Prezes PiS Jarosław Kaczyński w rozmowie z Radiem Łódź skomentował protesty Komitetu Obrony Demokracji, które towarzyszą jego wizytom w różnych miastach Polski. Zauważył wśród manifestantów "osoby specjalnej troski”. Kogo miał na myśli? – Takie osoby, jak Kaczyński sprawiają, że osoby z niepełnosprawnościami są postrzegane jako gorsze – mówi w rozmowie z naTemat dr Paweł Kubicki ze Stowarzyszenia "Nie-Grzeczne Dzieci”, adiunkt w Szkole Głównej Handlowej oraz ekspert Komisji ds. Osób z Niepełnosprawnością przy Rzeczniku Praw Obywatelskich.
Co konkretnie i w jakich okolicznościach powiedział Kaczyński pytany, czy przejmuje się protestami opozycji? – Nie przejmuję się tym w najmniejszym stopniu. Tym bardziej, że patrząc na twarze tych osób, to tylko domysł, ale obawiam się, niektórzy z nich byli pracownikami dawnych organów bezpieczeństwa. Wydaje mi się, że widać tam też troszkę twarzy osób specjalnej troski. Nie będę tego precyzował, bo wszyscy wiedzą, co to znaczy – stwierdził.
Wcześniej o tym, że prezydent USA Donald Trump "nie jest dzieckiem specjalnej troski", mówił z kolei szef MSZ Witold Waszczykowski. Burzę wywołał również artykuł prof. Piotra Nowaka w "Rzeczpospolitej". Postulował on ograniczenie dostępu osób z zespołem Aspergera do szkół wyższych. Jak interpretować takie wypowiedzi. Czy powielają one stereotypy na temat osób z niepełnosprawnościami?
Prezes Jarosław Kaczyński chcąc obrazić przedstawicieli opozycji, którzy protestowali przeciwko polityce PiS, powiedział, że w jej szeregach "widzi osoby specjalnej troski”. O jakich osobach mówi prezes?
– W tej chwili o żadnych. Nie mam pojęcia, kogo prezes Kaczyński miał na myśli. Język dotyczący szeroko rozumianej grupy osób z niepełnosprawnościami uległ ostatnio zmianie, a "osoby specjalnej troski” są jednym z wyrażeń, które odchodzą w przeszłość. Politycy nie nadążają za tymi zmianami, a wypowiedzi medialne dyskryminujące np. osoby z zaburzeniami psychicznymi są dosyć częste. Proszę zobaczyć choćby opracowanie opublikowane na stronach RPO.
Dobrym przykładem jest też ostatni artykuł prof. Piotr Nowaka, który mylił podstawowe terminy i swobodnie przechodził od wariata, szaleńca, poprzez studenta z zespołem Aspergera, chorego psychicznie, osobę niepoczytalną, kończąc na studencie "niepełnosprawnym umysłowo”. Nie tylko są to pojęcia całkiem różne, ale większość z nich jest już nieaktualna i pejoratywna, co staraliśmy się wypunktować.
Czy "osoby specjalnej troski" to nie jest określenie pejoratywne?
Zazwyczaj jest, ale nie musi być. Jestem sobie w stanie wyobrazić starszą panią, która mówi to w dobrej wierze i chce komuś pomóc. W przypadku wypowiedzi Kaczyńskiego jest jednak istotny kontekst. On wyraźnie użył tego pojęcia, by zdyskredytować uczestników demonstracji. Pokazać, że protestują "nienormalni”, zestawiając "osoby specjalnej troski” obok również negatywnie postrzeganych UB-eków. Pytanie, czy poseł Prawa i Sprawiedliwości miał na myśli osoby z niepełnosprawnością intelektualną, czy z zaburzeniami psychicznymi, czy kogokolwiek innego, jest wtórne.
