Carey Mulligan, Domhnall Gleeson, Maisie Williams, Daniel Brühl. To tylko kilku aktorów robiących światową karierę, a jednocześnie będących laureatami nagrody Shooting Stars. W lutym tego roku European Film Promotion wręczy ją m.in. Zofii Wichłacz, dostrzeżonej dzięki roli w filmie "Amok", czekającym na swoją polską premierę. Na razie większość widzów kojarzy ją z "Miastem 44". Kim jest i dlaczego ma szansę zostać gwiazdą przez wielkie "G"?
"Biedronka" Miała 16 lat, kiedy dowiedziała się, że zagra Alicję - "Biedronkę" w superprodukcji Jana Komasy "Miasto 44". Na plan weszła w wieku 17 lat. Kiedy skończyła 18, była najmłodszą laureatką Złotego Lwa na festiwalu filmowym w Gdyni. Krytycy rozpływali się nad jej dojrzałością i naturalnością, podbiła ich serca, a zwłaszcza rozkochała w sobie widzów. Film Jana Komasy w 2014 r. obejrzało 1,7 mln osób, zajmując wtedy 2. miejsce w box office.
"Obejrzałem 'Miasto' i chylę przed nią czoła. Nie jest aktorką, nie skończyła szkoły, nie jest nawet po 1. roku. Ale dla niej ogląda się ten film. Ona przyciąga uwagę, jej los staje się w pewnej chwili najistotniejszy" – brzmi jeden z komentarzy o Wichłacz na Filmwebie. – Oczywiście to także zasługa scenariusza i reżysera, ale bez ZOSI postać by się nie obroniła. Trzeba trzymać za nią kciuki, żeby poszła w tę stronę, żeby pozostała sobą, w taki autentyczny sposób" – napisał internauta "TheThing".
To było w listopadzie 2014 r., czyli dwa miesiące po premierze obrazu, w którym Zosia zagrała pierwszą główną rolę. Wcześniej zaliczyła epizody (m.in. w serialu "Głęboka woda" czy filmie "Będzie lepiej"), wystąpiła w "Moralności Pani Dulskiej" Teatru Telewizji, otrzymując za to prestiżową nagrodę aktorską na Festiwalu Dwa Teatry. Później przyznała, że właśnie to doświadczenie bardzo pomogło jej w tworzeniu postaci w "Mieście...". – Na mój plus zagrał też czas. Dojrzałam, nie zagrałabym "Biedronki" w wieku 16 lat – wyjaśniła w Polskim Radiu.
Honor i przekleństwo
Rola w szeroko komentowanej, budzącej skrajne reakcje produkcji dla początkującej aktorki jest doświadczeniem pięknym i ciężkim jednocześnie. Cieszy się, że to ona dostała szansę, na którą większość kolegów po fachu czeka latami i jeszcze zbiera za nią pochwały. Z drugiej strony, dowiaduje się, czym jest zawiść do potęgi entej.
Hejt, który na nią spadł, jak mówi w nowym wywiadzie dla "ELLE", sprawił, że jest silniejszą osobą. Zna swoją wartość i czuje się pewniej niż kiedykolwiek wcześniej. Ale zawsze, teraz i w przeszłości, chciała być aktorką. Marzenie nie wzięło się znikąd - rodzice Zosi są związani z branżą filmową, mama Anna Seitz-Wichłacz to scenografka, tata Zbigniew Wichłacz jest operatorem. Oboje ze znaczącymi sukcesami na koncie. – (...) Bardzo edukowali mnie i siostrę pod kątem kultury, żeby była obecna w naszym życiu – powiedziała "Onetowi".
Aktorstwo, jak nic z tej dziedziny, pochłonęło Zosię całkowicie, choć współpraca z Komasą wcale nie ułatwiła startu w zawodzie. Po "Mieście..." nie dostała ani jednej propozycji pracy. – W Stanach takiej Jennifer Lawrence, która jest młodziutka, nikt nie traktuje niepoważnie ze względu na wiek i brak wykształcenia, przeciwnie – może dostać Oscara za świetną rolę i dalej grać w filmach – wyjaśniała "PANI".
