Zura Ibragimova jest Czeczenką. W Polsce mieszka od 10 lat, tu urodziło się jej czworo dzieci. Razem z mężem pracują, płacą podatki. Najmłodsze dziecko ma 10 miesięcy i Zura jest teraz na urlopie macierzyńskim. Płaci ZUS. W urzędzie usłyszała jednak, że 500+ jej nie przysługuje. Choć – i na tym polega paradoks tej historii – Ministerstwo Rodziny uważa zupełnie inaczej. Obnażamy kolejną dziurę w prawie, które i tak wzbudza już tyle kontrowersji.
Zura zna wiele cudzoziemskich rodzin w różnych miastach Polski. Ma też bliską koleżankę, również Czeczenkę, która mieszka obok niej, w Szczecinie. Wszyscy, jak twierdzi, są w takiej samej sytuacji co ona, a mimo to od kilku miesięcy dostają 500+. Koleżanka jest wręcz w identycznej – też ma czwórkę dzieci, dokładnie takie same dokumenty, a wniosek obu kobietom pisała ta sama prawniczka. I ona też początkowo dostała odmowę, ale się odwołała i ostatecznie 500+ jej przyznano.
Z Zurą jest inaczej. Już dwa razy się odwoływała i nic. Pisała też do Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej i nawet w listopadzie otrzymała odpowiedź, która potwierdza jej prawo do świadczenia. I ciągle nic. Załączyła nawet pismo od prezydenta Łomży, który przyznał 500+ innej Czeczence. Interweniowała u rzecznika praw dziecka, który zainteresował się sprawą. Wreszcie, kilka dni temu zdecydowała się złożyć skargę do sądu. Tak zresztą, w oficjalnym piśmie, doradził jej pracownik ministerstwa.
Ta nieszczęsna adnotacja
Wiele już kontrowersji i niejasności pojawiło się przy okazji 500+. Ta okazuje się kolejna.
– Nie rozumiem. Ja po prostu chciałabym się dowiedzieć, dlaczego jeden urząd wydaje dwie różne decyzje w przypadku takiej samej sytuacji prawnej. Mam poczucie, że to tylko kwestia urzędnika – mówi Zura naTemat, z akcentem, ale dobrą polszczyzną. Cytuje przepisy, jest świetnie zorientowana.
Do Polski przyjechała w 2006 roku i już po trzech miesiącach pojawiła się szansa na kartę stałego pobytu. Pech chciał, że wkrótce potem zmieniły się przepisy i ostatecznie, do dziś, rodzina Zury ma status ochrony uzupełniającej. I tu zaczynają się schody – niejasność w prawie, która samorządom tak właśnie każe je interpretować, choć rzeczywistość jest zupełnie inna.
– Urzędniczka stwierdziła, że brakuje adnotacji o tym, że mam prawo do rynku pracy w Polsce, a to oznacza, że nie mogę w Polsce pracować i dlatego wydała decyzję odmowną. Natychmiast zadzwoniłam do straży granicznej. I usłyszałam: "Kto pani takich głupot nagadał? Niech ta urzędniczka dobrze przeczyta sobie ustawę, artykuł 87" – opowiada.
Ministerstwo twierdzi, że przysługuje
Ustawa – klucz do wszystkiego, a wywołuje niezły zamęt. Z jednej strony wyraźnie stwierdza, że – mówiąc w dużym skrócie – świadczenie 500+ przysługuje cudzoziemcom posiadającym kartę pobytu z adnotacją "dostęp do rynku pracy".
Tyle że prawo pobytu w Polsce potwierdza też tzw. ochrona uzupełniająca, czyli dokument, który posiada Zura. Taką zresztą odpowiedź otrzymała od Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej – że adnotacja, owszem, to jedno. Ale są też w Polsce cudzoziemcy, którzy jej nie mają, a mimo to znajdują się w identycznej sytuacji prawnej. A zatem mają prawo pobytu w Polsce, mają prawo do pracy w Polsce i mają prawo do świadczenia 500+. Oto fragment odpowiedzi MRPiPS:
W Warszawie była już podobna sprawa
– Cudzoziemcy objęci w Polsce ochroną międzynarodową nie posiadają zezwolenia na pracę w rozumieniu decyzji administracyjnej. Ich prawo do pracy wynika z posiadanego statusu pobytowego, który jest określony na karcie pobytu - adnotacja "status uchodźcy" lub "ochrona uzupełniająca". Cudzoziemcy posiadający takie karty pobytu mają zatem dostęp do rynku pracy – tłumaczy zawiłości Jakub Dudziak, rzecznik Urzędu ds. Cudzoziemców.
Dodaje, że uprawnienia te potwierdził Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie, który na początku października uchylił decyzję o odmowie przyznania świadczenia 500+ cudzoziemce, której nadano status uchodźcy. – Wyrok potwierdza, że beneficjenci ochrony międzynarodowej mają prawo do świadczenia niezależnie od tego jaką kartę pobytu posiadają– mówi Jakub Dudziak.
Urzędnicy w Szczecinie uważają jednak inaczej. Skoro prawo mówi, że adnotacja musi być, by dostać 500+ to musi być. A skoro jej nie ma, to Zura nie spełnia warunków. Dlatego jej wniosek został odrzucony, co potwierdza nam rzecznik Szczecińskiego Centrum Świadczeń, które jako pierwsze powiedziało jej "nie". – Wtedy nie było jeszcze interpretacji ministerstwa w tej sprawie – tłumaczy Maciej Homis.
Ministerstwo umywa ręce
Niestety, z Szczecińskim Kolegium Odwoławczym, do którego odwołała się Zura, nie udaje mi się porozmawiać. Urzędniczka nie chce, rzecznik jest nieuchwytny. Ale faktem jest, że choć Zura załączyła pismo z ministerstwa, SKO i tak wydało kolejną decyzję odmowną.
W fundacji Ocalenie, która pomaga cudzoziemcom m.in. z Czeczenii, słyszę, że zupełnie tego nie rozumieją, bo przecież zgodnie z prawem Zura ma prawo do świadczenia. Fundacja znajduje się w Łomży i tu, jak mówią, kłopotów z urzędnikami nie ma.
Jedno jest pewne – ministerstwo umywa ręce. Jak informuje, nie jest organem kontrolnym, nie rozstrzyga sporów między urzędami i nie jest "organem uprawnionym do ustalania prawa do świadczenia wychowawczego ani do dokonywania wiążącej wykładni ustaw".
Czyli właściwie nic od niego nie zależy. Niech się martwią samorządy. I tacy, jak Zura, która walczy od kilku miesięcy. Kilka dni temu złożyła sprawę do sądu.