Problemem jest to, że używa się określeń, które funkcjonują gdzieś w języku polskim i najczęściej odnoszą się do osób z niepełnosprawnościami w celu ośmieszenia i skrytykowania swojego przeciwnika politycznego. Tego typu wypowiedzi, jak np. o "ucieczce z psychiatryka” czy "autyzmie PiS”, zarówno w mediach jak i w polityce niestety funkcjonują. Żeby kogoś zdyskredytować, nazywa się go wariatem, albo używa określeń, które mają pejoratywne znaczenie, albo co gorsza pojęć całkowicie neutralnych znaczeniowo w kontekście niepełnosprawności, ale na opisanie ocenianych negatywnie polityków czy obywateli.
Podobnego zwrotu użył niedawno szef MSZ Witold Waszczykowski mówiąc o prezydencie Trumpie, że "nie jest dzieckiem specjalnej troski”. Ale przecież na co dzień wielu z nas zdarza się w przypływie złości nazwać kogoś głupkiem, idiotą, imbecylem…
Tak, to spory problem. Funkcjonuje też określenie zaczerpnięte z dziecięcego podwórka: "ty Downie”. Jeśli pojęć związanych z niepełnosprawnością, niezależnie czy pejoratywnych, czy całkiem neutralnych, używa się w negatywnym kontekście, to bardzo ciężko oderwać to później od wizerunku osób z niepełnosprawnościami. Tym bardziej w Polsce, gdzie dzięki powszechności instytucji segregacyjnych, które izolują osoby z niepełnosprawnościami od społeczeństwa, ten wizerunek nie jest zazwyczaj budowany na podstawie osobistych doświadczeń. Nie widzimy i nie żyjemy na co dzień z ludźmi z niepełnosprawnością, więc to, co o nich myślimy, budują media. Na takiej samej zasadzie opiera się dyskusja z ludźmi z trochę starszego pokolenia, którzy używają słów "ożydzić” czy "oszwabić”.
Można bardzo różnie określać swojego przeciwnika, by go obrzydzić reszcie społeczeństwa. Niestety w polityce, nie tylko w partii rządzącej, tym punktem odniesienia są często osoby z zaburzeniami psychicznymi – one mają chyba najgorzej – albo z niepełnosprawnością intelektualną. Takie słowa czy określenia wypowiadane są zupełnie bezrefleksyjnie. Bo ja podejrzewam, że to nie była zła wola posła Kaczyńskiego, że on chciał powiedzieć coś więcej niż tylko zdyskredytować KOD. On chciał "kopnąć” KOD, więc użył swojego nomen omen kodu, skrótu myślowego i "wyciągnął” sobie stereotypy na temat niepełnosprawności. Problemem jest to, że mnóstwo osób ma w swoich głowach, na podorędziu, właśnie tego typu określenia. Wiele lat zajęło nam zwalczanie takich kolokwializmów w odniesieniu do mniejszości etnicznych czy narodowych. Z niepełnosprawnością mamy jeszcze dużo do zrobienia. I nie jest to tylko wina PiS.
Ale czy to wszystko nie odbywa się w oparach hipokryzji? To ze środowiska politycznego PiS wyszła inicjatywa, by kobiety otrzymywały 4 tys. złotych, gdy zdecydują się rodzić dzieci z niepełnosprawnościami.
Podam przykład z amerykańskiego podwórka. W mediach amerykańskich pojawił się pełen oburzenia artykuł o Trumpie, że parodiował dziennikarza z niepełnosprawnością. Chodzi o taki nastrój wzburzenia moralnego, gdzie wszyscy krytykują kogoś, że czegoś nie wypada, ale bez pogłębionej refleksji. Jednak jeden z aktywistów zauważył, że takie oburzenie nie przekłada się na politykę i rozwiązywanie konkretnych problemów.
Oburzenie moralne i związane z tym oburzenie medialne jest właśnie patriarchalną "troską” o maluczkich, ale bez uwzględniania opinii środowiska osób z niepełnosprawnościami i ich potrzeb, tylko na potrzeby rozgrywek politycznych i mediów. W środowisku PiS widać to najdokładniej właśnie w dyskusji na temat aborcji. Mamy pewne skrypty myślowe, np. na temat bezwzględnej wartości życia, w szczególności na prawicy jest to życie nienarodzone i uruchamiamy je, gdy ktoś to podważa.
