Kochał się w niej Stanisław Grochowiak, uwielbiała ją Szymborska, która zadedykowała jej jeden z wierszy (czego nie miała zwyczaju robić). Jej piosenki śpiewała Wanda Warska i Anna Maria Jopek, a Eldo rapował o niej i do niej w utworze zatytułowanym jej imieniem. Mimo upływu lat poezja Poświatowskiej nie traci nic ze swej aktualności, a życie rozciągnięte między pragnieniem miłości i ciężką chorobą fascynuje.
Dziennikarka, najczęściej piszę o trendach, mediach i kobietach. Czasem bawię się w poważne dziennikarstwo, czasem pajacuję. Można się pomylić.
Pierwszy raz zetknęłam się z poezją Poświatowskiej na konkursie recytatorskim w gimnazjum. Na scenie pojawiały się kolejne nastolatki, które drżącym głosem deklarowały, że dotknęły kiedyś miłości, która smak miała gorzki. 23-letnie Julie z II c. Pamiętam, że zestawienie wiersza o miłości i tęsknocie z twarzami rówieśniczek w białych bluzkach i z kolorowymi spinkami we włosach wydało się wtedy komiczne.
Wiersze poetki otaczał i nadal otacza, jak pisze w biografii „Uparte serce” Kalina Błażejewska, nimb sentymentalizmu, spowodowany przedwczesną śmiercią i miłosną tematyką poezji. Poświatowska kojarzy się ze wpisem w dziewczęcym pamiętniku otoczonym suszonymi kwiatami i naklejkami, i funkcjonuje w powszechnej świadomości bardziej jako postać niż literatka. Tymczasem w jej wierszach stanowiących zapis całego spektrum kobiecych uczuć – od subtelnego zakochania, poprzez erotyczne spełnienie, aż po tęsknotę i strach, swoje emocje odnajduje wiele współczesnych kobiet i to także tych, które mury szkoły opuściły już kilka dobrych lat temu.
Poświatowska przyszła na świat w Częstochowie w maju 1935 roku. Została ochrzczona jako Helena Myga, ponieważ ksiądz uznał, że imię Halina nie jest wystarczająco katolickie. Oficjalny zapis w dokumentach zmieniła Poświatowska dopiero w 1961, tymczasem domownicy nazywali ją nawet nie Haliną, a Haśką. W 1945 roku podczas wyzwolenia Częstochowy rodzina Mygów spędziła w zimnej, wilgotnej piwnicy niemal tydzień. Zaledwie dziesięcioletnia wówczas Halina nabawiła się anginy. Choroba przeszła w zapalenie stawów, potem w zapalenie wsierdzia, które doprowadziło do nieuleczalnej wówczas niedomykalności zastawek.
Choroba naznaczyła całe jej przyszłe życie. Dziewczynka nie mogła chodzić do szkoły, ponieważ każdy większy wysiłek mógł skończyć się dla niej tragicznie. Jej młodszy brat, Zbigniew Myga wspomina, że zdziwił się kiedyś zapytany, jak to jest dorastać w domu obok wybitnej poetki. Dla niego i rodziców Haśka była nie tyle wielką artystką, ile chorą siostrą, o którą strasznie niepokoili się rodzice, spełniający jej drobne zachcianki. Matka niepokoiła się, nawet gdy Halina zbyt długo się śmiała, ponieważ był to wysiłek obciążający serce.
***
ptaku mojego serca
nie smuć się
nakarmię cię ziarnem radości
rozbłyśniesz
ptaku mojego serca
nie płacz
nakarmię cię ziarnem tkliwości
fruniesz
ptaku mojego serca
z opuszczonymi skrzydłami
nie szarp się
nakarmię cię ziarnem śmierci
zaśniesz
Życie młodej Poświatowskiej to pobyty w kolejnych szpitalach i sanatoriach. To w jednym z nich, jako 18-latka, poznała swojego przyszłego męża i pierwszą, wielką miłość, Adolfa Poświatowskiego, z oczywistych powodów nazywanego Adasiem. Również chory na serce Poświatowski, był malarzem i studentem Łódzkiej Filmówki.