– U nas jest inaczej. Po pierwsze, nie mamy i nigdy nie będziemy mieć takiego rynku co Stany, a co za tym idzie - tylu ról dla kobiet. Po drugie, u nas wciąż pokutuje mit szkoły teatralnej i cały czas słyszałam, że jestem za młoda, że nie zasłużyłam na te wszystkie nagrody, bo nie jestem po szkole – dodała.
Do szkoły poszła, choć tylko na semestr. W wywiadzie dla "ELLE" wyjaśniła, że zajęcia kolidowały z realizacją ról filmowych. I choć Zofia nie czuje, że opanowała do reszty warsztat teatralny czy aktorską wiedzę, to przerwała studia. Naukę zawodu młoda aktorka chce kontynuować na innych zasadach.
(Nie)wszystkie twarze Zosi
W lipcu 2015 r. krytyk Bohdan Gadomski nazwał aktorkę amatorką. "Chaos myślowy" – w taki sposób określił próbę przeprowadzenia z nią wywiadu do "Angory". W jego odczuciu nie potrafiła mówić składnie, a do tego była mało profesjonalna. Na swoim blogu Gadomski nie szczędził jej krytyki za próbę redagowania rozmowy, w której pierwotnie miała wypaść co najmniej źle.
Sprawą "amatorszczyzny" Zosi zajęły się wtedy tabloidy i portale plotkarskie, ona bezpośrednio nigdy tego nie skomentowała. Od tamtej pory wywiadów z nią jest jednak jak na lekarstwo. Można je właściwie policzyć na palcach jednej ręki. – Oglądałam filmy podziwiając Meryl Streep, Cate Blanchett, Agatę Kuleszę, Danutę Stenkę, Krystynę Jandę – mówi w jednym. – Zawsze kombinowałam, jak one to robią. Jak wydobywają z siebie prawdę, skąd ona się bierze w ich oczach. W tym jest klucz – wyznaje. Czy się dowiedziała?
Z Jandą spotyka się w Teatrze Polonia. Wzięła udział w castingu do monodramu "Porozmawiajmy po niemiecku" i go wygrała. Gra 15-letnią Polkę Hannę Zach, której dojrzewanie i młodość przypadły na czas wojny. Na razie Wichłacz przed publicznością wystąpiła 19 razy. "Trzeba pamiętać, że monodram to prawdopodobnie najtrudniejsze aktorskie zadanie, zwłaszcza jeśli jest to debiut w teatrze. Zosia Wichłacz poradziła sobie ze stojącym przed nią zadaniem śpiewająco" – ocenił aktorkę Jędrzej Dudkiewicz z teatrdlawas.pl.
22-latka szybuje w górę, nie ma tu znaczenia, jaka jest czy nie jest prywatnie. Bezsprzecznie ma talent, bo czy inaczej zatrudniłby ją sam Andrzej Wajda? Wielki reżyser zobaczył w niej Hanię, dziewczynę z dobrego domu, zakochaną w swoim mentorze. "Powidoki" wejdą na ekrany kin 13 stycznia. W premierowej kolejce czekają jeszcze dwa filmy - "Amok" i "Zgoda". Wichłacz w pierwszym partneruje Mateuszowi Kościukiewiczowi, na planie drugiego pracowała z Jakubem Gierszałem.
Zależy jej by grać różnorodne postaci, najlepiej nie "po warunkach". – (...) Bo moja uroda jest dosyć jednoznaczna, tzn. patrząc na mnie, nie wyobrażamy sobie morderczyni, czy złego potwora, a raczej dobrego ducha – stwierdziła kiedyś. – Wiem, że będę musiała walczyć o to, aby dawano mi szansę zagrania kogoś innego niż tylko uroczej dziewczyny – zaznaczyła.
