Gigantyczna, olbrzymia, przeogromna – tak piszą o władzy, która wkrótce może stać się wszechpotężnym przywilejem tego człowieka. Swego czasu mocno wpatrzony był w niego Jarosław Kaczyński. To prezes PiS powiedział przecież, że chciałby, aby Polska była jak Turcja i aż dziw bierze, że do tej pory obaj nie spotkali się osobiście. W swojej partii Recep Tayyip Erdogan jest wielbiony niczym Bóg. I to dosłownie. Jeden z deputowanych wprost uznał, że prezydent ma wszelkie atrybuty Boga.
W Turcji były już "święte urodziny" Erdogana. Były słowa o tym, że "dotknięcie go jest formą modlitwy". "Witaj, wysłanniku Boga!" – tak pod jego adresem miał zakrzyknąć jeden ze zwolenników Partii Sprawiedliwości i Rozwoju. Był też akt cudotwórczy. Gdy podczas wiecu wyborczego w 2014 roku Erdogan przemawiał do tłumu, nagle zobaczył mdlejącą kobietę. Przyniesiono ją na noszach na scenę, a on pochylił się nad nią, chwycił za ręce i kobieta zaraz poczuła się dobrze.
Sam Erdogan też często powołuje się na Boga. "Ten zamach spadł nam z nieba! Bóg nam go dał" – powiedział po ubiegłorocznej próbie zamachu stanu. Potem było, że jak Bóg pozwoli, to przywróci karę śmierci. A teraz mówi, że jak Bóg da, to w Turcji będzie początek nowej ery.
Jakiej? Takiej, że Erdogan będzie rządził praktycznie niepodzielnie. Co najmniej do 2029 roku. – Jeśli Bóg da, jutro powstanie nowa Turcja. Po raz kolejny silna Turcja powstaje z popiołów – tak zapowiadał jeszcze w 2014 roku. Niczym "dobra zmiana" w Polsce.
Tyrania, jednowładztwo
I tak Turcja powstaje z tych popiołów. Po nieudanym puczu w lipcu 2016 roku, Erdogan praktycznie wykosił opozycję. Jeszcze teraz, po tylu miesiącach, dochodzi do aresztowań, a kraj, jak słychać, stał się największym więzieniem dla dziennikarzy.
Ale dziś przede wszystkim Erdogan zmienia konstytucję. Od początku tygodnia turecki parlament debatuje nad propozycjami zmian i będzie to robił jeszcze przez dwa tygodnie. Ale już sam fakt rozpoczęcia tej dyskusji to znak, że idą zmiany. I wiadomo, w jakim kierunku zmierzają. Jeśli wejdą w życie, całkowicie wywrócą dotychczasowy system polityczny kraju. "Nowoczesna republika prezydencka" – tak o nim piszą. Albo wprost : reżim totalitarny, jednowładztwo. Tyrania.
Bo choć do tej pory prezydent rządził jak dyktator, to oficjalnie, konstytucja przypisywała mu dość ograniczoną, ceremonialną rolę.
Spójrzmy na te plany. Bo, co prawda, wiosną mają być poddane referendum, ale naród jest przekonany, że i tak wejdą w życie. Co się zmieni?
Nie będzie premiera
Władza przechodzi z premiera na prezydenta dając mu władzę na kolejne 12 lat. Ten ma prawo zwoływania i rozwiązywania parlamentu. Tak naprawdę, jak piszą media, nie będzie normalnego rządu. Nie będzie premiera, będą ministrowie, których prezydent będzie mógł powołać lub zwolnić. Wybory parlamentarne odbędą się w tym samym dniu, co prezydenckie.
Teoretycznie, partia rządząca utrzymuje, że taki system wzmocni stabilizację kraju, przytacza przykłady Francji czy USA. Opozycja widzi to inaczej. Władza Erdogana będzie dużo większa.
VIDEO: People protesting presidential bill that gives Erdogan more powers dispersed by police water cannon, in front of Parliament, Ankara. pic.twitter.com/9Gi0GLHROY
W kraju już zaczęły się protesty, do akcji wkroczyła policja, ale, paradoksalnie – choć i świat patrzy z niepokojem – prezydent wciąż pozostaje najpopularniejszym politykiem w kraju. Podobnie, jak jego partia.