Jest ich 25 osób. Prawie cały Departament Świadczeń Rodzinnych w Urzędzie Miejskim w Elblągu. Wszyscy bez siedmiu pracowników (dwie panie są na urlopie wychowawczym) podpisali apel w tej sprawie. Twierdzą, że przez 500+ mają więcej pracy, więcej obowiązków i więcej nadgodzin. Tak naprawdę przez ostatnie miesiące cały czas jadą na nadgodzinach. Tylko ich płace pozostają marne. Oto, inna, urzędnicza, twarz 500+. Trzeba przyznać – bez większego zrozumienia w narodzie.
Można odnieść wrażenie, że cały urząd został postawiony na nogi. I niemal pół miasta. "Przecież nikt nie każe wam pracować, w głowach się poprzewracało, zawsze można poszukać lepszej pracy, jak się nie podoba, niech się zwolnią" – tak komentują ludzie. Ale frustracja w urzędnikach naprawdę musi być ogromna, skoro zdecydowali się na taki krok. Założyli związek zawodowy i z powodu 500+ postawili się prezydentowi. 25 osób domaga się po 400 zł podwyżki.
– To wymagało odwagi – przyznaje radna Maria Kosecka. Ona murem stoi za urzędnikami. Żeby nie było – kiedyś była w PO, ale odeszła. Dziś jest niezrzeszona i popiera 500+. – Ale wiadomo, że przy okazji 500+ przybyło im zadań. Ile można pracować na nadgodzinach? Przecież nie o to chodzi. Te osoby rzetelnie wykonują swoją pracę. Znają się na tym. To nie są przypadkowe osoby – mówi naTemat. Na sesji Rady Miasta otwarcie broniła urzędników – przekonując innych, że są sfrustrowani i zmęczeni.
"Podwyżki absolutnie im się należą"
To aspekt, o którym się nie mówi. Bo albo Elbląg jest tu wyjątkowy i w innych miastach urzędnicy faktycznie takiego problemu nie mają. Albo mają, tylko siedzą cicho. Na zdrowy rozum – pracy przy 500+ na pewno jest więcej. Jeśli nie przybyło wielu urzędników do pomocy, ktoś tę pracę musi jednak wykonywać. Choć Ministerstwo Rodziny Pracy i Polityki Społecznej zapowiadało, że w związku z 500+ będzie 7 tys. nowych miejsc pracy.
W Elblągu bunt narastał już od kilku miesięcy. Urzędników obsługujących 500+ jest, jak twierdzą, po prostu za mało. Urząd, co prawda, zatrudnił trzy dodatkowe osoby, ale to podobno kropla w morzu.
– Jeżeli pracownik dostaje obowiązki, które są ponad jego siły, to musi się buntować. A przez 500+ – to nie ulega wątpliwości – urzędnikom doszło dużo nowych obowiązków. Pracują w nadgodzinach, nie wyrabiają się z dokumentami. Dlatego uważamy, że takie podwyżki absolutnie im się należą. Ludzie mają prawo oczekiwać rekompensaty za zwiększoną ilość pracy – mówi naTemat przewodniczący regionalnej "Solidarności" Jan Fiodorowicz.
"A zaraz dojdzie wypłata 4000+" Lokalne media żyły sprawą pod koniec grudnia, wtedy o zbuntowanych urzędnikach naprawdę zrobiło się głośno, choć swoje żale zaczęli wylewać już w październiku. Sławomir Śniegucki, który w październiku założył w Urzędzie Miasta związek zawodowy, spisał trzy strony argumentów. Jeden z nich jest taki, że porównując do przeciętnych pracowników urzędu (których w Elblągu jest 462), ci od świadczeń rodzinnych otrzymują niskie płace i w budżecie na 2017 rok nie znalazły się dla nich dodatkowe fundusze. A przecież od kwietnia ubiegłego roku pracują na zdwojonych obrotach.
– To jest ciągła walka z czasem. Oni ciągle są w niedoczasie, co rodzi frustrację. Liczba dokumentów narasta lawinowo. Każdą sprawę trzeba rozpatrywać indywidualnie. Dodatkowe etaty nie zmniejszyły liczby zadań. A zaraz dojdzie wypłata 4000+ na dzieci niepełnosprawne! – mówi wzburzony.