Mimo sprzeciwu lekarzy i rodziców para pobrała się i zamieszkała w domu rodzinnym Haliny w Częstochowie, skąd Adaś dojeżdżał w weekendy na studia. Na początku marca 1956 roku poetka wyjechała do kolejnego uzdrowiska, gdzie miał do niej dołączyć mąż, kręcący w Krakowie swój film dyplomowy. W nocy poczuł się bardzo źle, nie mógł znaleźć tabletek na serce i zmarł nie ukończywszy filmu. Zaledwie 21-letnia Halina została wdową.
Stan zdrowia poetki pogorszył się, załamanie nerwowe połączone z wadą serca zagrażało jej życiu. Kiedy zajmujący się nią lekarz, profesor Julian Aleksandrowicz, zobaczył na jej stoliku nocnym tomik wierszy Wisławy Szymborskiej, wpadł na pewien pomysł. Stwierdził, że być może wrażliwa dziewczyna odnajdzie się w pisaniu, które odciągnie ją od powracających myśli o śmierci i wypełni pustkę.
Pewnego dnia przyprowadził do chorej Szymborską, która była jego znajomą. Jak wspomina, obie kobiety natychmiast nie tyle polubiły się, ile uległy wzajemnej fascynacji. Wisława stała się częstym gościem w szpitalu, a Haśka zaczęła pisać pierwsze wiersze, początkowo publikowane w częstochowskiej prasie. Rok później ukazał się „Hymn bałwochwalczy”, pierwszy tomik Poświatowskiej, bardzo dobrze przyjęty przez krytykę.
Dziewczyna czuła się nieco lepiej, jednak coraz bardziej drażniły ją ograniczenia w życiu codziennym związane z chorobą. Wtedy narodził się pomysł operacji w Stanach, gdzie po wojnie zamieszkało wujostwo Haliny. Rozpoczęła się zbiórka pieniędzy wśród Polonii amerykańskiej. Część kosztów zgodziła się pokryć nowojorska telewizja w zamian za prawa do transmisji. Operacja była nowatorska, miała zostać przeprowadzona na otwartym sercu w szpitalu w Filadelfii. Poświatowska bała się, że decyzja o zabiegu zostanie cofnięta ze względu na duże ryzyko, dlatego zajmującemu się nią w Stanach lekarzowi powiedziała, że woli umrzeć na stole operacyjnym, niż żyć powoli się dusząc. Operacja powiodła się, a Haśka odzyskała sprawność, którą utraciła jako 10-latka. Wreszcie mogła bez lęku wychodzić z domu, bawić się, śmiać i tańczyć.
***
Odkąd cię poznałam, noszę w kieszeni szminkę,
to jest bardzo głupie nosić szminkę w kieszeni,
gdy ty patrzysz na mnie tak poważnie, jakbyś w moich
oczach widział gotycki kościół. A ja nie jestem
żadną świątynią, tylko lasem i łąką - drżeniem liści,
które garną się do twoich rąk. Tam z tyłu szumi
potok, to jest czas, który ucieka, a ty pozwalasz mu
przepływać przez palce i nie chcesz schwytać czasu.
I kiedy cię żegnam, moje umalowane wargi pozostają
nie tknięte, a ja i tak noszę szminkę w kieszeni, odkąd
wiem, że masz bardzo piękne usta.
Przebywając w Stanach postanowiła zaryzykować i złożyć podanie o stypendium w prestiżowym college’u dla dziewcząt – Smith College. Mimo że Poświatowska nie znała niemal zupełnie angielskiego, jej podanie zostało rozpatrzone pozytywnie. Stypendium miało pokrywać nie tylko czesne, ale i zapewniało jej miejsce w akademiku i wyżywienie.
