
Gigantyczna, olbrzymia, przeogromna – tak piszą o władzy, która wkrótce może stać się wszechpotężnym przywilejem tego człowieka. Swego czasu mocno wpatrzony był w niego Jarosław Kaczyński. To prezes PiS powiedział przecież, że chciałby, aby Polska była jak Turcja i aż dziw bierze, że do tej pory obaj nie spotkali się osobiście. W swojej partii Recep Tayyip Erdogan jest wielbiony niczym Bóg. I to dosłownie. Jeden z deputowanych wprost uznał, że prezydent ma wszelkie atrybuty Boga.
I tak Turcja powstaje z tych popiołów. Po nieudanym puczu w lipcu 2016 roku, Erdogan praktycznie wykosił opozycję. Jeszcze teraz, po tylu miesiącach, dochodzi do aresztowań, a kraj, jak słychać, stał się największym więzieniem dla dziennikarzy.
Władza przechodzi z premiera na prezydenta dając mu władzę na kolejne 12 lat. Ten ma prawo zwoływania i rozwiązywania parlamentu. Tak naprawdę, jak piszą media, nie będzie normalnego rządu. Nie będzie premiera, będą ministrowie, których prezydent będzie mógł powołać lub zwolnić. Wybory parlamentarne odbędą się w tym samym dniu, co prezydenckie.
VIDEO: People protesting presidential bill that gives Erdogan more powers dispersed by police water cannon, in front of Parliament, Ankara. pic.twitter.com/9Gi0GLHROY
— Turkey Untold (@TurkeyUntold) January 9, 2017
Napisz do autorki: katarzyna.zuchowicz@natemat.pl
