Polskie dzieci nie wypadły najlepiej w europejskim badaniu kompetencji językowych. Gdzie leży problem? Minister Krystyna Szumilas nie obarcza winą polskiego systemu edukacyjnego. Szuka sposobu na poprawę sytuacji. Zrodził się jeden, za to konkretny. Trzeba wprowadzić do programów obcojęzycznych napisy, zamiast lektora.
Minister za słaby wynik Polaków nie wini systemu edukacyjnego mimo że część badanych uczyła się angielskiego "starym systemem" – nauka dopiero od czwartej klasy podstawówki. Dopiero od 2008 roku języka obcego naucza się dzieci obowiązkowo od pierwszej klasy. To jednak jedna strona medalu. Krystyna Szumilas szuka innych przyczyn tej sytuacji. Na wokandę wrócił pomysł, by w
Europejskie Badanie Kompetencji Językowych (ESLC) - to pierwsze międzynarodowe badanie umiejętności językowych młodzieży. Przeprowadzono je w 2011 roku w czternastu krajach europejskich. Badanie sprawdzało umiejętności rozumienia ze słuchu, rozumienie tekstu pisanego oraz pisanie. CZYTAJ WIĘCEJ
Chęci są, jak na razie wyników nie widać. Polskie dzieci uzyskały słaby wynik w ESLC. W Polsce, Bułgarii, Hiszpanii i Portugalii przeszło 20 proc. badanych nie osiągnęło podstawowego poziomu A1. Francja wypada najgorzej, bo tego poziomu nie osiąga 31 proc. uczniów. Najlepiej wypadły Holandia, Malta i Szwecja, gdzie ponad połowa dzieci osiąga najwyższy z badanych poziom B2.
Lektor odchodzi do lamusa?
System Opisu Kształcenia Językowego definiuje trzy podstawowe poziomy kompetencji językowych, które pozwalają na stałą ocenę postępów w nauce języka, na każdym poziomie nauczania:
poziom podstawowy (A1, A2),
poziom samodzielności (B1, B2),
poziom biegłości (C1, C2) CZYTAJ WIĘCEJ
Rezygnujemy zatem z lektora? - To byłoby cudowne rozwiązanie,na wzór chociażby krajów skandynawskich - mówi w rozmowie z naTemat Agata Jakubiec, tłumacz i lingwista, która zajmuje się sporządzaniem napisów. - To naprawdę działa, nawet na ludzi starszych, mogą dzięki temu osiągnąć minimalny poziom komunikacyjny, który przyda się np. na wycieczce za granicą - przekonuje. Dodaje także, że dla zachodnich społeczeństw programy z lektorem wydają się śmieszne. Taką tezę potwierdza również Graziano, Włoch, który odwiedza Warszawę. Nie mógł nadziwić się, że w filmie tym samym głosem mówi kobieta, mężczyzna i dziecko. Opowiada, że we Włoszech programy nadawane są albo z dubbingiem, albo napisami.
- To fakt, że lektor jest bardzo wygodny dla osób leniwych, którym się nie chce czytać. Ale bardzo dużo tracą - mówi Agata Jakubiec. - Podczas oglądania programu obcojęzycznego z polskimi napisami ćwiczymy akcent, poznajemy potoczne zwroty. Lektor często zabija przyjemność z oglądania, wypacza kwestie. Oczywiście wiem, że nie wszystko da się przetłumaczyć na polski, lecz lepszy byłby kontrast między słyszaną wersją w oryginale, a polską "karykaturalną" wersją - przekonuje ekspert. Dodaje także, że nie chodzi w tym wszystkim o to, jak nas widzieć będą na zachodzie. To narodowy kompleks. Najważniejsze, by Polacy sprawnie mówili w obcym języku i umieli się porozumieć z obcokrajowcami.
