
Gdyby poczucie głębokiej więzi z nieznanym pisarzem lub autorem piosenki miało konkretną nazwę, czy myślelibyśmy wówczas o nim częściej? Czy łatwiej byłoby nam oswoić się z nagłą dotkliwą żałobą po kimś, z kim od lat nie mieliśmy kontaktu, gdybyśmy to niespodziewane uczucie mogli wyrazić jednym słowem? Czy stalibyśmy się wrażliwsi na otoczenie gdyby niezwykła atmosfera opustoszałego miejsca, które zwykle widujemy zatłoczone miała swoje imię?
Kenopsia – niesamowitość miejsca, które jest na ogół pełne ludzi, a teraz jest ciche i puste. Szkolny korytarz wieczorem, opustoszałe biuro w weekend, pusty plac po wyjeździe wesołego miasteczka. Emocjonalny powidok tłumu, który sprawia, że to miejsce nie jest po prostu puste, ale ultra-puste, jakby nie było tam zwykłe zero, ale ujemna liczba ludzi. Ich nieobecność, która rzuca się w oczy, świeci jaskrawo, jak neon.
Chrysalism – pierwotny, kojący spokój, który czujemy siedząc w czasie burzy w jakimś w przytulnym wnętrzu. Hałas deszczu, który słyszymy jak czyjąś kłótnię piętro wyżej, kłótnię, w której nie rozróżniamy słów, ale w której słyszymy uwolnienie napięcia, które już rozumiemy doskonale.
Velllichor – melancholia antykwariatów, pełnych starych książek, których nigdy nie przeczytamy. Każda z nich zamknięta jest w swojej własnej epoce, podstemplowana datą i zamknięta jak stary pokój, który autor porzucił lata temu. Jak stryszek, do którego nikt nie zagląda, a na którym kurzą się myśli porzucone zaraz po tym, jak zostały pomyślane.
Kairosclerosis – chwila, w której uświadamiamy sobie, że jesteśmy w niej właśnie szczęśliwi. Ta świadomość sprawia, że staramy się posmakować uczucie szczęścia, chcemy je uchwycić i zidentyfikować, obrócić pod światło i osadzić w kontekście. W wyniku tych manipulacji szczęście rozpływa się powoli acz zauważenie, aż wreszcie nie zostaje z niego nic więcej niż posmak.
Moledro – poczucie głębokiej więzi z pisarzem czy artystą, którego nigdy nie spotkaliśmy i nie spotkamy. Ten człowiek żył może stulecia temu i tysiące kilometrów stąd, ale mimo to umiał bezbłędnie wejść do naszej głowy i zostawić w niej szczyptę swojego doświadczenia, tak jak wędrowcy ustawiają piramidki kamieni, żeby oznaczyć szlak wiodący przez nieznane terytorium.
Tłumaczenie: Piotr Stankiewicz, myslnikstankiewicza.pl
Celem trwającej kampanii społecznej "Kochanie to sztuka", która związana jest z premierą filmu o Michalinie Wisłockiej, jest przekonanie widza, że najpiękniej o miłości i doznaniach erotycznych mówi się wprost i od serca. Magdalena Boczarska, jedna z uczestniczek kampanii oraz odtwórczyni głównej roli "Sztuki kochania", w programie Kuby Wojewódzkiego uznała, że język polski jest ubogi w eleganckie i pociągające słownictwo erotyczne, zwłaszcza to, które odnosi się do kobiecych intymnych części ciała. Podobna dyskusja wywiązała się kilka lat temu przy okazji polskiej premiery książki "50 twarzy Greya". Liczni krytycy literaccy uznali publikację za grafomańską i nierzadko uzasadniali swoją opinię właśnie wulgarnym lub infantylnym nacechowaniem polskiego słownictwa z zakresu erotyki.
Napisz do autorki: ewa.bukowiecka-janik@natemat.pl