Na tej samej uczelni studiowała kilka lat wcześniej inna naznaczona tragizmem i słynąca z urody poetka – Sylwia Plath. Co ciekawe, obie zachowały bardzo podobne wspomnienia ze szkoły. Jako ledwo wiążące koniec z końcem studentki, nie czuły się dobrze w towarzystwie rozpieszczonych córek milionerów.
– Dziewczyny, które studiowały w Smith College, ubierały się bogato i zgodnie z nakazami mody, a że zbyt częste pokazywanie się w tej samej kreacji nie było dobrze odbierane przez ogół, więc takimi „znoszonymi” sukienkami obdarowywało się gorzej sytuowane koleżanki. Haśka przywiozła ze Stanów spory zapas odzieży, więc na ulicach szarego peerelu wyglądała jak rajski ptak wśród wróbli. Na dodatek dosyć często przyjaciółki dosyłały jej kolejne ciuchy. Był nawet z tym pewien kłopot, bo wprawdzie rzeczy używane były zwolnione z cła, ale to, co przychodziło w paczkach, było prawie nowe, więc nastręczało celnikom trudności w ocenie. Pamiętam, jak para butów była opisana następująco: „Obuwie damskie nowe z upozorowaniem śladów chodzenia”. Oczywiście pociągało to za sobą naliczenie stawki celnej” – tak brat poetki wspomina wpływ, jaki na dbanie o garderobę i styl Haliny, wywarły trzy lata wśród dziewcząt z amerykańskiej socjety.
Wakacje poprzedzające pierwszy rok w Smith College spędziła Poświatowska na kursie językowym w Nowym Jorku. Na jednym ze spotkań polonijnych poznała Jerzego Kosińskiego. Pisarz zrobił na Poświatowskiej ogromne wrażenie. Na pierwszej randce spacerowali podobno boso po Central Parku. Życie zdawało się nabierać kolorów.
Po tej przelotnej znajomości nie ma żadnych śladów, poza kreacjami literackimi obojga –Poświatowska poświęciła Kosińskiemu opowiadanie „Niebieski ptak”, nawiązując do najbardziej znanej powieści pisarza („Malowany ptak”), która swoją drogą nie podobała się poetce. W liście do przyjaciółki Poświatowska wyraziła podejrzenie, które wielokrotnie wracało w przyszłych latach w dyskusjach krytyków literatury. Uważała, że to nie Kosiński był autorem podpisanej jego nazwiskiem powieści.
Poświatowska zawsze cieszyła się olbrzymim zainteresowaniem mężczyzn, czemu nie trudno się dziwić, patrząc na jej zdjęcia. Była nie tyle klasyczną pięknością, ile kobietą o żywym spojrzeniu, z której bije niewymuszony wdzięk i subtelność. Haśka doskonale zdawała sobie zresztą sprawę z własnej urody, o którą bardzo dbała. Uważała, że kobieta musi „płakać i śmiać się bezzmarszczkowo". Jej brat wspomina, że codzienną rutyną było naklejanie na czoło plastra szkockiej taśmy samoprzylepnej, który miał przypominać o oszczędnej mimice i tym samym redukować przyszłe zmarszczki.
W kraju, w którym krem Nivea był jedynym kosmetykiem, dbanie o urodę było nie lada wyzwaniem. Halina robiła maski do włosów z pokrzywy i maseczki z żółtek. Wszystko zmieniło się po jej powrocie ze Stanów Zjednoczonych, kiedy w domu pojawiły się kosmetyki z prawdziwego zdarzenia.
Ernest Bryll, który notabene nigdy nie miał okazji poznać jej osobiście, ale przyjaźnił się z zakochanymi w niej Grochowiakiem i Śliwą, twierdzi, że jej siła przyciągania nie mogła leżeć jedynie w urodzie. Kobiet pięknych jest wiele, pięknych i fascynujących znacznie mniej.
