Łukasz zginął w prawdziwym zamachu. Przed śmiercią, jak podaje policja, walczył z zamachowcem, który taranował ludzi w Berlinie. Nic dziwnego, że Polacy zadają pytanie, czy rząd wypłaci rodzinie kierowcy odszkodowanie. Może być ułamek sum wypłaconych rodzinom bliskich, którzy zginęli pod Smoleńskiem. Niestety, rzeczywistość tirowców jest smutna. Wielu kierowców ryzykuje życiem, a ich dzieci mogą liczyć na rencinę – 800 zł.
– Po doniesieniu o śmierci kierowcy w Berlinie i mnie nasunęło się skojarzenie z katastrofą smoleńską. Tutaj dodatkowo kierowca usiłował nie dopuścić do tragedii. Przepraszam za cynizm – mówi Władysław Frasyniuk, nie tylko polityk, ale współwłaścicielem firmy spedycyjnej.
Jest przepis na rentę
Ewentualne środki, które dostanie rodzina zamordowanego Łukasza, mogą pochodzić z ubezpieczenia indywidualnego. Władysław Frasyniuk pamięta przypadek, gdy udało się wywalczyć nadzwyczajne pieniądze.
– Gdy byłem posłem, przyszła do mnie żona kierowcy. Nie miała za co żyć. Jej mąż wyjechał na Wschód i słuch o nim zaginął. Nie znaleziono ciała, więc nie dostała renty. Uruchomiłem kontakty. Z Interpolu dowiedziałem się, że zamiast opakowań plastikowych, przewoził komputery. To częsta praktyka wpisywania w papiery innego towaru, aby uniknąć kradzieży. Kierowca nawet może nie wiedzieć, co wiezie. Ten wiózł cenny towar, a za taki tam się zabija. Okazało się, że w polskim prawie jest przepis, który pozwala na uzyskanie nadzwyczajnej renty – opowiada.
Dla wdowy udało się uzyskać rentę, natomiast po latach miejsce pochówku polskiego kierowcy wskazał jeden z zatrzymanych przestępców. Niebezpiecznie jest nie tylko na wschodzie. Władysław Frasyniuk po krótkim zastanowieniu wylicza, że prawie 90 proc. jego ciężarówek, które wyjechały z transportem do Hiszpanii, wraca uszkodzona przez złodziei.
– Jeśli nawet nie ukradną ładunku, to niszczą plandeki – tłumaczy. Przy okazji apeluje do producentów ciężarówek, aby robili bardziej skomplikowane zamki. – Ja siedziałem w więzieniu i nauczyłem się kajdanki otwierać spinaczem. Tymczasem do włamania do ciężarówki wystarczy śrubokręt – ostrzega.
W ciężarówce trzyma gazrurkę i sztamę z kierowcami
Aby obronić się przed napadami, kierowcy zbijają się w kolumny, a na Wschodzie niektóre firmy wynajmują ochronę. Nic dziwnego, że w tirze Frasyniuka obok siedzenia leżała „gazrurka”. – Absolutna solidarność kierowców pozwala przeżyć – opowiada.
Być może Łukasz zginął też z powodu chorych przepisów. Czasem kierowcy muszą parkować, gdzie popadnie. Łukasz zatrzymał się w mało bezpiecznej dzielnicy. Prawdopodobnie został zaatakowany na postoju. – Przepisy unijne krępują kierowców. Bywa, że nie mogą dojechać do bezpiecznego parkingu, bo przekroczyliby wskazania tachografu. A jeśli przekroczą choćby o dwa metry, to grożą im kary. Nierzadko brakuje też odpowiednich parkingów – tłumaczy Frasyniuk.
Widmo ZUS-owskiej renciny
Ubezpieczenia kierowców to częsty temat w rozmowach ich związkowców. Zenona Kopyścińskiego, przewodniczącego Niezależnego Związku Zawodowych Kierowców również poruszyły wieści z Berlina. Zastanawiał się, jakie ubezpieczenie miał Łukasz. Z praktyki wie, że dużo małych firm kwestię ubezpieczenia zostawia kierowcom.
– Grupowe jest tańsze. Na przykład w naszej firmie mamy ubezpieczenie w PZU. Z tytułu śmierci przy pracy w czasie jazdy, a ten kierowca był w szoferce, jego rodzina otrzymałaby od 150 tysięcy do 230 tysięcy – wylicza.
Jeśli składka była odprowadzana tylko od pensji minimalnej (to częsta praktyka), to rodzina Łukasza dostanie 4 tys. zasiłku pogrzebowego. Syn, póki się uczy, może liczyć na rentę – 800 złotych. – Przypuszczam, że jego żona nic nie dostanie. Kierowca, który zginął miał 37 lat. Ona pewnie też jest w podobnym wieku, na emeryturę po mężu mogłaby liczyć dopiero po pięćdziesiątce – wyjaśnia Kopyściński.
Niestety, to jest dramat. Żony tirowców zostają bez środków do życia, bo wiele z nich, jeśli nawet pracuje, to tylko dorywczo. Po prostu przy braku męża w domu muszą przejąć wszystkie obowiązki domowe. – Były postulaty, aby wprowadzić płacę minimalną dla kierowców, wtedy też składki na ZUS byłyby wyższe. Niestety, na mówieniu się kończy. Mam nadzieję, że kierowca, który zginął w Berlinie, był ubezpieczony i rodzina nie będzie zdana na rencinę z ZUS-u – dodaje Zenon Kopyściński.
Liczy nie na polski, ale niemiecki rząd
W Sobiemyślu pod Gryfinem w siedzibie firmy Łukasza trwa żałoba. Szef firmy Ariel Żurawski w końcu uzyskał informacje o pracowniku, który był też jego bliskim kuzynem. Rodzina Łukasza dostała już wsparcie psychologa. Wiele osób poruszonych wydarzeniami w Berlinie chce jej pomóc. Kierowcy ciężarówek spontanicznie rozpoczęli zbiórkę. Wojewoda zachodniopomorski zadeklarował wsparcie przy sprowadzeniu zwłok. To oraz pogrzeb mają odbyć się na koszt Skarbu Państwa. Data jest jeszcze nieznana. Teraz trwają badania DNA, które mają potwierdzić tożsamość ofiary (na razie ze zdjęć identyfikował go szef firmy).
– Rozpoznałem go, ale taka ich procedura – tłumaczy Ariel Żurawski. W jego firmie kierowcy ubezpieczają się indywidualnie. Nie wie, czy Łukasz zawarł umowę z ubezpieczycielem. Czy Żurawski liczy, że polski rząd wesprze rodzinę Łukasza? – Do tragedii doszło w Berlinie. Liczę, że poczuje się do tego niemiecki rząd – komentuje.
Jarosław Kaczyński na porannym oświadczeniu z mediami zapowiedział, że rodzina "nie zostanie pozostawiona bez wsparcia". – Wszystko jest ustalane. Wojewoda zachodniopomorski jest w nieustannym kontakcie z rodziną. Rozmawiał z wdową. Zapewniamy wszelki formalności przy pochówku – mówi naTemat rzecznik rządu Rafał Bochenek. Oby, bo kilka godzin wcześniej rodzina zamordowanego żaliła się, że nie może dowiedzieć się nic ani od ambasady, ani od MSZ.
Napisz do autora: wlodzimierz.szczepanski@natemat.pl