Politycy Prawa i Sprawiedliwości nieustannie apelują o uspokojenie emocji w polityce. Tymczasem sami atakują swoich przeciwników w sposób, który jest poniżej wszelkiej krytyki. Prezes PiS stwierdził, że członkowie KOD to byli SB-ecy i "osoby specjalnej troski". Broniący go Joachim Brudziński poszedł jeszcze dalej i określił ich jako "niezrównoważonych".
Podczas kolejnego wywiadu dla lokalnego oddziału mediów narodowych Jarosław Kaczyński powiedział słowa, które będą dla niego powodem do wstydu do końca jego kariery politycznej. Piszemy o nich w naTemat.
Błyskawicznie w jego obronie stanął wicemarszałek Sejmu Joachim Brudziński. Przekonywał, że słowa Prezesa to nie obraza, ale "fakty". Stwierdził, że w marszach KOD biorą udział nie tylko SB-cy, ale też ludzie niezrównoważeni.
Tymczasem Jarosław Kaczyński w swojej skandalicznej wypowiedzi mówił o osobach niepełnosprawnych intelektualnie. Stawianie między tymi dwoma grupami znaku równości jest dalszym zaostrzaniem sytuacji.
A jeszcze kilka dni temu Brudziński apelował o uspokojenie nastrojów, jakby zapominając o swoim okrzyku sprzed roku, gdy skandował z Prezesem "Cała Polska z was się śmieje, komuniści i złodzieje". Zapomniał też o podpisanej przez Kaczyńskiego "Deklaracji Łódzkiej". Za niedopuszczalne uznano "wypowiedzi przypisujące choroby psychiczne".