Jednocześnie inne skrypty uruchamiamy, gdy chcemy kopnąć przeciwnika politycznego. I tu i tu mówimy o osobach z niepełnosprawnościami, ale niestety kompletnie bezrefleksyjnie i nie widząc związku między jednym i drugim. Nie przeszkadza nam też oczywista sprzeczność między szczerze popieranym bohaterstwem matki rodzącej dziecko z głęboką niepełnosprawnością, a wyzywaniem swoich przeciwników politycznych od osób z niepełnosprawnościami. Inaczej mówiąc, wielu polityków namawia matki do rodzenia osób, którymi później będą mniej lub bardziej nieświadomie gardzić.
Jak walczyć z takimi stereotypowymi kliszami językowymi, które dotyczą osób z niepełnosprawnościami?
– To idzie bardzo słabo. W środowisku eksperckim zgromadzonym wokół Rzecznika Praw Obywatelskich zastanawiamy się nad wydaniem jakiegoś mini-słowniczka. Żeby nie uciekać w poprawność polityczną, to nie byłby słowniczek jak należy mówić, tylko słowniczek pokazujący jak się zmienił język i jakie słowa uważamy w tej chwili za najtrafniej coś opisujące, a jakie uważamy za pejoratywne. Poza tym ogromną rolę mogą odegrać tutaj media. Gdyby dziennikarze od razu pytali polityków co mają na myśli, co chcieli przekazać, szybko byśmy taki język wyeliminowali.
Czy ten pełen stereotypów język, o którym rozmawiamy bardzo krzywdzi osoby z niepełnosprawnościami?
- Takie osoby nie są ani mniej, ani bardziej wrażliwie od innych. Natomiast wróćmy do przykładu prof. Nowaka, który chciałby ograniczyć dostęp osób z niepełnosprawnością psychiczną do uczelni wyższych. On sam twierdzi, że nigdy w towarzystwie osoby z niepełnosprawnością by czegoś takiego nie powiedział. Podejrzewam, że Kaczyński też nie ma zamiaru wyzywać personalnie osób z niepełnosprawnościami. Problem w tym, że mówiąc „obok” osób z niepełnosprawnościami i nie do nich robią coś znacznie gorszego. Obrażona osoba z niepełnosprawnością jest przynajmniej świadoma, że ktoś ją atakuje i może się bronić, bądź unikać sprawcy. Może też próbować nakłonić kogoś do zmiany opinii.
Używanie określeń związanych z niepełnosprawnością, by poniżyć i zdyskredytować swoich wrogów i je naznaczyć wbudowuje do naszej podświadomości negatywne stereotypy na temat niepełnosprawności i osób z niepełnosprawnościami. Przypomnę ponownie, że żyjemy w społeczeństwie, które wciąż ma tendencję do segregowania i izolowania osób z niepełnosprawnościami, a proces włączania i deinstytucjonalizacji napotyka na spore przeszkody. My budujemy „wiedzę” o niepełnosprawności z opinii i skojarzeń, tego co w mediach, a nie doświadczenia życiowego. Sprawiamy, że rodzice dzieci pełnosprawnych na informację, że w ich klasie będzie uczeń z niepełnosprawnością instynktownie się krzywią i obawiają, a dopiero potem włączają myślenie, że szansa znalezienia pracy przez osobę z „żółtymi papierami” graniczy z fikcją.
Krótko mówiąc główny problem to nie to, że ci którzy wyzywają swoich przeciwników politycznych odwołując się do pojęć związanych z niepełnosprawnością obrażają jednocześnie osoby z niepełnosprawnościami. Robią coś znacznie gorszego. Oni sprawiają, że życie codzienne osób z niepełnosprawnościami jest znacznie trudniejsze, niż być powinno. Budują w społeczeństwie bariery mentalne, które czasem trudniej przezwyciężyć, niż te fizyczne. Takie osoby, jak Kaczyński sprawiają, że osoby z niepełnosprawnościami są postrzegane jako gorsze i gorzej traktowane bez powodu, zupełnie bezrefleksyjnie. Tak, jak bezrefleksyjna była ta wypowiedź o "osobach specjalnej troski”.