"Zasługujemy na godziwe zarobki"
Urzędnicy sami napisali w tej sprawie do radnych i prezydenta. Nie owijali w bawełnę. Ich słowa cytowały lokalne portale. Podobnie, jak wieści, że urzędnicy odejdą z pracy, jeśli podwyżek nie dostaną.
Tak było przed Nowym Rokiem. I tak jest dziś. – Cały czas czekamy. Nie powinno się eskalować tego konfliktu – mówi radna Maria Kosecka.
Konflikt nie jest prosty do ogarnięcia. Każdy mocno trzyma się swojej strony. Prezydent o podwyżkach słyszeć nie chce. Nie ma na to pieniędzy. "Wynagrodzenia pracowników samorządowych finansowane są z budżetu miasta. Wzrost wynagrodzeń wymaga zawsze zwiększenia wydatków budżetu, obecnie brak jest takich możliwości. Miasto skierowało do wojewody prośbę o zwiększenie dotacji - niestety w udzielonej odpowiedzi otrzymaliśmy informację o jej nie zwiększaniu w roku obecnym" - taki komunikat otrzymaliśmy z jego biura prasowego.
Prezydent informuje też o innych podwyżkach, które w 2016 roku otrzymali wszyscy pracownicy Urzędu Miasta. Z podkreśleniem (wytłuszczoną czcionką), że w Departamencie Świadczeń Rodzinnych średnia kwota podwyżki była wyższa od średniej w całym urzędzie.
Urząd odpowiada
W czasie wzmożonego wdrażania programu 500+, tj. przez trzy miesiące: kwiecień – maj – czerwiec 2016 roku dla 27 pracowników przyznane były dodatki specjalne, na które Miasto przeznaczyło 30 327 zł. W tym samym okresie, w dniach roboczych, pracownicy Departamentu Świadczeń Rodzinnych pracowali w godzinach nadliczbowych za co otrzymali wynagrodzenie w wysokości łącznie – 20 617 zł. (...) Co ważne, do kosztów obsługi zadań Departamentu Świadczeń Rodzinnych w 2016 roku Miasto dopłaca ze środków własnych ponad 491 tys. zł. (...)Koszty obsługi to wydatki na wynagrodzenia dla pracowników Departamentu Świadczeń Rodzinnych oraz zakup usług i materiałów. Wydatki na wynagrodzenia w 2016 roku to kwota aż 1 mln 727 tys. zł, w tym ze środków własnych Miasta 204 tys. zł.
I tak jest najgorzej
Tyle że według związku zawodowego to kropla w morzu. Bo i tak w świadczeniach rodzinnych wynagrodzenie jest niższe niż w innych departamentach. Jak mówią, najgorsze. Przy największej liczbie obowiązków. Sławomir Śniegucki wręcz mówi o dotacji w wysokości 850 tysięcy, którą urząd miał otrzymać na obsługę 500+. - Z tej kwoty pracownicy dostali tylko 30 tys. w ramach dodatków socjalnych, które były wypłacane przez 3 miesiące - mówi.
I bądź tu człowieku mądry. Rozmowy trwają, na razie nic z nich nie wynika. Urzędniczki nie chciały z nami rozmawiać. W każdym razie regionalna NSZZ "Solidarność" ostrzega, że jeśli rozmowy zakończą się fiaskiem, sama będzie interweniować. Jak? Jeszcze nie wie.
Ciekawe, czy w innych miastach też są takie problemy. Czy może urząd w Elblągu stanie się tu prekursorem.
Doświadczenia ostatnich miesięcy jasno pokazały, że jest nas po prostu za mało. W ciągu minionych 12 miesięcy pracowaliśmy w nadgodzinach aż 7 miesięcy. Nic dziwnego, że mówi się o naszym Departamencie „kolonia karna”, „zsyłka” itp. My już więcej z siebie nie jesteśmy w stanie dać, a zadań będzie przybywać (…). Czujemy się traktowani jak pracownicy drugiej kategorii, a z pewnością na to nie zasłużyliśmy. Zasługujemy na godziwe zarobki, tym bardziej że dotacja przekazywana przez budżet państwa umożliwia podwyżki płac. Byłoby to niewątpliwie dużą motywacją do skutecznej realizacji postawionych nam zadań.Czytaj więcej