We wspomnieniach o poetce czytamy: „Haśka należała do bardzo rzadkiego gatunku kobiet świetlistych. Gdziekolwiek wchodziła, tam robiło się jaśniej. Nie sposób było nie zauważać spojrzeń obecnych i to niezależnie od płci. Zarówno mężczyźni, jak i kobiety pojawienie się Haśki w towarzystwie kwitowali bezgłośnym, ale dającym się zauważyć wyrazem aprobaty.”
Studia trwały trzy lata, Haśka radziła sobie coraz lepiej, a po ukończeniu college'u została przyjęta na Wydział Filozofii Uniwersytetu Stanforda, jednak coraz bardziej tęskniła na rodziną. Postanowiła zrezygnować z dalszej edukacji w Stanach i wracać do kraju. Ostatni miesiąc spędziła na podróżach, odwiedziła przyjaciół w Bostonie, Main, pojechała na kilka dni do Waszyngtonu, Nowego Jorku i Montrealu, a w liście do matki pisała: „ (…)Jestem tak okropnie niespokojna, taka absolutnie rozedrgana, że tylko w aucie, które jedzie szybko, mogę mieć odrobinę spokoju. Kiedy wiem, że nie muszę czekać, że jadę. Gdybym musiała przesiedzieć te ostatnie dni na jednym miejscu, wściekłabym się pewnie. Pewnie, że mi żal, jak jeszcze... przecież ich nigdy więcej nie zobaczę, ani miejsc, ani ludzi... dobrzy są i piękne są niektóre miejsca... tylko nie to i nie tak, jeśli samotnie(…)”.
Po powrocie zapisała się na Uniwersytet Jagielloński, została przyjęta na IV rok Filozofii, gdzie uczęszczała między innymi na wykłady Romana Ingardena. Zamieszkała w krakowskim domu literatów. W tym czasie studia prawnicze w Krakowie zaczęła jej siostra Małgorzata, z którą były bardzo blisko. Być może dlatego, mimo mijających lat, Małgorzata, w przeciwieństwie do brata Zbigniewa, nigdy nie wypowiada się dla mediów na temat Haliny.
Pierwszy rok Poświatowskiej w Krakowie to nowa miłość. Młodszy o 7 lat Lubomir Zając był typowym bon vivantem, ciągającym Haśkę z imprezy na imprezę. Wiedli szalone życie, usiłowali nawet okraść sklep, co skończyło się wyrokiem w zawieszeniu. Zając był miłośnikiem gór, w które zabierał poetkę. Poświatowska źle znosiła te wycieczki, jej wada serca zaczynała się odnawiać, ale bała się powiedzieć o tym Zającowi, lękając się odrzucenia. Romans zakończył się próbą samobójczą Haśki, która połknęła garść tabletek na serce, po czym jak gdyby zmieniając zdanie, kazała zawieźć się chłopakowi do szpitala.
Po studiach została na uczelni i zaczęła pisać pracę poświęconą myśli etycznej Martina Luthera Kinga, którym zafascynowała się jeszcze w Stanach. W tym czasie zaczęły powstawać „Opowieści dla przyjaciela”, rodzaj stylizowanej autobiografii, w którym Haśka opisywała swoje życie Ireneuszowi Morawskiemu, studentowi polonistyki, poznanemu jeszcze przed wyjazdem do USA.
Morawski, z którym czuła niezwykłą, choć platoniczną więź, zerwał niespodziewanie ich bardzo intensywną korespondencję (mieszkał we Wrocławiu). Był szaleńczo zakochany w Poświatowskiej, która traktowała go zawsze tylko jako przyjaciela. Po latach Morawski przerwał milczenie, wypowiadając się dla jednej z biografek poetki, o tym bolesnym dla obojga rozstaniu: „Gdybym miał opowiedzieć więcej, musiałbym umieć opowiedzieć kobietę, która na zawsze i bardzo chciała być kochana, a w zamian za to dawała tak wiele - pozwalała się kochać. Przeważnie ludziom to nie wystarcza. Wydaje się, że wtedy nie wystarczało i mnie. Po latach sądzę, że jak dla mnie było to i tak za dużo”.
