
Reklama.
Francuski "Raw", znany również pod tytułem "Grave", może być najbardziej pokręconym obrazem 2017 roku. Światową premierę zaliczy dopiero w marcu, ale o tym, że ma szansę na taki tytuł świadczy już jego zapowiedź. Ta długością nie przekracza teaserowych trailerów "Pięknej i Bestii" czy "Ciemniejszej strony Greya" i ma mniej wyświetleń. Ale dla tego miliona internautów, którzy zdążyli kliknąć, jest czymś, czego prędko nie zapomną.
Zanim dzieło pani Ducournau wejdzie na ekrany kin warto wiedzieć, że daleko mu do godnego Złotej Maliny. Nagrodzili go jurorzy festiwali: Austin Fantastic (nagroda w kategorii Reżyser i nagroda publiczności), Cannes (specjalna nagroda FIPRESCI, nominacje do Złotej Kamery, Critics Week Grand i Queerowej Palmy), CPH PIX (nagroda: New Talent dla reżyserki), Ghent International Film Festival (Explore Award)czy London Film Festival (Sutherland Award). Został doceniony również przez jury festiwalu w Toronto. Tak, dokładnie tam gdzie był za dużym przeżyciem dla co wrażliwszych kinomanów.
O tym, jak z 1,5-godzinnego seansu wynoszono omdlałych widzów, krążą legendy. Emocje podeszły im do gardeł tak bardzo, że trafili do szpitala. A w miarę przytomni - do toalety). Co prawda wielu takich nie było (zaledwie kilkoro), ale informacja poszła w świat. Ktoś mógł powiedzieć, że Francuzka tylko sobie nagrabiła. Stało się inaczej. "Raw" (lub jak kto woli "Grave") jest obiektem pożądania i wielu ma na niego apetyt.
1 minuta 50 sekund. Tyle trwa zwiastun filmu o kanibalizmie. Główną bohaterką jest Justine (Garance Marillier), młoda wegetarianka i studentka weterynarii. Podczas otrzęsin przechodzi makabryczny rytuał obejmujący m.in. jedzenie surowej wątroby i brodzenie we krwi. Dla dziewczyny jest nowym początkiem - stopniowo przemienia się w osobę, której ulubiona dieta to koledzy i koleżanki.
Kanibalizm w kinie to oczywiście żadna nowość. Nowością jest brak epatowania przemocą. "Raw"ma w sobie całkiem dużo piękna, sporo brzydoty i jeszcze więcej niepokoju. Oglądając trailer usta zatyka się nie tylko dlatego, że ktoś wbija w kogoś zęby, ale i z powodu towarzyszącej temu psychodelii. Ci, którzy już widzieli całość, piszą, że seans jest wyjątkowo osobliwym przeżyciem. Że to film, w którym "siedzi się" jeszcze długo po napisach końcowych. Swoje robią krew i mięso (zwierzęce oraz ludzkie), działa również forma. "Raw" wygląda na unikalny, mocny obraz i znajdzie swoją widownię.
– Chcę usłyszeć szczególną reakcję publiczności. Chcę zobaczyć, w którym momencie będą reagować. Jestem tego bardzo ciekawa. To jest jak bycie ocenianym przez swoich rówieśników, ponieważ sama jestem strasznym miłośnikiem tego gatunku – mówiła przed festiwalem w Toronto reżyserka. Cel osiągnęła. "Raw" na pewno zobaczą Amerykanie, Francuzi, Szwedzi i Hiszpanie. O premierze w Polsce na razie cicho.
Napisz do autorki: karolina.blaszkiewicz@natemat.pl