
Reklama.
Najnowszy "Newsweek" prześwietla drogę polityczną Mariusza Błaszczaka. To właśnie on stał się jednym z ulubionych bohaterów "Ucha prezesa", w którym jego postać jest jedną z najbardziej wyeksponowanych. W kreacji satyryków widać jak na dłoni, że to człowiek usłużny i bez własnego zdania. Zdaniem rozmówców dziennikarzy "Newsweeka", Błaszczak jest w rzeczywistości takim właśnie człowiekiem.
Cezary Michalski przypomina czas rozłamów w PiS, na przełomie 2010 i 2011 roku. To czas, kiedy prawie wszyscy politycy brali pod uwagę porzucenie prezesa. Nawet Andrzej Duda długo się wahał, czy nie zdradzić Jarosława Kaczyńskiego. – Tylko z Błaszczakiem nikt się nie kontaktował – mówi "Newsweekowi" Marek Migalski. Dlaczego? To by było jak bezpośredni telefon do Kaczyńskiego.
Dlaczego zatem prezes nie nagrodził Błaszczaka i nie wystawił w wyborach prezydenckich? Odpowiedź na to pytanie zdradza jeden z byłych PR-owców PiS: – Duda nie był wizerunkowo interesujący z natury, ale w kampanii dało się na nim zamontować jakąś charyzmę, wystarczającą na Komorowskiego. Montować charyzmę na Błaszczaku to jakby husarskie siodło chcieć założyć na muła – czytamy.
Bagatelizowanie Błaszczaka to jeden z błędów, które zdarza popełniać politykom prawicy. Robił to Ziobro, Jacek Kurski, a także wypowiadający się w artykule Migalski - dziś poza polityką... A Błaszczak rozkwita. I jest najbliżej ucha prezesa.
Całość artykułu "Straszak" w najnowszym numerze tygodnika "Newsweek"