Zaczynała w tygodniku dla młodych kobiet, skończyła w siedlisku podstarzałych facetów. Dostała zadanie praktycznie niewykonalne - naprawić wizerunek najbardziej znienawidzonej instytucji w Polsce. Jedni mówią, że się udało. Inni, że jej praca przypomina pudrowanie rozkładającego się trupa. A ona? – Cóż, pracuję na poligonie – przyznaje Agnieszka Olejkowska, 28-letnia rzeczniczka PZPN.
Agnieszka Olejkowska była jeszcze studentką Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych, kiedy zobaczyła ogłoszenie o stażu w Polskim Związku Piłki Nożnej. Miała za sobą jedynie praktykę w redakcji "Naj", tygodnika dla młodych kobiet. – Dostałam się do biura prasowego PZPN w 2007 roku. Po jakimś czasie dostałam pracę w agencji marketingowej i tam odeszłam, ale potem przyszła oferta już nie stażu, ale pracy w PZPN - wspomina w rozmowie z naTemat.
W taki sposób już na stałe zagościła w biurze prasowym piłkarskiej centrali. Pomagała rzecznikowi, Michałowi Kociębie, a potem jego następcy, Januszowi Atlasowi. – Ten to dopiero psuł wizerunek PZPN swoją arogancją – stwierdza Michał Pol, dziennikarz sportowy "Gazety Wyborczej" i Sport.pl. Przełożony Olejkowskiej o kibicach zwykł mawiać "terroryści", a po angielsku dukał gorzej od samego prezesa Grzegorza Laty.
Olejkowska obserwując Atlasa już wiedziała, że stanowisko rzecznika PZPN to prawdziwe gorące krzesło. I to właśnie od niego usłyszała propozycję przejęcia roli "medialnych ust" związku. – Byłam zaskoczona, bo z Januszem Atlasem często się nie zgadzaliśmy. A tu nagle przyszedł i spytał, czy nie chciałabym być rzecznikiem – wspomina.
Chciała. Był październik 2009 roku.
Na poligonie
Średnia wieku: 60+. Niemal sami mężczyźni (podobno w biurze prasowym są jakieś kobiety). Tak w kilku słowach można opisać środowisko, w jakim przyszło działać Olejkowskiej. – PZPN to specyficzna instytucja, zdominowana przez mężczyzn. Z tego względu na pewno jest mi trudno. Były takie momenty, które naprawdę dały mi w kość. Wielokrotnie zastanawiałam się nad tym, czy nie rzucić pracy, ale myślę sobie, że gdybym chciała się poddać, to w ogóle nie było po co zaczynać. Chętnych na to stanowisko jest cała masa osób – przyznaje rzeczniczka.
Czytaj także: Piłka się kręci, a Lato nie do ruszenia. Od "orła Górskiego" do znienawidzonego prezesa PZPN
Jeśli dodać do tego nienawiść, jaką kibice darzą PZPN, wyskoki poszczególnych działaczy (np. ten alkoholowy Zdzisława Kręciny) i afery z kasą w roli głównej, praca rzecznika związku jawi się jako pole minowe. Choć Olejkowska woli inne określenie. - To jest praca na poligonie. Na szczęście mam ogromne wsparcie w znajomych i rodzinie - mówi.
Michał Pol nie zazdrości. On zamiast określeń "pole minowe" i "poligon" woli inne: "pudrowanie brzydkiego oblicza". Kolejny dziennikarz sportowy prostuje w rozmowie z naTemat, że rzecznikowanie w PZPN to "pudrowanie trupa". – Niewdzięczna, trudna robota. Na każdym meczu kibice śpiewają j***ć PZPN. Każdy, kto przychodzi tam na stanowisko rzecznika, ma niewiarygodnie ciężkie zadanie. Zwłaszcza, jeśli jest się młodą i atrakcyjną kobietą. Dziennikarza sportowego tylko desperacja mogłaby skłonić do podjęcia tam pracy – stwierdza.
"Poziom dziennikarstwa sportowego jest żałosny"
Agnieszka Olejkowska dziennie odbywa kilkaset rozmów telefonicznych. Ma dwa telefony komórkowe i jeden stacjonarny. Do tego dochodzą konferencje. - Nie można się podrapać po nosie - narzeka. Dzwonią głównie dziennikarze piszący o sporcie. I to oni mogą powiedzieć najwięcej o tym, jak rzeczniczka spisuje się w kontaktach z mediami. – Bardzo dobrze się z nią pracuje. Nie mam do niej żadnych zastrzeżeń. Wiele razy pomogła mi w trudnych sytuacjach. Ostatnio podczas Euro, kiedy dzięki niej znalazłem się między piłkarzami reprezentacji, a kibicami zgromadzonymi w warszawskiej strefie kibica - mówi Michał Pol.
Mateusz Borek z Polsatu Sport jest podobnego zdania. - Ilekroć prosiłem ją o informację o przysługę, pani Agnieszka zawsze była pomocna - zaznacza w rozmowie z naTemat.
Nie wszyscy dziennikarze są równie łaskawi dla Olejkowskiej. Prym w prowadzeniu z nią wojenek wiodą dziennikarze serwisu internetowego Weszlo.com. Jeden z dziennikarzy sportowych mówi nam, że z Olejkowską wyjątkowo łatwo jest wejść w konflikt. – Ktoś napisał kiedyś na Twiterze: "jaki związek, taka rzecznik". A ona od razu odpisała: "dlaczego Pan mnie obraża" – opowiada.
Co na to Olejkowska? Nie ma dobrego zdania o dziennikarzach z działów sportowych. - Musimy zmagać się z tymi, którzy nie mają bladego pojęcia o funkcjonowaniu związku. Poziom dziennikarstwa sportowego i osób, które się tym zajmują, jest żałosny - stwierdza.
Byle nie zepsuć
Sama więc przyznaje, że miała trudne chwile, że PZPN to poligon, a praca z dziennikarzami do najprzyjemniejszych nie należy. A jakie są efekty? – Nikt nie wymaga od Agnieszki żeby naprawiała wizerunek. Udało jej się złych relacji nie pogorszyć – mówi Michał Pol. Olejkowska jest podobnego zdania. Jednoosobowo trudno przecież potrząsnąć PZPN-em.
Pytanie brzmi, jak długo będzie próbowała? - Trzeba liczyć się z tym, że jak przychodzi nowy prezes, uważa, że jestem człowiekiem starego prezesa. Ale ja byłam rzecznikiem Listkiewicza, więc jestem niczyja. Nie wiem, czy kolejny prezes doceni moją pracę - mówi.
Bardzo dobrze się z nią pracuje. Nie mam do niej żadnych zastrzeżeń. Wiele razy pomogła mi w trudnych sytuacjach. Ostatnio podczas Euro, kiedy dzięki niej znalazłem się między piłkarzami reprezentacji, a kibicami zgromadzonymi w warszawskiej strefie kibica.