Są nieznane szczegóły z aktu oskarżenia ws. zabójstwa Ewy Tylman. Prokuratura wie, co dokładnie się wydarzyło
Bartosz Świderski
27 grudnia 2016, 11:51·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 27 grudnia 2016, 11:51
Sprawą zaginięcia Ewy Tylman żyła cała Polska. Finał niestety okazał się tragiczny, bo 26-latkę zamordowano. Oskarżony w tej sprawie jest jej dwa lata młodszy kolega, z którym wracała z imprezy. 3 stycznia rusza proces w tej sprawie, a "Gazeta Wyborcza" ujawnia właśnie nieznane szczegóły z aktu oskarżenia, do którego udało się jej dotrzeć.
Reklama.
Przypomnijmy: 2 listopadzie 2015 roku Ewa Tylman była na spotkaniu integracyjnym z pracownikami sieciowej drogerii, gdzie była kierowniczką. Z imprezy nigdy nie wróciła. Ostatni raz widziano ją na kamerach monitoringu, jak wyraźnie zataczająca się szła razem z kolegą. To właśnie oskarżony Adam Z., który później idzie już sam. Na początku był w tej sprawie świadkiem, ale ostatecznie śledczy na podstawie dowodów przedstawili mu zarzut zabójstwa. Po kilku miesiącach w rzece odnaleziono ciało 26-latki.
Proces w tej głośnej sprawie rusza już za tydzień – 3 stycznia. W "Gazecie Wyborczej" możemy dowiedzieć się, co jest zawarte w akcie oskarżenia. Są tam m.in. nieznane wcześniej opinii publicznej szczegóły oraz dokładny opis feralnego wieczoru.
– Znajomi bawili się w klubie, do którego Ewa Tylman miała dotrzeć jako ostatnia,
– Potem przenieśli się do Pijalni Wódki i Piwa, tam 26-latka ma mówić, że jest już pijana,
– Dalej impreza przenosi się do jednego z klubów muzycznych, gdzie bawią się ok. 2 godziny
To właśnie tam Ewa Tylman i Adam Z. mieli pić przy barze "kilka kolejek wódki" i – jak podaje "Wyborcza" – przewrócić się przy barze razem z krzesłami. Po opuszczeniu lokalu Adam Z. próbował podobno kontaktować się z chłopakiem Ewy Tylman (jej telefon się rozładował), ale wykręcił zły numer i zadzwonił do kogoś innego. Miał wtedy powiedzieć rozkazująco "przyjedź po swoją laskę" głosem, który nie był "bełkoczący".
Z doniesień "Gazety Wyborczej" wynika, że w akcie oskarżenia są szczegóły dotyczące tego, co wydarzyło się przy moście św. Rocha. To tam kobieta wpadła do rzeki. Po sprzeczce 26-latka miała wystraszyć się pobudzenia seksualnego swojego kolegi i zaczęła uciekać. Kilkuminutowa gonitwa kończy się szarpaniną i upadkiem ze skarpy. Zdaniem prokuratury na brzegu Adam Z. miał chwycić dziewczyną i wrzucić do rzeki, po czym wrócił na górę.
To wersja wydarzeń, którą ustaliła prokuratura. Nie ma nagrań z tego momentu.
"Gazeta Wyborcza" zdradza także, że u Adama Z. stwierdzono obecność amfetaminy, którą miał zażywać przed aresztowaniem. Dlatego niewykluczone, że mógł być pod jej wpływem w trakcie imprezy.
Oskarżony utrzymuje, że nic z tego wieczoru nie pamięta. Twierdzi także, że jest gejem i ze swoim partnerem wymieniał tamtego dnia SMS-y. To właśnie jego prosił o pomoc w powrocie do domu tuż po zdarzeniach znad Warty.
Miesiąc temu ojciec Ewy Tylman napisał list do Zbigniewa Ziobry. Prosi w nim, by minister sprawiedliwości ujawnił proces Adama Z. Twierdzi, że materiały z procesu powinny być tak samo dostępne dla opinii publicznej, jak historia poszukiwań córki.
"Rozumiem, że pewne wątki z tej sprawy powinny być za drzwiami zamkniętymi, do czego wystarczy utajnienie może kilku przesłuchań. Wszystko to, co działo się w tej sprawie, ilość wersji, wydarzeń, tego, co się mogło z Ewą stać, tworzenie fałszywych dowodów powoduje, że sprawa musi być prowadzona z otwartą kurtyną" – pisze ojciec Ewy Tylman, której ciało znaleziono dopiero w sierpniu tego roku.
Adam zbiega na dół łagodniejszym zejściem ze skarpy, chwyta ją za ręce, zaczyna ciągnąć w kierunku rzeki, cały czas biegnąc. Najpierw zanurza w wodzie górną część ciała, potem kuca i "przesuwa ciało w taki sposób, że całe znalazło się w wodzie", na koniec popycha je tak, by "płynęło z nurtem rzeki". Ewa Tylman tonie.Czytaj więcej