapie szukamy psychiatry. Nie jest łatwo znaleźć. Następnie poszukamy psychologa. Jeśli oczywiście rodzina będzie sobie życzyć – zastrzega Marianna Kołodziejska-Nowak, szefowa PCPR-u.
Nad wsparciem, ale już materialnym, myślą też w urzędzie gminy. Wójt Bani, Teresa Sadowska jest poruszona ostatnimi wydarzeniami. Wyraźnie słychać to w jej głosie: – Tak, znałam tego kierowcę, z widzenia. Jego żona pochodziła z Bani. Te wydarzenia wstrząsnęły nami. Uderzyły tak mocno, bo chodzi przecież o ludzi, których się znało.
Chcą tylko wiedzieć
Ciągłe telefony odbiera też Ariel Żurawski. Przyznaje, że liczy na ten jeden, najważniejszy teraz z informacjami z Berlina.
Chce wiedzieć, kiedy będzie mógł zorganizować pogrzeb Łukasza. Narzeka, że wciąż nie ma żadnych wieści. Po chwili zastanowienia dodaje: – I trochę boli, że wszyscy oficjele w państwie, chociażby pani premier składają kondolencję Niemcom, Berlinowi, a zapominają o Polaku.