Jutro
Nagroda Gwiazdy Jutra została wymyślona przez organizację zajmującą się promocją europejskiego kina – European Film Promotion (EFP). Od 1998 r. trafia do adeptów sztuki aktorskiej. Wśród jej laureatów byli m.in. Daniel Craig, Agata Buzek, Carey Mulligan, Domhnall Gleeson i Maisie Williams. W tegorocznej edycji wyróżniono 10 osób. Na liście znaleźli się Portugalka Victoria Guerra, Włoch Alessandro Borghi Niemiec Louis Hoffman i jedyna Polka - Zosia właśnie. – O nagrodzie Shooting Stars dowiedziałam się pierwszy raz kilka lat temu, kiedy powędrowała do Kuby Gierszała. Od tamtego czasu zdobycie jej było moim absolutnym marzeniem – mówi naTemat Wichłacz.
Zwycięzcy z lat poprzednich radzą sobie doskonale. EFP wyczuwa potencjał, a co młodzi artyści z tym zrobią, zależy tylko od nich. Mulligan stawia na blockbustery i mniejsze produkcje, Craig jest Bondem, Gleeson nie lubi się ograniczać, Williams to natomiast Arya Stark z "Gry o Tron".
– Wspomniani aktorzy są dla mnie inspiracją. To że ich kariery tak teraz wyglądają to na pewno zasługa szalenie ciężkiej pracy. I tym chcę się kierować – przekonuje nas Wichłacz, która liznęła międzynarodowej sławy już przy "Mieście 44", teraz dzięki "Powidokom". Przyszłość zapowiada się bardzo ciekawie. Na pytanie, czy planuje międzynarodową karierę, Zofia odpowiada: "Na pewno włożę w to wszelkie moje wysiłki. Na tym też polega Shooting Stars. Ma się szansę poznać m.in. europejskich reżyserów obsady, oni mają okazję dokładnie zapoznać się z moją dotychczasową pracą".
Kiedy chcemy dowiedzieć się, co planuje robić w najbliższym czasie, słyszymy: "Na razie chciałabym to zatrzymać w tajemnicy". Zostaje więc czekać, aż to "na razie" minie. Aczkolwiek Wichłacz ma warunki, by wykorzystać zainteresowanie i grać wszędzie, nie tylko w polskich, ale i światowych produkcjach.
Napisz do autorki: karolina.blaszkiewicz@natemat.pl
Niektórzy sugerowali, że wzięłam się z ulicy, że ten sukces to dzieło przypadku, a kompletnie nie mieli pojęcia, że od 13. roku życia na niego pracowałam, rozwijając się pod tym kątem na przykład w Ognisku Teatralnym U Machulskich. To, że nie poszłam w tym roku na studia i chciałam zrobić sobie przerwę, bo "Miasto..." kompletnie mnie wyczerpało, też nie było dobrze odebrane. A ja musiałam odpocząć, bo po zakończeniu zdjęć byłam emocjonalnie martwa. (...)Zniszczyłam się wewnętrznie. A potem jeszcze premiera i medialne trzęsienie ziemi... Nie byłam na to do końca gotowa .
Bohdan Gadomski
Chciała zrezygnować, ale machina prasowa ruszyła, nie można jej było zatrzymać. Gdy chciała go opóźnić, zagroziłem publikacją 'nieautoryzowany w ustalonym terminie', najpierw rzuciła słuchawkę, a po pół godzinie odesłała tekst wywiadu z adnotacją autoryzowany.
Nie udało się aktorce-amatorce zostać redaktorką-amatorką i całe szczęście, bo jej pierwotna wersja byłaby z pewnością nie do przebrnięcia.Oto maile panny Zosi do autora wersji ostatecznej jedynej, którą możecie przeczytać w tygodniku "ANGORA":
Wysyłam wywiad po mojej autoryzacji. Czerwone skreślenia oczywiście oznaczają wykasowane przeze mnie fragmenty. Pogrubione ciemne fragmenty, słowa to fragmenty które dopisałam aby sens i styl tego wszystkiego był zadowalający.Wysyłam też drugą wersję już bez skreśleń. TEKST DOKŁADNIE TAKI JAKI MA SIĘ UKAZAĆ W PUBLIKACJI! POD ŻADNYM POZOREM NIE ZGADZAM SIĘ NA INNĄ WERSJĘ TEKSTU, NAWET O PÓŁ SŁOWA ZMIENIONĄ.