To, czego dokonano w powiecie trzebnickim, w głowie się nie mieści. Najpierw radni przyznali staroście z PiS-u podwyżkę o 100 proc. Potem decyzję tę unieważnił wojewoda. Co więcej - nakazał zwrócić nienależnie pobrane pieniądze. Pod koniec roku jednak radni w Trzebnicy podwyżkę uchwalili ponownie. Co więcej - działo się to niczym w Sejmie w Sali Kolumnowej.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
O podwyżce dla Waldemara Wysockiego pisaliśmy w naTemat przed miesiącem. Starosta, który do tej pory zarabiał nieco ponad 6 tys. złotych, dostał dwukrotną podwyżkę. Mało tego, radni uchwalili, że Wysockiemu należą się większe pieniądze już od początku roku. To oznaczało, że staroście trzeba było wypłacić wyrównanie: 70 tys. zł.
Potem w tej sprawie nastąpił zwrot. Zresztą niejeden. Jeszcze w listopadzie wojewoda dolnośląski zakwestionował uchwałę rady powiatu trzebnickiego. A później, tuż przed Bożym Narodzeniem, nadzór wojewody potwierdził, że podwyżkę staroście przyznano niezgodnie z prawem. – Według ustawy o pracownikach samorządowych maksymalna kwota wynagrodzenia starosty może wynosi 12365,22 zł, tymczasem w uchwale w Trzebnicy staroście przyznano kwotę 12540 zł – wyjaśnia trzebnicki radny PO, Damian Sułkowski.
Co to oznacza? Że wynagrodzenie Waldemara Wysockiego o 174,78 zł przekroczyło próg zapisany w ustawie. A skoro uchwała była niezgodna z prawem, to i wyrównanie starosta powinien oddać.
Radni PiS jednak nie odpuścili. Tuż przed Sylwestrem wpadli na pomysł, aby mimo wszystko starosta dostał gigantyczną podwyżkę. No i fortelem dopięli swego.
Uchwało o kolejnej podwyżce dla starosty podjęto pod nieobecność radnych opozycji. Jej przedstawiciele nie mają wątpliwości, że stało się to z naruszeniem prawa. Specjalnie ogłoszono przerwę, żeby polityczni oponenci starosty wyszli i nie przeszkadzali w podjęciu uchwały. Różnica jest tylko taka, że podwyżka od tej wcześniejszej jest niższa o wspomniane 174,78 zł.
Opozycja jest przekonana, że Trzebnicy nie stać na to, aby starosta zarabiał ponad 12 tys. zł. Powiat bowiem tonie w długach. – Sam dług szpitala sięga 30 mln zł. Do tego dochodzi wiele innych zobowiązań powiatu. Brakuje pieniędzy na niezbędne remonty dróg. Urzędnicy z kwalifikacjami zarabiają po 2 tys. zł – mówi radny Sułkowski.
Zadawniony konflikt
Faktem jest też, że kłótnie i przepychanki w starostwie w Trzebnicy trwają już od dwóch lat. Zaczęło się w 2014 r. od głosowania nad wyborem starosty. PO wraz z koalicjantami miała 11 głosów, polityczni przeciwnicy 10. Wydawało się, że powinien zwyciężyć dotychczasowy starosta z Platformy, ale wynik zaskoczył samorządowców: wygrał Waldemar Wysocki z PiS. – Zaczęło się od oszustwa ze strony koalicjanta z PSL-u, który zagłosował na kandydata PiS-u. Ta osoba nawet pokazywała nam, że zagłosowała na starostę z PO, ale potem to zamazała i wrzuciła do urny już inny głos. Prokuratura nie uznała tego za oszustwo – opowiada radny Platformy.
Potem PO podjęła próbę przewrotu. Posłużyła się fortelem znanym z Sejmu. Tak jak zrobili posłowie PiS w sprawie wybranych w poprzedniej kadencji sędziów Trybunału Konstytucyjnego, tak radni Platformy w powiecie trzebnickim przegłosowali unieważnienie uchwały o wyborze Waldemara Wysockiego na starostę. Wówczas wybrano nowego starostę, byłego posła PO Marka Łapińskiego i w powiecie zaczęła się dwuwładza. I Wysocki, i Łapiński przekonywali, że są starostami i nie zamierzali ustąpić. Sprawę uciął wojewoda i unieważnił uchwały podjęte głosami radnych PO. A sprawa podwyżki przyznanej, odebranej i przyznanej ponownie na pewno tego sporu nie załagodzi.