Na rok przed śmiercią, 31-letnia Haśka wyjeżdża na stypendium naukowe do Paryża, gdzie ma studiować na Sorbonie, jednak pogarszający się stan zdrowia uniemożliwia wychodzenie z domu dalej niż do pobliskiego sklepu i zmusza ją do wyjazdu z Francji. Badania zrobione po powrocie do kraju wykazały, że zastawki są w tak opłakanym stanie, jak przed operacją dziesięć lat wcześniej.
Poświatowska znów wprowadza się do Domu Literatów na Krupniczej, gdzie zaprzyjaźnia się z Janem Adamskim. Znajomość powoli przeradza się w coś więcej, choć Haśka naśmiewa się początkowo z gorliwego katolicyzmu Adamskiego, nazywając go w listach „świętym”. 15 lat starszy literat ma rodzinę i zamęcza Halinę swoimi wyrzutami sumienia, pomimo których romans trwa w najlepsze.
Adamski jest typem mężczyzny, z którym Poświatowska nie miała nigdy wcześniej do czynienia. Spokojny, opiekuńczy i ciepły, szybko zyskuje aprobatę rodziny, która uznaje, że delikatna Haśka wreszcie znalazła mężczyznę, który potrafi się nią zająć. Poświatowska zaczyna nieśmiało marzyć o ślubie i domu. Jej stan zdrowia stale się jednak pogarsza, a po upalnych wakacjach 1967 spędzonych w szpitalu, decyduje się, mimo ogromnego ryzyka, na kolejną operację. W październiku, w szpitalu na Płockiej w Warszawie, lekarze wstawiają jej sztuczną zastawkę. W tydzień po zabiegu, 11 października 1967 roku Haśka umiera w wieku zaledwie 32 lat.
Nakładem wydawnictwa Bosz ukazała się niedawno książka poświęcona Poświatowskiej pióra spokrewnionej z poetką dziennikarki radiowej Kaliny Słomskiej. „Poświatowska we wspomnieniach i inspiracjach” nie jest pełnoprawną biografią, ale publikacją, w której wspomnienia z domu rodzinnego dotyczące kuchni, dbałości Haliny o urodę i garderobę czy miłości rodziny do zwierząt, przeplatają się z listami Poświatowskiej do matki i przyjaciół.
Jednak tym, co stanowi o niezwykłości tej pozycji są komentarze osób, które poetkę znały i tych zupełnie jej obcych, którym jej postać jest bliska. Swoje ulubione wiersze wraz z komentarzami pełnymi luźnych spostrzeżeń przedstawiają między innymi Ernest Bryll, Anna Maria Jopek, Muniek Staszczyk czy Ewa Lipska.
Wszystko zostało okraszone zbiorem niepublikowanych wcześniej fotografii rodzinnych, obrazów zmarłego przedwcześnie pierwszego i jedynego męża poetki – Adolfa Poświatowskiego i innych artystów, których inspirowała postać Poświatowskiej. Głównym atutem tej publikacji jest właśnie polifonia opinii, odczuć i wspomnień, która sprawia, że postać poetki materializuje się przed czytelnikiem pełniej niż w klasycznej biografii.
Twórczość Haliny Poświatowskiej nie dezaktualizuje się mimo upływu lat. Dziś, kiedy o poezji nie dyskutuje się już nigdzie poza salami wyższych uczelni, stanowi wciąż aktualny zapis kobiecych emocji. To poezja, mimo swojej subtelności, egzystencjalna, gdzie erotyzm splata się ze śmiercią i zadumą nad przemijaniem. Świat, w którym można schronić się na moment przed natarczywą komercją i konsumpcją. Poświatowska nie boi się w swoich wierszach szczerego zachwytu i wzruszenia, biegnie w objęcia coraz to nowych miłości z niezmienną otwartością i zachwytem, bez żalu i obaw.