Umiejętności bierne
Takie zmiany w telewizji ekscytują również nauczycieli angielskiego. - Z perspektywy pedagogicznej to świetny pomysł - mówi Agnieszka Szeżyńska, metodyk ze Szkoły Językowej Archibald. - Dzieci będą miały okazję "uczyć się bawiąc i bawić się ucząc". Uczeń siada przed telewizorem z zamiarem zabawy. Przy okazji zdobywa wiedzę, nie będąc tego do końca świadomym. Mamy w takim przypadku do czynienia z tzw. "kształceniem incydentalnym", czyli podświadomym przyswajaniem sobie informacji - mówi Agnieszka Sieżyńska.
Dodaje też, że taki sposób nauki nie jest zarezerwowany tylko dla dzieci. Osoby starsze również będą się w ten sposób uczyć. Wszystko zależy od indywidualnych zdolności pojmowania. Zaznacza jednak, że takiego rodzaju nauka nie gwarantuje umiejętności komunikacyjnych. - Podczas częstego oglądania programów obcojęzycznych z napisami zdobywamy umiejętności bierne. Rozumiemy obcy język, ale by zacząć go stosować potrzebujemy nauki na regularnych zajęciach - mówi ekspert. Zaznacza też, że póki co nie jesteśmy gotowi na oglądanie programów bez napisów, ale dzisiejsza technologia powinna w każdej stacji umożliwić wyłączenie napisów. - To dobry pomysł, ale jest to zaledwie wisienka na torcie systemu edukacji - podsumowuje rozmowę Agnieszka Sieżyńska.
Nie pierwszy już raz...
Sam pomysł nie jest nowy, jednak nigdy nie znalazł uznania. Co prawda niektóre telewizje komercyjne oferowały taką możliwość. Początkowo płatne kanały (Canal+, HBO), inne telewizje powoli się do tego przekonywały. Ale trudności administracyjne przy wprowadzaniu to jedno. Następnym problemem jest fakt, że sami Polacy nie do końca są przekonani co do słuszności tego pomysłu. Wiele osób wolało lektora. Tym tłumaczyli się kilka lat temu włodarze telewizji w obawie przed spadkiem oglądalności. Wydaje się jednak, że coraz więcej Polaków chce się uczyć i ma dość lektora. Nie jesteśmy już aż tak leniwi. Internauci organizują się przeciw wszędobylskiemu lektorowi.
Reżyser może to zmienić
Inną, potężną bronią, która potrafi przywrócić napisy dysponują reżyserzy. Gdy się uprą, potrafią zdziałać wiele. Pokazał to Stanley Kubrick. Swego czasu udało mu się wynegocjować na wydawcy swoich filmów, by były pokazywane w oryginale, ewentualnie z napisami. Nie wyraził zgody na zakłócanie pierwotnej ścieżki dźwiękowej głosem lektora. Nie jest to popularna praktyka, jednak ma swoich zwolenników jak choćby Steven Spielberg, który zaznacza: "dubbing albo napisy, żadnych lektorów".
Lektor jest droższy
Wbrew pozorom, zdaniem Jacka Szumlasa trudniącego się dystrybucją filmów napisy wcale nie są droższe niż lektor. To do niego trzeba dopłacać. 95 proc. wydawców zapewnia odbiorcom przetłumaczone napisy z wyjaśnionym znaczeniem zwrotów slangowych czy gwarowych. Reżyser stara się, by aktorzy i dialogi były na najwyższym poziomie, a lektor najzwyczajniej w świecie niweluje te starania.
Kraje zachodnie stawiają na napisy. Rezultaty widać gołym okiem, choćby na przykładzie Szwecji. Krystyna Szumilas jest na dobrej drodze, by zrobić duży krok w edukacji, szczególnie najmłodszych. Bez wątpienia zdobędzie poparcie wielu Polaków. Może także przy tej okazji upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i rozwiązać problem małej ilości programów dla niedosłyszących. Komisja Europejska już kilka lat temu nakazywała krajom członkowskim, by wprowadziły napisy w publicznych telewizjach.